Myślę jednak, że dopuszczalna jest również pewnego rodzaju metoda „swobodnych skojarzeń” w dociekaniu sensu, który niesie ten fragment Ewangelii. Na czym więc skupiłem swoją uwagę, czytając ten tekst, i co chciałbym w związku z nim powiedzieć wam, kochani słuchacze.
Skupiłem się na tym, co najbardziej istotne – na dwóch słowach zawartych w przedostatnim zdaniu dzisiejsze perykopy Ewangelii: „Emmanuel” oraz „Jezus”, które są imionami nadanymi Synowi Bożemu. „Emmanuel” i „Jezus”, a więc Stary i Nowy Testament – dwie epoki w historii zbawienia, w historii ludzkości.
O czym myślę, słysząc słowo „Emmanuel”, to znaczy „Bóg z nami” (Mt 1, 23)? Jakie skojarzenie nasuwa mi się ze słowami „Bóg z nami”? Myśląc nad tym przypomniała mi się pewna wizja, przekazana współczesnemu światu w poetyckim zapisie. Zapewne zna ją większość z was. Mam na myśli utwór, na który w krótkich odstępach czasu natknąłem się aż trzy razy. W każdym przypadku było to to samo, jednak za każdym razem w nieco innej formie. Nasunęło mi się wtedy skojarzenie z „synoptycznym” przesłaniem Ewangelii: to samo, lecz nie dokładnie tak samo. Przywoływanie tego utworu w różnych źródłach miało dla mnie znaczenie. Świadczyło o tym, że ludzie szukają prawdy i chętnie przyjmują Ewangelię w jej współczesnym „streszczeniu”.
Utworem tym są Ślady na piasku Margaret Fishback Powers. Oto są słowa tego głębokiego tekstu.
Pewnego dnia śniło mi się,
Że spacerowałam plażą z Panem,
Na ciemnym niebie rozbłyskiwały sceny z mego życia.
Po każdej z nich na piasku pojawiały się dwie pary stóp:
jedne należały do mnie,
a drugie do Pana.
Kiedy błysnęła przede mną ostatnia scena,
Spojrzałam znowu za siebie.
Nie zauważyłam śladów stóp Pana.
Uświadomiłam sobie, że był to najgorszy
i najsmutniejszy czas w moim życiu.
Nigdy nie mogłam o nim zapomnieć.
„Panie – rzekłam – kiedy postanowiłam iść za Tobą,
powiedziałeś mi, że zawsze będziesz przy mnie.
Jednak w najtrudniejszych chwilach mego życia
na piasku widniały ślady tylko jednych stóp.
Panie, dlaczego, gdy najbardziej Cię potrzebuję,
Ty mnie zostawiasz?”
„Moje drogie dziecko – wyszeptał – kocham cię
i nigdy cię nie opuszczę, nigdy i nigdzie,
w chwilach prób i doświadczeń.
Gdy widziałaś ślady tylko jednych stóp,
to znak, że cię niosłem”.
Z pewnością do każdego człowieka wiersz ten przemawia inaczej. Dla mnie jest to obrazowe i bardzo przekonywujące wyjaśnienie, co znaczy „Bóg z nami”. W moim przekonaniu wiersz ten pomaga ludziom uwierzyć w jedną z największych obietnic Jezusa: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20). „Przez wszystkie dni”, czyli zawsze, wszędzie i w każdych okolicznościach. Bóg jest z nami!
Co zatem znaczy słowo „Jezus”? „Jahwe jest zbawieniem” – każdy, kto te słowa czyta, chyba o tym wie. Nie zamierzam w tym miejscu tłumaczyć rzeczy oczywistych, chciałbym jednak przywołać takie, które mogłyby kogoś jeszcze bardziej przybliżyć do prawdy, zawartej w słowie „Jezus”.
Pewna Antonina Krzysztoń,umieściła w internecie świadectwo które przytaczam wam w całości: „Książką, która miała na mnie ogromny wpływ, jest „Opowieść pielgrzyma” Nie wiem kto jest jej autorem i czy jest to autentyczna historia człowieka, który poszukiwał prawdziwej, szczerej, ciągłej modlitwy sercem, tak zwanej modlitwy Jezusowej: Jezu Chryste, zlituj się nade mną!
Był okres, kiedy stale posługiwałam się tą modlitwą. Ale czułam, że to jeszcze nie to, że nie docieram do jej głębi. Wszystko zmieniło się, gdy jedna z moich bliskich osób trafiła do szpitala. Powoli odchodziła… Pewnego dnia dowiedziałam się, że umiera tam chłopiec, który trafił z wypadku. Nie wiem nawet, czy był przytomny. Słyszałam, jak wypowiada słowa, które brzmiały jak: Jezus żyje. Na wdechu: Jezus, na wydechu: żyje. Jezus żyje, Jezus żyje… Nie wiem, czy on rzeczywiście tak mówił, ale ja tak to usłyszałam. Dzięki temu obcemu konającemu chłopcu odkryłam modlitwę słowami: Jezus żyje. W tunelu, jakim wtedy szłam, jedynym światłem stały się słowa: Jezus żyje. One naprawdę dają siłę, by przejść najtrudniejsze chwile. Ale drzwiami do zrozumienia tej modlitwy na wzór Jezusowej była niewątpliwie „Opowieść pielgrzyma””.
Zdecydowałem się przywołać te słowa, ponieważ streszczają one najgłębszy – jeśli tu można mówić o jakichś poziomach – sens Ewangelii: Jezus „żyje”! Słowa apostołów, Piotra i Pawła, głoszących, że „Chrystus zmartwychwstał!” nie przemawiają do mnie z taką mocą, jak słowa „Jezus żyje!” Dlaczego? To kwestia „czasu”. „Zmartwychwstał” znaczy „kiedyś”, w przeszłości, dwa tysiące lat temu; a „żyje” znaczy „teraz”. Żeby odnieść rzeczywistość, wyrażoną w słowie „zmartwychwstał”, do swojej obecnej sytuacji, muszę przeprowadzić najkrótszą nawet – ale jednak! – teologiczną refleksję. Słowo „żyje” natomiast łączy mnie bezpośrednio – tu i teraz – z Tym, którego istnienie, a więc i zmartwychwstanie ma dla mnie największe znaczenie.
Dla mnie również modlitwa Jezusowa ma duże znaczenie Nie modlę się wprawdzie – podobnie jak Antonina Krzysztoń – słowami „Jezus żyje”, ale słowa te wyrażają całą moją religijną świadomość.
Dzisiaj jesteśmy świadkami, jak przez Anioła Bóg zwraca się do św. Józefa. „Nie bój się!“ To samo słyszy Maryja gdy Anioł zwiastuje Jej, że będzie Matką Syna Bożego. „Nie bój się!“ To samo słyszą pasterze na betlejemskich pastwiskach [Łk 2,10]).
Nie bój się! Bóg jest dobry. Gdy wstępuje w nasze życie, to nie po to, aby uczynić je czymś nie do zniesienia. Widać to na przykładzie Maryi. Na Boże powołanie odpowiada Ona „tak”. Gdy otwiera swoje serce na słowo Boga, Jej udziałem staje się prawdziwe szczęście. Maryja jest błogosławiona, czyli szczęśliwa, gdyż wielkie rzeczy uczynił Jej wszechmocny (Łk 1,48). Poddając się ufnie Bogu, śpiewa pieśń uwielbienia: Wielbi dusza moja Pana! Tak śpiewać może tylko ktoś bardzo szczęśliwy…
A zatem nie bójcie się Boga! Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Wołał bł. Jan Paweł II na placu św. Piotra w dniu rozpoczęcie swojego pontifikatu. Bóg nie chce człowiekowi uprzykrzyć życia. On niczego nie zabiera, a daje wszystko. Kto oddaje się Jemu, otrzymuje stokroć więcej. Kto wpuszcza Chrystusa nie traci nic, absolutnie nic z tego, co czyni życie wolnym, pięknym i wielkim (Benedykt XVI). Bez Boga człowiek nie znajdzie prawdziwego szczęścia.
Przekonuje się o tym niemiecka pisarka, Gabriela Kuby, znana chociażby jako autorka książki „Rewolucja genderowa”. Spotyka ją wielka życiowa tragedia – opuszcza ją mąż. Zostaje sama z trójką dzieci. Od tego czasu czuje się coraz gorzej. Zapada na poważną chorobę – jest jakby sparaliżowana. Są dni, kiedy nie może podnieść się z łóżka. Również najmłodszy syn zaczyna chorować na chroniczną anginę. Na myśl o mężu ogarnia ją złość – chce rozwodu…
Odwiedza ją sąsiadka. To wierząca kobieta. Tłumaczy chorej Gabrieli: Musisz się modlić… Uczy ją odmawiać Różaniec. Pomaga jej pójść do kościoła. Samotna matka chce spotkać Jezusa, ale boi się, gdy w świątyni widzi prawie wyłącznie starsze kobiety: „Czyżbym miała być jak one?” Potem ogarnia ją jeszcze jeden lęk. Gdy słyszy słowa Ewangelii i przypomina sobie przykazania, boi się, że ktoś odbierze jej wolność. Bo przecież teraz ktoś inny będzie jej dyktował, co jest dobre, a co złe? Pokój w sercu odnajduje dopiero wówczas, gdy docierają do niej słowa św. Teresy od Jezusa: Uznaj swoją nicość i powierz się Bogu! Od momentu, w którym zrobiła miejsce Bogu w swoim sercu, wraca do zdrowia. Niszczy podanie o rozwód…
Tak jak do Maryi mówi dzisiaj Bóg do każdego z nas: Nie bój się! Emanuel! Bóg jest z nami. Mówi do nas przez swojego Syna, Jezusa. W Nim objawia się niepojęta dobroć Boga względem ludzi. Kto zrobi Jezusowi miejsce w swoim życiu, ten odnajdzie pokój, radość i szczęście. Bo właśnie Bóg może przywrócić ludzkiemu życiu właściwy kierunek. Zróbmy mu zatem miejsce w naszych sercach! Na słowo Boże do nas kierowane odpowiedzmy „tak”! Niech to słowo pomoże nam uporządkować nasze życie. Niech i w nas miłość Boża staje się ciałem…“ aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy „Bóg z nami”.