Przyznaje, że ze strony wileńskiej publiczności czuje zawsze ciepłe przyjęcie i żywy odbiór. Młoda aktorka wzbrania się jednak przed określaniem jej mianem wileńskiej gwiazdy. „Dla mnie to początki. Na przykład spektakl o Marilyn Monroe – to pierwszy krok, pierwszy spektakl, który zagram jeszcze „n” razy i dopiero po dziesięciu latach to będzie ten produkt, który chcę widzieć. To jest wstęp do czegoś, co jeszcze zrobię” – podkreśla Justyna.