
„Wiadomo, że to jest pierwszy przyjazd, trzeba te lody stopić, bariery złamać. Mimo że dość zawile prowadzę ten koncert i to wymaga niewątpliwie skupienia, dzisiaj odbiór był wzorcowy i jestem bardzo tym podbudowany. W tym sensie to podobne, czy w Londynie, czy w Wilnie – jesteśmy rodakami, więc się dogadujemy. Przez brak bariery językowej ta opowieść staje się uniwersalna” – podkreślił muzyk.
Zespół Stare Dobre Małżeństwo gra już od ponad 25 lat, nadal jednak zbiera pełne sale. Na czym polega tajemnica niegasnącej popularności?
„Myślę, że kluczową rolę odgrywa pasja, miłość do tego, co robię. Druga sprawa to odświeżanie repertuaru. Jestem coraz starszy, więc próbuję propagować i proponować dojrzalsze tematy. Opowiadam o sobie tu i teraz, w pierwszej osobie liczby pojedynczej, i pewnie każdy może w tym odnaleźć siebie. Jest to uniwersalna opowieść, ale zmieniająca się, bo spotkanie z legendą jest na raz. Mam 50 lat i rozmawiam z wami jako pięćdziesięciolatek, myślę, że to jest jedyna słuszna droga. Nie udaję studenta, nie udaję młodzieniaszka, pokazuję to, jak myślę tu i teraz. Byłoby żałosne, gdybym udawał kogoś innego. I to jest podstawa – żeby się nie kreować na kogoś, kim się nie jest, by mówić prawdę o tym, jak się sprawy mają” – uważa Krzysztof Myszkowski.
Jak dodaje, piosenki SDM trafiają do publiczności w każdym wieku.
„To, o czym śpiewamy, są to tak zwane ważne sprawy, z dużych liter, zwane wartościami. Obecnie wartości służą raczej do manipulacji, do jakiegoś mydlenia oczu. W swoich piosenkach mówię wprost, kładę kawę na ławę, mówię tak, jak myślę. Trzymam się tych wartości nadrzędnych. Na pewno młody człowiek, który ma w sobie pewną dozę nieufności do świata starszych, odnajdzie się w takich tematach, jak choćby to, że sprawiedliwość w końcu wygra i da łupnia złodziejom i innym szaławiłom. Są to wartości, nad którymi warto i trzeba się pochylić w każdym wieku” – mówi Myszkowski.
Podczas koncertu w Wilnie zespół zaprezentował legendarne przeboje, jak „Blues o 4 nad ranem” czy „Cudne manowce”, ale też nowe piosenki, do których słowa napisał sam Krzysztof Myszkowski.
„Mam szaloną estymę do słowa i rzeczywiście przez długie lata zajmowałem się słowami innych, byłem kustoszem tych słów. Teraz jestem w dobrym gronie ludzi, którzy mnie szanują, i w takim gronie można sobie pozwolić na rozebranie się do naga – oczywiście mówiąc metaforycznie. Bo to nie jest łatwe, zwłaszcza w gronie szyderców czy ludzi nieotwartych. Żeby się otworzyć, trzeba mieć dobre warunki i teraz niewątpliwie takie mam, próbuję i proszę mi uwierzyć, że w tym odkrywaniu słów i układaniu ich w pewne opowieści odnajduję mnóstwo radości i frajdy. Jak to mówię w cudzysłowie „poszedłem na swoje” i bardzo się z tego cieszę, aczkolwiek mam ogromny szacunek do tego, co było dawniej, do poetów, z którymi współpracowałem, i ten ślad przeszłości jest obecny we wszystkich koncertach” – wyznał Myszkowski.