Wiarę mierzy się wielkością naszych serc

XXIV niedziela zwykła, rok C. Czytania: Wj 32, 7-11. 13-14; 1 Tm 1, 12-17. Ewangelia: Łk 15, 1-32.

ks. Włodzimierz Sołowiej
Wiarę mierzy się wielkością naszych serc

Fot. ks.Włodzimierz Sołowiej

Jest to jeden z najbardziej niepokojących testów, być może nawet podstawowy test naszego chrześcijaństwa.

Tu właśnie następuje decydująca próba naszej wiary. Nie chodzi o jakiś nieporęczny artykuł w Credo, przed którym inteligencja musi się ugiąć. Ani tez o trudne przykazanie, do którego nasze postępowanie musi się dostosować. Stajemy w obliczu co najmniej szczególnego zachowania się Ojca wobec syna, powracającego po „roztrwonieniu majątku z nierządnicami”, które wymaga naszego osądu, naszej aprobaty albo potępienia.

„A gdy jeszcze był daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go”.

Akceptacja gestów Ojca

Co o tym wszystkim myślimy? Czy jesteśmy w stanie zaakceptować gesty Ojca, jego wzruszenie, jego wyjście naprzeciw temu lekkoduchowi, to obejmowanie za szyje i całowanie go? A może widzimy w tym przesadę, lub co gorsza starczą słabość? Czy akceptujemy to „świętowanie”? I to bez zastrzeżeń, ze świadomością, że trzeba się weselić z powodu powrotu?

Kto uważa się za sprawiedliwego, kto należy do klubu „przyzwoitych ludzi”, łatwo akceptuje Boga sprawiedliwego. Ale wiara chrześcijańska polega na przyjęciu Boga, który jest Miłością. „Myśmy poznali i uwierzyli miłości, jaką Bóg ma ku nam” (1 J 4,16).

Czy potrafimy „przebaczyć” Bogu Jego miłość? Nie gorszyć się Jego szaleństwem, Jego słabościami? Jednym słowem, czy jesteśmy skłonni zrozumieć, przyjąć i włączyć się w „strategię miłosierdzia”?

Postawmy sprawę jasno: jest to strategia, która nie respektuje tradycyjnych reguł. Posługuje się nieoczekiwanymi manewrami, szalonymi gestami, zwycięża słabości.

„Tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie”

Czasami zastanawiam się jaką bym ja mógł ułożyć przypowieść o synu marnotrawnym, gdyby nie było opowieści Łukasza.

Nakreśliłbym przygodę młodszego syna w sposób dość podobny do przypowieści ewangelicznej. Rozszerzyłbym tylko motyw „rozrzutnego życia, nie ograniczając się z pewnością do jednej linijki Łukasza: „Tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie”.

Bez wątpienia w korzystniejszym świetle przedstawiłbym starszego syna. Wierność tego, który pozostał, całkowicie oddany domowi i pracy, uwypukliłaby ogrom winy tego rozpustnika, który zwiał z ojcowskiego domu i poszedł sobie „roztrwonić majątek z nierządnicami”.

Przede wszystkim jednak moja opowieść mocno odbiegałaby od wersji Chrystusa w części opisującej zachowanie Ojca. Włożyłbym w jego usta kwieciste kazanko, miażdżącą tyradę

„Jesteś zakałą naszej rodziny! Co za hańba dla naszego domu! Zatrułeś lata mojej starości… Pomyśl, co powiedzą teraz ludzie. Spójrz na twego brata, jaki jest pracowity, wierny, posłuszny. Ty jesteś jego karykaturą. A teraz, gdy nie masz grosza przy duszy, gdy twoi przyjaciele dali ci kopniaka, nie krepujesz się powrócić do talerza, na który niedawno naplułeś. W każdym razie musisz udowodnić, ze zasługujesz na miejsce w naszym domu. Musisz odzyskać moje zaufanie. Wystawiam cię na próbę. Będę ciebie obserwował, by zgniłe jabłko nie zepsuło również zdrowych”.

I na zakończenie zbawienna nauka — zasłużona kara.

Nie wierzę w Miłość, dlatego przegrałem

W sumie: wypracowanie niezłe. Opowieść skonstruowana racjonalnie. Żadnych przegięć. Bóg jest dobry, ale sprawiedliwy. Trzeba przecież unikać rozwiązań, które mogłyby wydawać się zachętą do grzechów.

A co na to Bóg Ojciec z przypowieści: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko, wybiegł naprzeciw niego, rzucił się mu na szyję i ucałował go… Lecz ojciec rzekł do swoich sług. «Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go: dajcie tez mu pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie; będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zginął, a odnalazł się». I zaczęli się bawić”.

Rozwiązanie Ojca jest zupełnie inne. Ja nic nie zrozumiałem.

Moje serce nie dorównuje sercu Ojca. I nie zdaję egzaminu z chrześcijaństwa. Nie wierzę w Miłość. Dlatego przegrałem.

Jest taki obraz Rembrandta, który głęboko wnika w ducha tej przypowieści.

Ojciec: czcigodny starzec, w płaszczu szeroko rozpostartym, o obliczu promieniującym radością, mimo ze jego oczy są wyblakle od wielkiego płaczu. Ręce silnie opierają się na ramionach syna, by uniemożliwić mu powtórne odejście. Młodszy syn jest w cieniu, klęczy, widzimy jego plecy. Głowę kryje na piersi ojca.

Starszy syn z profilu: wściekły, z grymasem niesmaku na twarzy, ręce zaciśnięte w porywie gniewu, cała postawa wyraża naganę i zgorszenie słabością i postępowaniem ojca.

Gdy stoję przed tym obrazem, ogarnia mnie straszne podejrzenie: a może jest to moja fotografia? Mam na myśli postać starszego syna…

On przebacza także innym

Anouilh w jednym z utworów przedstawia swoja wizje sądu ostatecznego: sprawiedliwi stoją u bramy Raju; zbita masa ludzka, która pragnie szybko wejść, przekonana, ze ma tam miejsca zarezerwowane, niespokojna, zniecierpliwiona. W pewnym momencie rozchodzi się między nimi szmer: „Wygląda na to, ze On przebacza także innym!”

Przez chwilę zdumienie paraliżuje ich i odbiera im mowę.. Potem widać osłupiałe wejrzenia, słychać westchnienia, krzyki, protesty. Są oburzeni: „Czy było warto?” „Gdybym wiedział…” Żółć się gotuje. Zaczynają złorzeczyć Bogu… Zostają natychmiast potępieni. Koniec sądu. Wydali na siebie wyrok. Wyklęli się.. Objawiła się Miłość, a oni nie chcieli jej poznać.

„A pośród Jego uczniów, którzy to słyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?»” (J 6,60)

Możemy dodać: takie zachowanie Ojca jest trudne do przyjęcia. Jego miłość wykracza zbytnio poza granice rozsądku.

„Jezus jednak świadom tego, ze uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy?» (…) Odtąd wielu uczniów Jego odeszlo i juz z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?»” (J 6,61.66-67)

Jezus pozwoli nam odejść, jeżeli nie jesteśmy w stanie zaakceptować Jego strategii miłosierdzia, przebaczyć Mu Jego miłości.

Powiedzieliśmy, że przypowieść o synu marnotrawnym jest decydującym sprawdzianem naszego chrześcijaństwa.

Egzamin niesłychanie prosty i niesłychanie trudny: czy potrafimy zaakceptować te ramiona otwarte w geście bezgranicznego przebaczenia, opierając się pokusie umniejszenia go?

W domu Ojca jest miejsce dla wszystkich. Jest też uprzywilejowane miejsce nawet dla syna, który powraca obdarty.

Nie ma jedynie miejsca dla tego, kto nie toleruje serca Ojca. Ale decydujące pytanie pozostaje zawsze takie samo: czy godzimy się na tego Boga, którego miłość jest tak szalona? A przede wszystkim, czy pochwalamy sposób, w jaki ta Miłość kocha?

Wiarę mierzy się wielkością naszych serc.

PODCASTY I GALERIE