S. Michaela Rak: Dopóki człowiek żyje, można dla niego zrobić wszystko

"Nie damy rady zatrzymać śmierci, ale możemy sprawić, by czas, który do niej pozostał, był życiem" - powiedziała w rozmowie z zw.lt założycielka i dyrektorka jedynego w Wilnie Hospicjum im. bł. ks. Michała Sopoćki siostra Michaela Rak.

Małgorzata Kozicz
S. Michaela Rak: Dopóki człowiek żyje, można dla niego zrobić wszystko

Fot. zw.lt

Małgorzata Kozicz: W sobotę w Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki odbędzie się uroczystość, mająca uczcić aż trzy okazje. Jakie to powody?

S. Michaela Rak:Spotykamy się z trzech okazji. Nasze hospicjum nosi imię bł. Michała Sopoćki. 28 września minęła piąta rocznica ogłoszenia go błogosławionym. Z tej okazji chcemy być razem i prosić go, by jako patron nadal się za nami wstawiał, bo codzienność nie jest łatwa – w każdym wymiarze. Drugą okolicznością jest liturgiczne wspomnienie św. Faustyny, obchodzone akurat 5 października. Faustyna chodziła tu po naszej wileńskiej ziemi. W sobotę ks. Arcybiskup Gintaras Grušas dokona poświęcenia pomnika św. Faustyny, która siedzi teraz u nas na dziedzińcu i wpatruje się w okolicę.

Kolejną okolicznością która nas gromadzi jest łączność z hospicjami świata. Od dziewięciu lat w drugim tygodniu października obchodzony jest Dzień Opieki Hospicyjnej i Medycyny Paliatywnej. Kiedy wielu opuszcza ręce i mówi, że nic się już nie da zrobić, założycielka ruchu hospicyjnego Cecily Saunders powiedziała, że właśnie bardzo wiele da się zrobić dla takiego człowieka. I hospicja to robią. W tym roku ten dzień obchodzony jest pod hasłem: „Obalamy mity”. Dopóki człowiek żyje, można dla niego wszystko zrobić.

Jak będą wyglądały obchody?

Tak jak człowiek składa się z ciała i duszy, tak ten dzień chcemy obchodzić właśnie w tych wymiarach. Dla duszy Msza Św. w kaplicy – wyjątkowej, do której przychodziła święta Faustyna, w domu, w którym mieszkał bł. ks. Michał Sopoćko. W tej części będziemy się łączyć poprzez modlitwę. Po zakończeniu Mszy Św. nastąpi poświęcenie pomnika, ks. arcybiskup spotka się z chorymi i ich rodzinami. Później spróbujemy przedłużyć to świętowanie tak jak w zwykłym domu, gdzie zazwyczaj jest stół, przy którym spotyka się rodzina.

Czy osoby spoza hospicjum również mogą dołączyć do uroczystości?

Jak najbardziej! Będzie to wydarzenie, które również ma pomóc zrozumieć, czym jest hospicjum. Nie jest to dom, który odstrasza, mimo że dotykamy tu bardzo wielu przestrzeni bólu człowieczego. Jest to dom, który jest radością. Zapraszam więc każdego, kto chciałby przyjść. Nasza kaplica nie pomieści wszystkich osób, Msza Św. będzie jednak transmitowana na monitorach w budynku hospicyjnym.

Wspomniała siostra o jednym z celów takich uroczystości – obalaniu mitów. Z jakimi mitami stykacie się najczęściej w swojej działalności hospicyjnej?

U osoby chorej, która słyszy od lekarza diagnozę: nowotwór, pojawiają się dziesiątki pytań. Amerykańska lekarka Elizabeth Kübler-Ross wyróżniła kilka etapów reakcji na wiadomość o raku. Na pierwszym etapie jest niedowierzanie, później zaprzeczanie, wreszcie kompletne załamianie. Środowisko hospicyjne powinno stanąć przy chorym człowieku już na pierwszym etapie i powiedzieć: Nie, teraz nie jest czas, że od tej chwili masz zacząć umierać i się rozpadać, tylko właśnie moment, od którego masz się zatrzymać i zacząć żyć pełnią życia – do końca. Budować to, co niesie za sobą pozytyw codzienności. W dzisiejszych czasach pracujemy, pracujemy, a poza pracą jest zmęczenie. Może czasem jakiś promień radości. A gdy na to nakłada się jeszcze choroba i człowiek jest sam…Jeżeli pojawia się w tym momencie osoba z hospicjum, lekarz, pielęgniarka bądź pracownik socjalny, jest to dla chorej osoby bardzo ważne. Idea hospicyjna na tym właśnie polega, że przy chorym i jego rodzinie stają osoby, które niejako biorą ten problem w ręce i mówią: Nie jesteś sam, damy radę. To „damy radę” przedłuża się na kolejne miesiące i lata, bo nikt z nas nie wie, kiedy nastąpi kres. W hospicjum właśnie o to chodzi, żeby żyć.

I pacjenci żyją?

Ostatnio w czasie Świąt Wielkanocnych mieliśmy wspólne śniadanie wielkanocne, później obiad. W pewnym momencie powiedziałam spontanicznie: Słuchajcie, czegoś na tym stole brak. Krystyna, dwudziestokilkuletnia pacjentka odparła: Siostro, brak wódki! Zapytałam, czego by się napiła i okazało się, że ma ochotę na kieliszek koniaku. Trzeba było widzieć radość smakowania tej odrobiny trunku! To jest właśnie piękne w hospicjum, że każdy może spełniać swoje pragnienia.

Nie zakłamujemy faktu, że śmierć istnieje. Od lutego do dnia dzisiejszego w stacjonarnym oddziale hospicjum zmarło 41 osób, w hospicjum domowym 18 osób. Nie damy radę zatrzymać śmierci, ale możemy sprawić, by czas, który do niej pozostał, był życiem. By nie było tam bólu, samotności, lęku, nieporadności, co zrobi rodzina.

Staramy się tak wspierać chorego, by odebrać wszystkie objawy związane z dramatyzmem choroby, by w to miejsce weszła przestrzeń pozytywizmu. Wtedy człowiek zaczyna się uśmiechać, prosić, by wywieźć go na spacer. Są piękne uroczystości, gdy na przykład obchodzone są urodziny naszych pacjentów: przychodzi rodzina, strzela szampan, śpiewa się i tańczy. To jest ta radość codzienności.

Mówi siostra, że ważne, aby w momencie zetknięcia z chorobą stanęła przy człowieku osoba z hospicjum. Jak to wygląda w praktyce – ci ludzie sami się Was zwracają, czy jakoś do nich docieracie?

W chwili obecnej informacja zatacza coraz szersze kręgi. Świadomość, że hospicjum jest, dociera do ludzi między innymi poprzez media. Rozsyłamy też listy drogą mailową, wieszamy plakaty, na których wprost jest powiedziane: Jeżeli Ty lub ktoś w Twoich bliskich jest dotknięty chorobą nowotworową, zadzwoń, pomożemy. Lekarze rodzinni, placówki medyczne wiedzą o tym, informacja jest rozpowszechniana także drogą urzędową. Udzielamy pomocy w domu chorego i tu w oddziale stacjonarnym, gdzie mamy 14 łóżek. Całodobowo, w każdej chwili, nie trzeba czekać – wystarczy telefon i już jedziemy.

Czy obecne zasoby ludzkie i finansowe są wystarczające, by pomóc wszystkim, którzy się zwracają?

Na tym etapie tak. Jest to ogromne wyzwanie dla nas, przedstawicieli administracji. Mamy zawartą umowę z Funduszem Zdrowia, który rekompensuje 40 proc. kosztów. Kolejne 60 proc., czyli brakujące dziesiątki tysięcy litów muszę znaleźć. Szukam, proszę, spotykam się z ludźmi, oczekuję darowizn, odpisów od podatku, różnych form sponsorowania. Jak do tej pory dajemy radę. Liczymy każdy lit.

Chorzy korzystają z Waszej pomocy nieodpłatnie?

Tak. W hospicjum jest wpisana zasada nieodpłatności. Staje się ona częstą przyczyną dysput, ja jednak myślę, że jeżeli człowiek znalazł się w tak trudnej sytuacji, powiedzieć mu: to my ci pomożemy, a ty nam zapłać – to jest nieetyczne, nieludzkie. Dajemy maksimum za nic. Żeby to maksimum mogło być dawane, potrzebne jest też budzenie wrażliwości społecznej. Ty, człowiecze, który dzisiaj biegasz do pracy, na zakupy, wyjeżdżasz na superwakacje, pomyśl, że możesz żyć odrobinkę skromniej i się podzielić. Idea hospicjum zakłada także ponadwyznaniowość i ponadpodziałowość, jakąkolwiek: religijną, partyjną, społeczną. Dotyczy to także narodowości. Często słyszę – siostra jest Polką, jest więc to hospicjum dla Polaków? Nie, jest to hospicjum dla ludzi. My nie pytamy o narodowość.

Gołym okiem widać, że w hospicjum dobrze się czują zarówno pracownicy, wolontariusze, jak i pacjenci…

Zapytałam kiedyś jednej z wolontariuszek, uczennicy, dlaczego tu przychodzi. Powiedziała, że tu czuje się lepszym człowiekiem. Ktoś mówi: Jak Wy dajecie sobie radę, przecież tak wiele tu cierpienia, trudnych sytuacji. Ale kiedy się widzi ten uśmiech, to „dziękuję” – niewypowiedziane, ale widoczne w oczach, to warto. Ostatnio jeden z pacjentów napisał przed śmiercią piękny list. Powiedział w nim, że był w życiu w wielu placówkach medycznych, ale nigdzie się nie czuł tak, jak w naszym hospicjum. Że to miejsce było dla niego przedsionkiem nieba.

PODCASTY I GALERIE