Żemojtin: Niech nikt nie śmie mówić, że nie jestem patriotą!

„Ostatnio pod swym adresem słyszę mnóstwo oskarżeń, że "sprzedałem się Litwinom", że jestem antypolski. Ale, przepraszam, mój zespół śpiewa po polsku” - powiedział w rozmowie z zw.lt Paweł Żemojtin, lider zespołu StaraNowa.

Antoni Radczenko
Żemojtin: Niech nikt nie śmie mówić, że nie jestem patriotą!

Fot. archiwum

Twój zespół – StaraNova – działa na rynku muzycznym od prawie trzech lat. Czy w ciągu tego okresu udało się Ci zrobić wszystko, co zamierzałeś?

Tak, zespół powstał w lutym 2012 roku. To był niełatwy okres. Zresztą początki zazwyczaj bywają trudne. Mogę powiedzieć, że tak naprawdę, skład zespołu ostatecznie ustabilizował się bardzo niedawno. Trudno było znaleźć odpowiednie osoby. Mamy własne brzmienie, swoją barwę dźwięku, swój styl grania. Nie każdy muzyk do niego pasuje. Obecnie gramy pop-folk. Być może nawet bardziej neofolk, bo w swej muzyce mamy trochę jazzu i latino. Ostatnio zrobiliśmy też kilka ostrzejszych piosenek, takich metalowo-rockowych.

Nie mam powodów do narzekania. Gramy koncerty. Kilka razy do roku jeździmy do Polski. Właśnie przed dwoma miesiącami wróciliśmy z Pułtuska, gdzie zagraliśmy dwa koncerty. Ten wyjazd doszedł do skutku dzięki pomocy „Wspólnoty Polskiej”. Inicjatorem naszej współpracy był obecny wicemer miasta Wilna Jarosław Kamiński. Z jego rekomendacji po raz pierwszy zaproszono nas do Domu Polonii w Warszawie na dni Wilna w 2012 roku. Od tego czasu współpraca układa się bardzo dobrze, niejednokrotnie przedstawiciele „Wspólnoty Polskiej” mówili mi, że czymś pozytywnym jest to, że powstał taki młodzieżowy i patriotyczny polski zespół na Litwie.

Jak jesteście odbierani w Polsce?

Graliśmy na Dniach Wilna w Gdańsku i w Warszawie. Graliśmy na igrzyskach polonijnych w Kielcach. Graliśmy też w Mrągowie, Węgorzewie, Łodzi i Zgierzu. Odbiór był zawsze pozytywny, bo przecież gramy różnorodną muzykę, każdy może znaleźć coś dla siebie.

Wspomniałeś, że twój zespół nazwano patriotycznym. Czym dla Ciebie jest patriotyzm?

Ostatnio pod swym adresem słyszę mnóstwo oskarżeń, że „sprzedałem się Litwinom”, że jestem antypolski. Ale, przepraszam, mój zespół śpiewa po polsku i podstawą muzyczną jest folklor. Folklor wileński, folklor polski, czyli nasze korzenie. Przypominamy słuchaczom stare, czasami zapomniane wileńskie piosenki. Gramy tylko piosenki pochodzące z Wileńszczyzny. Polskie piosenki. I to jest właśnie dla mnie patriotyzm. Kochać kulturę, kochać język, kochać kraj, w którym mieszkasz. Więc niech nikt nie śmie mówić, że nie jestem patriotą! Granie takiej muzyki na Litwie nie jest łatwe i w dodatku po polsku.

 

Litwini bardzo często wypowiadają się publicznie, natomiast miejscowi Polacy – nie. Dlaczego, tak się dzieje? Być może dlatego, ze czasami ludzie spotykają się z różnego rodzaju naciskami psychologicznymi.

 

Dlaczego? Czy litewscy organizatorzy nie zapraszają polskich wykonawców?

Tak naprawdę w ubiegłym roku udało nam się zagrać zaledwie dwa razy na Litwie: podczas Nocy Kultury w Domu Kultury Polskiej w Wilnie oraz na Zlocie Turystycznym Polaków na Litwie. Są to imprezy polskie, organizowane przez Polaków. Z Litwinami jest trudniej. Na przykład organizator jednego z największych festiwali neofolkowych na Litwie „Mėnuo Juodaragis” jest moim dobrym znajomym. Wydaje mi się, że mnie nie zaprasza z tego powodu, gdyż nie wie, jak na polski zespół z Wileńszczyzny zareaguje publiczność, która składa się w dużym stopniu z Litwinów. Nie jest bowiem tajemnicą, że Litwini nie przepadają za Polakami, a Polacy za Litwinami. Dlaczego? W jakimś stopniu rzutują na to zaszłości historyczne, te wszystkie konflikty polsko-litewskie, a w jakimś stopniu współcześni politycy, tak litewscy, jak i polscy, którzy nie mogą od lat się dogadać ze sobą.

To co według Ciebie trzeba zrobić w danej sytuacji, aby polskie zespoły na tych litewskich imprezach zagościły?

Wydaje mi się, że jest ku temu mnóstwo możliwości, których z niewiadomych przyczyn w pełni nie wykorzystujemy. Weźmy na przykład Wilno. Miasto organizuje różne festiwale i koncerty. Dlaczego więc nie zrobić na np. ”Dniach Stolicy” obszernego polskiego programu? Wspomniany przez mnie Jarosław Kamiński, odpowiedzialny w mieście za kulturę, któremu jestem wdzięczny za zorganizowanie pierwszych koncertów StaraNova w Polsce, mógłby np. zaprosić na takie imprezy więcej polskich zespołów z Polski, z Wileńszczyzny. Sądzę, że publiczność wileńska odebrałaby to pozytywnie. A tymczasem, jeśli na takich koncertach ktoś reprezentuje Polaków, to jest to albo Niemyćko, albo Saszenko. To są bardzo dobre i zawodowe piosenkarki, ale one nie śpiewają po polsku. Najwyżej mogą wykonać kilka znanych polskich przebojów. Nie mają piosenek autorskich w języku polskim. Nasz repertuar składa się natomiast tylko i wyłącznie z polskich piosenek. Sami też tworzymy muzykę. To nie jest prawda, że po prostu gramy piosenki ludowe. Piosenka ludowa jest dla nas tylko punktem wyjścia. Na tej bazie tworzymy coś absolutnie nowego.

Ostatnio zacząłeś się udzielać publicznie. Przed kilkoma miesiącami media opublikowały Twój artykuł poświęcony stosunkom polsko-litewskim, w którym apelowałeś do władz litewskich o poświęcenie większej uwagi Wileńszczyźnie, o zakończenie konfliktu polsko-litewskiego. Skąd ta zmiana? Muzyka już Ci nie wystarcza?

Po prostu znudziła mi się ta cała sytuacja. Pomyślałem: w gronie znajomych non stop narzekamy i krytykujemy naszą władzę, ale nikt nie odważa się tego powiedzieć publicznie. I postanowiłem opowiedzieć, o tym, co mi się nie podoba. Na przykład zapytać: dlaczego nikt z polskich polityków nie pracuje z młodzieżą? Dlaczego młodzież nie jest wciągana do dyskusji, w ramach której sami zainteresowani decydowaliby o sprawach im bliskich, a nie jakiś urzędnik w czterech ścianach bez żadnych konsultacji..?

Powiedziałeś, że ludzie bardzo często boją się wypowiedzieć własne zdanie. Jak sądzisz dlaczego?

To jest ciekawa sytuacja. Litwini bardzo często wypowiadają się publicznie, natomiast miejscowi Polacy – nie. Dlaczego, tak się dzieje? Być może dlatego, ze czasami ludzie spotykają się z różnego rodzaju naciskami psychologicznymi. Takie naciski odczułem na własnej osobie. Pewnego razu w radiu powiedziałem, że rejon solecznicki lepiej dba o kulturę niż rejon wileński. Od razu następnego dnia pewne osoby z samorządu zaczęły mi zarzucać, że nie można o tym publicznie mówić. Nawet usłyszałem od nich zdanie, „wiemy, że masz rację, ale jak mogłeś powiedzieć o tym publicznie?” Tak więc nawet nie chodzi o to czy mówisz rzeczy dobre, czy złe, prawdziwe czy nieprawdziwe, tylko czy zostały wcześniej uzgodnione, czy też nie. Być może dlatego ludzie, szczególnie ci, którzy czują się uzależnieni od władzy, boją się wypowiadać.

 

W tej chwili osobiście nie jestem zaangażowany w żadną działalność polityczną i nie zamierzam się w nią angażować. Wbrew temu, co o mnie wypisywano – nie kandyduję w żadnych wyborach, nie jestem członkiem żadnej partii politycznej.

 

Ty się akurat nie boisz. Uczestniczysz bardzo aktywnie np. w dyskusjach Polskiego Klubu Dyskusyjnego. Jak oceniasz tę inicjatywę?

Bardzo pozytywnie. Wileńszczyzna potrzebuje dyskusji. Partie polityczne zaczynają dyskusje tylko przed wyborami, a więc to nie jest prawdziwa dyskusja tylko jej imitacja. Poza tym dyskusje toczą się tylko w kuchni, w małym gronie przyjaciół i znajomych. Polski Klub Dyskusyjny stworzył możliwość szerszego dialogu, dyskusji publicznej, w której mogą uczestniczyć wszyscy chętni. Dlatego zostałem obok Mariusza Antonowicza, Jacka Komara i kilku innych osób jednym z inicjatorów powołania tego klubu i cieszę się, że ta inicjatywa się rozwija, przyciąga coraz więcej uczestników.

Bardzo często zarzuca się wam, że próbujecie tworzyć jakąś nową siłę polityczną. Czy rzeczywiście zamierzacie stać się pewną siłą polityczną? Czy zamierzacie uczestniczyć w polityce?

Podstawowym celem klubu jest dialog, organizowanie dyskusji, przede wszystkim tych związanych ze sprawami Wileńszczyzny. Chcemy zaktywizować nieco nasze polskie środowisko, stworzyć miejsce. w którym ludzie swobodnie mogliby się wypowiadać na aktualne dla nich tematy, przedstawialiby własne pomysły na rozwiązanie różnych problemów Wileńszczyzny. Czujemy, że ten pomysł ludziom się podoba, na nasze spotkania przychodzi coraz więcej osób i to cieszy.

Jeżeli chodzi o politykę, wydaje mi się, że to kwestia indywidualna, bo klub nie ma zamiaru w niej uczestniczyć. W tej chwili osobiście nie jestem zaangażowany w żadną działalność polityczną i nie zamierzam się w nią angażować. Wbrew temu, co o mnie wypisywano – nie kandyduję w żadnych wyborach, nie jestem członkiem żadnej partii politycznej. Być może to się zmieni, jeśli się kiedyś okaże, że ludzie chcą mnie widzieć jako swojego przedstawiciela. Jednak obecnie polityka nie jest ani moim celem, ani priorytetem.

Wracając do zespołu. Śpiewacie po polsku, ale część muzyków jest Litwinami. Jak reagują na granie w polskim zespole?

Bardzo dobrze. Cieszą się, że mogą grać coś innego niż to, co grają na co dzień. Są wdzięczni, że daliśmy im szansę poznania nowej muzyki, nowych piosenek, innej kultury. Zresztą wzięliśmy do zespołu Litwinów w dużym stopniu dlatego, że na Litwie jest bardzo niewielu profesjonalnych muzyków. A wśród Polaków jeszcze mniej. Dlatego musieliśmy wziąć tych, którzy są i mają odpowiednim poziom muzyczny.

W jakim języku rozmawiacie na próbach?

W polsko-litewskiej mieszance (śmiech)

A skąd w ogóle powstał pomysł założenia kapeli grającej neofolk?

Z siostrą przez dłuższy czas pracowaliśmy w rejonie wileńskim. Ona była dyrektorką Ośrodka Kultury w Bezdanach, a ja byłem kierownikiem artystycznym. Prowadziliśmy też zespół folklorystyczny przy Muzeum Etnograficznym w Niemenczynie. Dużo koncertowaliśmy w Polsce i pewnego razu pomyślałem: jak długo można śpiewać ciągle to samo? Przecież można robić podobne rzeczy folkowe, ale całkowicie inaczej! I tak się zaczęło… Tak naprawdę jesteśmy jedynym zespołem na Litwie grającym pop-folk. Bardziej popularny na Litwie jest folk rock. Zresztą z siostrą jesteśmy kierownikami artystycznymi właśnie takiego folkrockowego zespołu Dwa Tygodnie, w którym grają dzieciaki z Bezdan.

PODCASTY I GALERIE