
Biała Waka, miasteczko leżące w odległości 30 km od Wilna, jest znane ze swej wielokulturowości i zamiłowania do sportu. Prężnie funkcjonują tutaj kluby młodzieżowe, sportowe oraz Ośrodek Kultury, skupiający młodzież i organizujący wszelkiego rodzaju imprezy. Kilka lat temu w mieście osiedliło się kilka romskich rodzin.
,,Mieliśmy trochę problemów z tymi rodzinami, chodzi przede wszystkim o handel narkotykami. Zresztą sytuację mamy nie najgorszą. Biała Waka leży blisko Wilna, połączenia ze stolicą mamy dobre. Niestety bezrobocie wynosi 13–14 proc., jak na taką lokalizację, to jest stanowczo za dużo. Część mieszkańców woli jednak żyć z zasiłku” – mówi w rozmowie z zw.lt starosta gminy białowackiej Henryk Baranowicz.
Nietypowa sytuacja
Przed kilkoma laty w miasteczku osierocona została trójka rodzeństwa z romskiej rodziny, których matka przebywa obecnie za kratami, ojciec natomiast jest nieznany. ,,To jest dość częste. Co prawda Cyganie mają to do siebie, że opiekują się dalszą rodziną” – podzieliła się spostrzeżeniami Svetlana Novopolskaja dyrektorka stowarzyszenia na rzecz Romów ,,Čigonų laužas”. Niestety sytuacja z Białej Waki była zdecydowanie inna. Chłopakami nie miał się kto zająć. ,,Ostatnio zauważyliśmy, że romskie dzieci trafiają do domów dziecka. W ciągu ostatnich dwóch lat takich sytuacji było 20” – poinformowała zw.lt S. Novopolskaja.
Cyganie mają to do siebie, że opiekują się dalszą rodziną
Podobna przyszłość miała czekać na dzieci z Białej Waki, gdyby nie nauczycielka Aušra Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė, która wzięła na siebie pieczę zastępczą. ,,Byłam wychowawczynią dwójki braci. Kiedy zmarł ich dziadek, który się nimi zajmował, chłopcy byli pozbawieni jakiejkolwiek opieki. Jako wychowawczyni zaczęłam im pomagać, czyli interesowałam się, jak mieszkają, dość często ich odwiedzałam. Nie mieli pieniędzy. Wtedy też z pedagog socjalną zaczęłyśmy organizować dla nich bezpłatne wyżywienie” – wspomina A. Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė.
Nie dość, że bracia pozostali bez opieki dorosłych, wkrótce też bez dachu nad głową. Ojciec, który według dokumentów nim nie jest, sprzedał mieszkanie po dziadku, które zgodnie z prawem miało należeć do matki chłopców. Wtedy też na chłopaków czekał tylko i wyłącznie dom dziecka. ,,W momencie, kiedy to miało nastąpić jeden z nich, najstarszy – Modestas, podszedł do mnie i powiedział: ,,Może ktoś z Białej Waki mógłby nas wziąć?”. Po tych słowach serce mi zadrżało i postanowiłam coś z tym robić, czyli wziąć na siebie opiekę nad dziećmi” – ze wzruszeniem opowiada o tamtych wydarzeniach nauczycielka.
Dzieci są wspaniałe
Dzisiaj była wychowawczyni chłopaków już trzeci rok jest rodziną zastępczą dla romskich braci. Sytuacja w Białej Wace jest ewenementem na skalę kraju. ,,Nie jest to codzienna sytuacja. Zazwyczaj to się nie zdarza. Dzieciaki trafiają albo do dalszej rodziny, albo, tak jak wspomniałam, do domu dziecka” – informuje S. Novopolskaja zajmująca od wielu lat się problematyką romską.
,,Na początku myślałam, że będzie to na czas określony, bo ktoś z rodziny deklarował opiekę. Niestety rzeczywistość okazała się inna” – mówi A. Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė.
Mimo panujących w naszym społeczeństwie negatywnych stereotypów na temat osób narodowości romskiej, nauczycielka nie narzeka. Cieszy się ze swojej decyzji. ,,Dzieci są wspaniałe, nie ma z nimi żadnych problemów. Niczym się nie wyróżniają spośród swoich rówieśników” – mówi A. Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė. Opiekunka podkreśla, że był to jej chrześcijański obowiązek. Dzieciaki zostały ochrzczone, chociaż między sobą wciąż rozmawiają tak jak nauczył je dziadek, czyli po cygańsku.
Dzieciaki zostały ochrzczone, chociaż między sobą wciąż rozmawiają tak jak nauczył je dziadek, czyli po cygańsku
Na pytanie, czy nie boi się przywiązania, nauczycielka wzrusza ramionami. ,,Mam świadomość, że jest to tymczasowe. Rozmawiam z nimi, tłumaczę, że ich mama na razie jest chora, nie może się nimi opiekować” – tłumaczy A. Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė. Matka braci kilkakrotnie wychodziła z więzienia dając tym samym synom nadzieję, że ich zabierze, ale skończyło się jedynie na obietnicach.
Narodowość nie ma znaczenia
Biała Waka jest stosunkowo młodym miastem. Powstała na początku lat 50 – tych ubiegłego wieku, kiedy władza radziecka zaczęła na dużą skalę wydobywać torf. Ludzie jechali tu z całego Związku Radzieckiego. Początkowo rozbrzmiewał tutaj przeważnie język rosyjski, później zaczęli dojeżdżać Polacy z okolicznych wsi oraz Litwini z dalszych części kraju. Problem z dyskryminacją, jak podkreślają miejscowi mieszkańcy, nigdy nie dotyczył ich miejscowości.
,,Biorąc pod opiekę chłopaków w ogóle się nie zastanawiałam kim są” – deklaruje nauczycielka. W Białej Wace nigdy jej podopieczni nie mieli problemów w kontaktach z rówieśnikami. Inaczej już było w Wilnie, dokąd rodzeństwo uczęszczało do szkoły muzycznej. „Chłopcy czują się inaczej nie ze względu na swoje pochodzenie, narodowość, ale po prostu w związku z taką, a nie inną sytuacją rodzinną” – tłumaczy wychowawczyni. ,,Mam bardzo dobre relacje ze swymi kolegami” – zapewnia Rusłan, jeden z braci.
Chłopcy czują się inaczej nie ze względu na swoje pochodzenie, narodowość, ale po prostu w związku z taką, a nie inną sytuacją rodzinną
Wśród grup etnicznych zamieszkujących Litwę Romowie stanowią nieco ponad 0,1 proc. W większości skupiają się wokół Wilna, Ejszyszek, Kowna, Poniewieża, Kłajpedy, Traszkun, Żagor i in. Według najnowszych danych ich liczba nie przekracza 3 tys. W związku z częstym zjawiskiem antycyganizmu, społeczność ta jest w dużej mierze zamknięta oraz słabo zintegrowana ze społeczeństwem danego państwa. ,,Faktycznie integracja przebiega ciężko. Najłatwiej się współpracuje z dziećmi” – poinformowała dyrektorka stowarzyszenia na rzecz Romów ,,Čigonų laužas”. Przyczyną zaistniałej sytuacji jest ogólnospołeczna stygmatyzacja tej grupy etnicznej.
Niepewna przyszłość
Podopieczni nie sprawiają problemów wychowawczych, są bystrzy i zaradni. Każdy gra na jakimś instrumencie. Najbardziej niepewna wydaje się być przyszłość. Po ukończeniu 18 roku życia bracia zostaną na lodzie – bez dachu nad głową i miesięczną zapomogą w wysokości 520 lt. ,,Oni rozumieją, że póki tu mieszkają, to są bezpieczni. Jeden z nich kiedyś powiedział: ,,Teraz jest nam dobrze, a co będzie, jak odejdziemy?”’ – przyznaje A. Indrišiūnienė-Laurinavičiūtė.
,,Chciałbym skończyć najpierw 12 klas w szkole, a później pójść do zawodówki” – dzieli się planami na przyszłość Rusłan.
Wychowawczyni przyznaje, że miłość nie pojawiła się od razu – ani u niej, ani u chłopaków. ,,Dzisiaj mogę już powiedzieć, że jesteśmy rodziną, ta więź istnieje, chociaż jest inna, niż pomiędzy rodzicami i dziećmi. Coś w tym jest…” – mówi nauczycielka.