Władze stolicy przekonują sejm, ze system podziału wpływów do budżetu miasta z tytułu podatku dochodowego od osób fizycznych należy zmienić, ponieważ jest niesprawiedliwy. Do kasy miasta trafia zaledwie 48 procent wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych płaconego przez mieszkańców Wilna. Pozostała część trafia do budżetu państwa.
Dzisiaj wpływy podatkowe zasilają budżet samorządu, na terenie którego podatnik jest zameldowany, a nie tego, na terenie którego pracuje. Wilno traci pieniądze, ponieważ znaczna część osób pracujących w stolicy jest zameldowana gdzie indziej.
Zdaniem mera Zuokasa, do kasy miasta miałoby trafiać co najmniej 65 procent wpływów z podatku dochodowego od osób fizycznych.
„Sądzę że według obecnej bazy Wilno powinno dostawać nie mniej niż 65 proc. podatku dochodowego od osób fizycznych. Wskazują na to obliczenia ekonomistów, banków, oraz Ministerstwa Finansów.
Jak mówi wicemer stolicy Jonas Pinskus, zadłużenie Wilna jest obecnie największym problemem tego miasta. Samorząd ma długi w wielu spółkach – drogowców, dozorców, spółkach ciepłowniczych.
„Chodzi tu właśnie o zasilenie budżetu przez zwiększenie wpływów z tytułu podatków. Podatek dochodowy mieszkańców powinien być odliczany z uwzględnieniem miejsca pracy, a nie miejsca zamieszkania” – podkreśla Pinskus.
1 procent podatku dochodowego to prawie 13 mln litów.