,,Wilno nie potrzebuje takiego typu imprez. Wydaje mi się, że sobotnie incydenty raz jeszcze pokazały, że wydarzenie nie ma nic wspólnego z szerzeniem tolerancji. To była po prostu propaganda sposobu na życie oraz dowartościowanie się uczestników. W tym przypadku działania Petrasa Gražulisa i Vladimira Simonko są w moim odczuciu jednoznaczne. Żadne z tych działań nie ma nic wspólnego z tolerancją, czy ogólnymi zasadami praw człowieka” – agencji BNS powiedział Artūras Zuokas.
Mer stolicy nie ma nic do zarzucenia organizatorom imprezy, ale ma za złe, że Parada Równości odbyła się główną ulicą Wilna i w związku z tym wywołała spore zamieszanie.
,,Wraz z policją włożyliśmy sporo wysiłku na zorganizowanie pochodu. Można było tego uniknąć, gdyby organizatorzy (Litewska Liga Gejów przyp. red.) zgodzili się na organizację pochodu ul. Upės. Wówczas nie byłoby ogólnospołecznego niezadowolenia. Celem imprezy miało być promowanie tolerancji, jednak cel ten nie został osiągnięty i z tego powodu należy się jedynie smucić” – kontynuował mer.
Zuokas mówił BNS, że samorządowi prawnicy wciąż analizują orzeczenie sądu, zgodnie z którym Litewska Liga Gejów otrzymała zgodę na przemarsz główną arterią Wilna. Zastanawiają się również nad zwróceniem się do Sejmu w sprawie poprawek do ustawy, które miałyby ściśle nakreślić organizację wydarzeń organizowanych przez samorządy.
W sobotniej imprezie udział wzięło ok. 1200 osób, z czego około 500 to uczestnicy pochodu.
Wśród uczestników byli przedstawiciele mniejszości z Łotwy i Estonii, około 50 przedstawicieli Amnesty International z różnych państw Unii Europejskich.
Kolejny Baltic Pride odbędzie się w następnym roku w estońskiej stolicy – Tallinie.