W Wileńskiej Szkole Pedagogicznej uczyłem się w latach 1961 – 1965. Do wstąpienia na tę uczelnię namówiła mego ojca Maria Motuz, długoletnia nauczycielka szkoły początkowej w Dowłanach rej. solecznickiego (gmina Dziewieniszki), absolwentka Seminarium Nauczycielskiego w Trokach. Maria Motuz cieszyła się ogromnym autorytetem w tej miejscowości. Pracując w ciągu kilkudziesięciu lat w szkole w Dowłanach, nauczyła czytać i pisać po polsku setki osób powojennego pokolenia.
Praca nauczyciela raczej mnie nie ciekawiła. Chciałem naśladować kolegów i wybrać jakiś zawód techniczny. Ukończyłem szkołę początkową w Dowłanach, następnie naukę kontynuowałem w odległej o 6 km Szarkiajskiej Szkole Ośmioletniej. Do szkoły chodziłem pieszo przez las, zimą skracałem, torując sobie drogę w śniegu.Większość moich kolegów chodziła do Jurgielańskiej Szkoły Ośmioletniej, odległej o 5 kilometrów. Do Jurgielan było wówczas łatwiej docierać, ponieważ droga była dobra, ale ojciec celowo nie oddał mnie do tej szkoły, gdyż nie chciał, żeby koledzy nie sprowadzili mnie na złą drogę. Byłem zdolnym dzieckiem i we wszystkim słuchałem rodziców. Szarkiajską Szkołę Ośmioletnią ukończyłem z bardzo dobrym wynikiem, toteż do WSzP w 1961 roku wstąpiłem bez problemu.
Na I roku studiów uczyło się 60 osób. Język nauczania – polski. Należałem do grupy ,,B”, która liczyła 32 osoby, w tym aż 11 chłopców. Chłopcy trafili do jednej grupy nieprzypadkowo, zostalizaangażowani do udziału w orkiestrze dętej. Muzyka była obowiązkowym przedmiotem, a granie w orkiestrze dętej chłopcom jak najbardziej pasowało. Do orkiestry należeli wszyscy chłopcy (ponad 20 osób) uczący się w WSzP, kierownikiem był wspaniały specjalista Z. Eimanavičius. Udział w orkiestrze dętej był dla nas nie tylko obowiązkiem, ale swoistą atrakcją. Wraz z orkiestrą występowaliśmy podczas uroczystości w szkole, w Domu Kultury w Nowej Wilejce, uczestniczyliśmy w przeglądach, demonstracjach 1 maja i 7 listopada w Wilnie. Zapamiętałem nasz pierwszy występ podczas demonstracji 7 listopada w Wilnie. Grając i maszerując przez plac Lenina, zbliżyliśmy się do trybuny z gośćmi. W tym akurat momencie niespodziewanie zagrała orkiestra wojskowa, która nas zmyliła. Ale zbytnio tym nikt się nie przejął. Nasza kolumna maszerowała dalej pod dźwięki bębna i talerzy. Pamiętam także, iż podczas prób naszej orkiestry na szosie nieopodal szkoły nawet krowy uciekały z pastwiska.
Dziewczyny w orkiestrze w większości grały na mandolinach, ale w porównaniu z naszą muzyką dźwięk ich orkiestry wydawał się nam słaby. Do dzisiaj dźwięk orkiestry dętej wywołuje moc wzruszeń oraz miłe wspomnienia.
Nasza grupa ,,B” była zgrana, pracowita i koleżeńska. Dobrze radziliśmy sobie z nauką. Każdy starał się być na poziomie, ponieważ chłopcom bardzo zależało na opinii dziewcząt, a dziewczynom na opinii chłopców.
Grupa chłopców zajmowała w klasie cały rząd ławek przy oknie na 4 piętrze. Czasami zamiast słuchać uważnie, spoglądaliśmy przez okno na zielone okolice Nowej Wilejki. Dobrze widoczny był stojący na pagórku budynek Szkoły Średniej Nr. 26 (obecnie Gimnazjum im. J. Kraszewskiego).
Na przerwach między zajęciami naszym ,,hobby” był tenis stołowy i zajęcie miejsca w stołówce. Tuż obok pracowni na korytarzu stał stół do tenisa stołowego, a ponieważ chętnych do gry było dużo, więc każdy starał się jak najszybciej zająć miejsce przy stole. W czasie długiej przerwy biegliśmy na złamanie karku do stołówki, która znajdowała się w pomieszczeniu piwnicznym. Stołówka była ciasna, więc chcieliśmy zdążyć coś zjeść. Chleb na stołach był za darmo, toteż staraliśmy się kupić tylko zupę i herbatę. Otrzymywaliśmy wtedy stypendium – 14 rubli.
Jak to na młodzież przystało, nie brakowało nam pomysłów na spędzanie wolnego czasu, chociaż za dużo jego nie mieliśmy. Często wybieraliśmy się na wędrówki,chodziliśmy do kina ,,Draugystė”oraz do zakładów przemysłowych Nowej Wilejki, których wtedy było mnóstwo. Uczestniczyliśmy w różnych świętach i imprezach, tańczyliśmy twista. Wieczory najczęściej spędzaliśmy w swoich mieszkaniach, gdyż chodzenie wieczorami w owych czasach nie było bezpieczne.
W wolne i świąteczne dni zazwyczaj rozjeżdżaliśmy się do różnych zakątków Wileńszczyzny, do swych rodzin, do przyjaciół. Była to też okazja do uzupełnienia prowiantu żywnościowego na kolejny okres, gdyż w sklepach wówczas było pusto. Zdarzało się, że po wykładach nie mogliśmy kupić nawet chleba. Ale jakoś się żyło.
Szczególnie zapadła mi w pamięci wycieczka do Mińska w marcu 1964 roku. Po zwiedzaniu Mińska nasza grupa wracała autokarem do domu. Gdzieniegdzie jeszcze leżał śnieg, jezdnia była mokra. Za miastem Smorgonie koło miejscowości Soły autokar zjechał na pobocze i uderzył w drzewo. Kto siedział na przedzie, wylądował w tyle i odwrotnie. Na szczęście, za nami jechali wojskowi, którzy bardzo szybko i fachowo włączyli się do akcji ratunkowej. Prawie połowa naszej grupy, poturbowana mniej lub więcej, trafiła do szpitala w Smorgoniach. Byliśmy rozmieszczeni w salach, na korytarzach. Personel medyczny fachowo zaopiekował się nami. Bardzo dzielnie w tej sytuacji zachowywała się nasza wychowawczyni Halina Kulbicka. Mimo że sama była poważnie poturbowana, dodawała nam otuchy, jak tylko mogła. Gdzieś po tygodniu wróciliśmy do domu. Cieszy to, że w tym wypadku nikt nie został ciężko ranny, mieliśmy tylko różne urazy. U mnie dotychczas zachowały się blizny – pamiątka z tej wycieczki.
Praktykę pedagogiczną najczęściej odbywaliśmy w Szkole Średniej Nr. 26, w szkole początkowej Nr.52 oraz w innych szkołach. Latem odbywaliśmy praktykę w obozach pionierskich. Do praktyki pedagogicznej musieliśmy się przygotowywać bardzo starannie. Pisaliśmy obszerny konspekt lekcji, zaczynając od słów: ,,Dzień dobry”, a kończąc słowami: ,,Do widzenia”. Dzięki odbytej praktyce do pracy byliśmy bardzo dobrze przygotowani. Przyszła praca z uczniami i rodzicami nie sprawiała wielkich trudności, potrafiliśmy pracować z dowolną ilością uczniów.
W WSzP mieliśmy wspaniałych wykładowców różnych narodowości: Polaków, Litwinów, Rosjan i innych. Na narodowość nie zwracaliśmy zbytnio uwagi. Ceniliśmy tolerancję, cierpliwość, umiejętność przekazywania wiedzy.
Nasza wychowawczyni Halina Kulbicka starała się poznać nie tylko warunki bytowe, problemy,słabe i silne strony swoich wychowanków, ale podtrzymywała na duchu, prowadziła szczere rozmowy, dyskusje na różne tematy.
Nauczyciel matematyki Henryk Moroz był wspaniałym specjalistą, lubił pożartować, że ktoś na lekcji nie pracuje, a muchy łapie.
Nauczycielem muzyki był Wiktor Turowski, kierownik Zespołu Pieśni i Tańca ,,Wilia”. Wyłapywał zdolnych do śpiewu jako narybek do zespołu ,,Wilia”. Do dzisiaj dobrze pamiętam piosenki: ,,Dostał Jacek elementarz”, ,,Idę do szkoły” i inne. Choreograf Zofia Gulewicz też chciała ,,ulepić” z chłopców tancerzy do zespołu ,,Wilia”. Ale nie mieliśmy za dużo czasu na próby, więc zostawiła nas w spokoju.
Języka litewskiego uczyła H. Cziczirkiene. Była energiczna, wesoła, ale też wymagająca. Dotychczas pamiętam na pamięć wiersz K. Donelaitisa ,,Metai”.
Język polski wykładał Wacław Mozyro, później przez jakiś czas młoda i sympatyczna Apolonia Skakowska, znana obecnie aktywna działaczka na rzecz polskości.
Język rosyjski wykładała K. Kirpicznikowa, pedagogikę, psychologię, język niemiecki – M. Piotrowicz, rysunki – O. Fiodorowa, fizykę – K. Surkow, wychowanie fizyczne – R. Petrokas.
Dyrektorem był Bronisław Karbowski, który często zaglądał do nas i ciekawił się naszymi sprawami. Obowiązki wicedyrektora pełniła W. Mozyro. Wszystkich mile wspominam za ich życzliwość, wyrozumiałość i tolerancję.
Na naszym kursie studiowali znani politycy i działacze społeczni: Zbigniew Balcewicz – sygnatariusz Aktu Niepodłegłości Litwy, Ryszard Maciejkianiec – działacz ZPL, Józef Tomaszewicz (Josifas Tomaševičius) – były członek Sądu Najwyższego Litwy, Eugeniusz Waluczko – długoletni specjalista Wydziału Oświaty i Sportu rejonu solecznickiego. Razem uczyli się też Ignacy Kieżun, Piotr Pietkiewicz, Stanisław Borkowski, Czesław Chmielewski, Franciszek Łozowski, Wacław Jezierski.
Moje młodsze siostry, Regina Dudojć oraz Jadwiga Dudojć – Matujzo, też ukończyły Wileńską Szkołę Pedagogiczną. Regina Dudojć całe życie pracowała nauczycielką klas początkowych w Butrymańskiej Szkole Średniej, a Jadwiga Dudojć – Matujzo w Wersockiej Szkole Ośmioletniej.
Po ukończeniu Wileńskiej Szkoły Pedagogicznej wróciłem do rejonu solecznickiego. Pierwszym miejscem pracy była szkoła początkowa w Plustach (gmina Dziewieniszki). Byłem kierownikiem i nauczycielem jednocześnie. W szkole w klasach łączonych uczyło się 14 uczniów. Wynagrodzenie za pracę wynosiło wówczas 65 rubli.
Po roku pracy musiałem odbyć służbę wojskową. Trafiłem do wyższej szkoły wojskowej w mieście Puszkin koło Leningradu.
Po odbyciu służby wojskowej pracowałem jako nauczyciel w Szkole Ośmioletniej w Kamionce rej. solecznickiego, później jako nauczyciel klas początkowych, a następnie zastępca dyrektora w Szarkiajskiej Szkole Ośmioletniej. W latach 70 – ych Szarkiajska Szkoła Ośmioletnia liczyła 165 uczniów. W tamtych czasach była to jedna z najlepszych szkół podstawowych rejonu solecznickiego.Niestety, ze starego i nowego budynku szkoły obecnie zostały tylko ruiny.
Kilka lat pracowałem jako zastępca dyrektora w Dziewieniskiej Szkole Średniej. To była trójjęzyczna szkoła, w której naukę pobierało 650 uczniów. Przez 7 lat byłem zastępcą dyrektora kołchozu im. M. Melnikaitė w rej. solecznickim.
Od 1987 do 2009 roku pełniłem obowiązki dyrektora w Szkole Średniej Nr.1 w Solecznikach. W 1987 roku to była rosyjsko – polska szkoła, w której uczyło się 1100 uczniów. W 1997 roku Szkoła Średnia Nr.1 w Solecznikach zaistniała jako polska, natomiast w 2003 roku otrzymała statut gimnazjum. Obecnie nazywa się Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego w Solecznikach.
W 2009 roku musiałem zrezygnować z pracy zawodowej z przyczyn zdrowotnych, potem przeszedłem na emeryturę.
Jestem patriotą rejonu solecznickiego, tutaj się urodziłem, pracowałem i teraz mieszkam. Pracując w Szarkiajskiej Szkole Ośmioletniej, poznałem swoją przyszłą żonę Łucję. Łucja Marcinkiewicz jest wilnianką, ukończyła Szkołę Średnią Nr.19 w Wilnie (obecnie Gimnazjum im. W. Syrokomli). Po ukończeniu Instytutu Pedagogicznego była skierowana do pracy do pracy w Szarkiajskiej Szkole Ośmioletniej, co było dla niej prawdziwym zesłaniem. Los zarządził tak, że została w rejonie solecznickim, w którym pracuje i mieszka do dzisiaj.Jest nauczycielką klas początkowych w Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego.7kadencji jest radnąsamorządu rejonu solecznickiego z ramienia AWPL. Córka Beata jest wicedyrektorem w Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego. Wnukowie też tu się uczą. A więc wszyscy jesteśmy powiązani z rejonem solecznickim, pracą pedagogiczną i aktywną działalnością społeczną.
Nauka w Wileńskiej Szkole Pedagogicznej stałą się dobrą podstawą do przyszłej pracy zawodowej, założyła fundament życia osobistego. Dlatego lata nauki wspominam z ogromnym sentymentem i szacunkiem do wykładowców.
Będąc na emeryturze, nadal aktywnie uczestniczę w życiu społecznym. Jestem członkiem ZPL, AWPL- ZChR, Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Żona, córka, wnukowie też aktywnie działają na rzecz polskości, dla dobra rejonu i Wileńszczyzny.