
Na dworcu czekali na nią ją mąż, syn oraz żyjący na Litwie Białorusini. Powitała zebranych okrzykiem „Niech żyje Białoruś”.
Wzruszona Szarenda-Panasiuk, która spędziła w więzieniu cztery lata i miesiąc, ze łzami w oczach powiedziała, że przez cały czas za kratami wyobrażała sobie chwilę spotkania z bliskimi.
Powiadomiła też, że inna więźniarka polityczna Wiktoryja Kulsza jest w złym stanie zdrowia, kilka razy głodowała, odmawiała picia wody i podcinała sobie żyły.
„Nic się nie skończyło. Skończy się, jak wszyscy wyjdą” – zaznaczyła.
Białoruski reżim trzykrotnie wymierzał Szarendzie-Panasiuk dodatkowe kary, wykorzystując represyjny artykuł 411, który umożliwia skazywanie za „umyślne niepodporządkowanie się” władzom więziennym.
Szarenda-Panasiuk to aktywistka z Brześcia. Została zatrzymana w 2021 r., a następnie skazana za „atak” na milicjanta oraz obrazę Alaksandra Łukaszenki. Miała wyjść na wolność pod koniec 2022 r., ale została wówczas ukarana przez sąd dodatkowym rokiem więzienia za „umyślne nieposłuszeństwo” w więzieniu. Była pierwszą kobietą skazaną na podstawie tego artykułu. W sumie odbyła cztery wyroki. O jej uwolnieniu poinformowano 1 lutego.
Według informacji przekazanych przez bliskich oraz obrońców praw człowieka z centrum Wiasna, nad kobietą systematycznie znęcano się psychicznie i fizycznie. Wielokrotnie trafiała do karceru, a także kierowano ją na „ekspertyzy” do szpitala psychiatrycznego. Jej stan zdrowia miał się znacznie pogorszyć.
Palina Szarenda-Panasiuk ma dwóch niepełnoletnich synów – Sławamira i Stacha.