Valerjan Romanovski: W samochodzie wożę rower i siekierę

Nie wejdzie latem do Bałtyku (za zimny!), ale przygotowując się do swojego kolejnego wyczynu spędził 100 godzin w temperaturze -50 stopni. Swoje rekordy w nieprzerwanej jeździe na rowerze poświęca chorym na nowotwory krwi. Czas liczy w dobach, ponieważ "noc też można wykorzystać". W czwartkowy wieczór pochodzący z Wileńszczyzny kolarz Valerjan Romanovski, od ponad dwudziestu lat mieszkający w Polsce, spotkał się w Domu Kultury Polskiej z wilnianami.

Małgorzata Kozicz
Valerjan Romanovski: W samochodzie wożę rower i siekierę

Fot. Roman Niedźwiecki

„Mam zamiar spotkać się w Wilnie z osobami, które chciały mnie bardziej poznać, przedstawić projekty, które zrealizowaliśmy i które realizujemy. Najważniejsze jednak w tym wszystkim, abym pokazał, w jaki sposób można prowadzić zdrowy tryb życia – poprzez treningi, odpowiednie żywienie – i dzięki temu osiągnąć dużo więcej, niż nieraz nam się wydaje” – jeszcze przed spotkaniem w rozmowie z zw.lt mówił Romanovski.

Z grupą zainteresowanych sportowiec dzielił się tajnikami motywacji, opowiadał o szczegółach swoich projektów – na przykład o tym, jak jeść i załatwiać naturalne potrzeby w ekstremalnie niskich temperaturach, ilu kalorii potrzebuje organizm podczas 48 godzin nieustannego pedałowania, dlaczego odchudzając się trzeba jeść i spać lub…dlaczego na Syberii krowy noszą staniki.

„Analizuję, co mówi moje ciało”

Projekt „Oswajamy mróz” to kontynuacja ubiegłorocznego rekordu, kiedy to w Jakucji w temperaturze -40 stopni Valerjan Romanovski jechał rowerem nieprzerwanie przez dwie doby. W lutym zamknął się w komorze termoklimatycznej na 100 godzin, żeby zbadać, jak na ludzki organizm działają bardzo niskie temperatury. Za rok wraca na Syberię, żeby ustanowić nowy rekord – 1000 kilometrów nieprzerwanej jazdy.

„Tysiąc kilometrów w linii prostej to żaden wyczyn w warunkach letnich. Ale w warunkach -40 stopni ten tysiąc nie jest tym samym tysiącem – trzeba cały czas walczyć, żeby nie zamarznąć. Niby wyczyn z mojej strony, ale…Będę jechał po drodze kołymskiej zbudowanej przez zesłańców. Tam się jedzie po ludzkich kościach. W pewnym sensie to hołd dla tych ludzi, którzy w takich warunkach pracowali – głodni, ubrani w jakieś płachty, a niektórzy jeszcze potrafili uciec i przez kilka dni wędrować przez Syberię. Jedziemy, by o tym mówić i przypomnieć, aby historia nigdy się nie powtórzyła” – podkreśla Valerjan Romanovski.

„Nie jestem nadczłowiekiem”

Jak twierdzi, aby osiągać reczy z pozoru niemożliwe, najważniejsze to zaprzyjaźnić się z własnym organizmem i uważnie obserwować, co on sygnalizuje.

„Nasze ciało i nasz umysł są przebiegłe, nieraz chciałyby oszukać. Jak się jedzie przez całą dobę na rowerze, ciało mówi, że już nie może, co często nie jest prawdą. Albo wieczorem podpowiada, że jestem dziś zmęczony i może zrezygnuję z treningu. Wtedy analizuję, dlaczego ciało wysyła takie sygnały, jak się czuję w rzeczywistości i…jadę na trening” – opowiada Valerjan.

Jak mówi, w samochodzie zawsze wozi ze sobą rower i siekierę. Rower po to, aby w dowolnym miejscu w Polsce (dużo podróżuje z racji pracy zawodowej) mógł odbyć trening, siekierę – żeby zimą w stawie wyrąbać przerębel i morsować.

„Żeby zmotywować się do działania, każdy człowiek musi w tym widzieć interes. Może to być choćby satysfakcja, wizja poprawnej sylwetki i dobrego zdrowia” – zauważa Romanovski.

Jego samego napędza przede wszystkim pasja. „To nie jest praca zarobkowa, tylko pasja, a jak wiemy, z pasją trudno dyskutować. Co mnie i mój zespół fascynuje w tych projektach – to, że poznajemy siebie, możliwości swego organizmu, pracujemy nad ciałem i jak się okazuje, jest to naprawdę wdzięczny materiał do „obróbki”. Przy okazji poznajemy nowych ludzi, którzy wchodzą w nasz zespół. Są to specjaliści z różnych dziedzin naukowych, medycznych, dzięki czemu możemy przesunąć tę granicę jeszcze dalej i zrobić to bezpiecznie”.

Romanovski zastrzega, że nie chciałby być traktowany jako nadczłowiek. Mówi, że też ma swoje słabości, na przykład…nie lubi zimna i nie wejdzie latem do Morza Bałtyckiego lub pod zimny prysznic. „Z drugiej strony wchodzę bez problemu do przerębla, gdzie temperatura wody wynosi zero stopni. Po prostu stwarzam sobie takie warunki i tak się nastawiam, przygotowuję, aby wiedzieć, czego się spodziewać i czuć się komfortowo”.

„Jestem z Wileńszczyzny”

Na swoim stroju sportowym Valerjan Romanovski ma zawsze barwy Polski i Litwy. Podczas eksperymentu „Oswajamy mróz” w komorze klimatycznej również wisiała litewska flaga obok polskiej. Czy podkreślanie swojego pochodzenia ma dla niego znaczenie?

„Dzisiaj czy to Litwa, czy Polska, żyjemy w Unii Europejskiej i reprezentujemy Unię. Ale wiadomo, że się urodziłem na Litwie i z tego jestem dumny. Zawsze podkreślam, że podchodzę z Wileńszczyzny i przy każdej możliwości to pokazuję. Mówię o tym, że na Wileńszczyźnie też mieszkają Polacy, aby wszyscy o tym wiedzieli” – mówi kolarz.

„W Polsce mieszkam od dwudziestu pięciu lat, więc te granice dla mnie już się zatarły. Ale wiadomo, że zawsze jest ten sentyment, jak się przyjeżdża do rodzinnych miejsc, do Gudel, albo się jedzie do szkoły w Awiżeniach, gdzie się uczyłem. Zawsze mam ze sobą rower, podróżuję po tych okolicach i sobie przypominam, jak przebiegało moje dzieciństwo w tych miejscach. To sprawia dużą satysfakcję” – dodaje Valerjan Romanovski.

PODCASTY I GALERIE