Rowelovers czyli Polka i Francuz rowerami po Europie

Przemierzyć Europę Północną na rowerach w pół roku z dwudziestoma euro na dzień - taki cel postawili sobie Polka Marta Hopfer i Francuz Jean-Nicolas Gilles, którzy pewnego dnia porzucili wygodne życie w Warszawie i ruszyli w podróż na dwóch kółkach. Przygoda właściwie dopiero się zaczyna, a pierwszym przystankiem na ich trasie jest Litwa.

zw.lt
Rowelovers czyli Polka i Francuz rowerami po Europie

Fot. FB/Rowelovers

Love story czyli jak to się zaczęło

„Zaczęło się wariacko, do tej pory nie mogę uwierzyć, że jestem na tym rowerze, bo nie jestem miłośniczką cyklizmu, a może raczej nigdy nie byłam. Tymczasem mój szanowny partner życiowy już ma za sobą taką podróż, bo dwa lata temu przejechał z Francji przez Włochy i całe Bałkany” – opowiada w rozmowie z Radiem Znad Wilii Marta Hopfer.

Love story Roweloversów zaczyna się w Sarajewie, gdzie poznali się zupełnie przypadkiem. „Podróżowałam z plecakiem, bo zawsze lubiłam podróżować, ale w cywilizowany sposób – na przykład pociągiem czy samolotem, bo po to chyba ludzkość już to wymyśliła, żeby nie jeździć rowerem. Spędziliśmy ze sobą niecałe dwa dni, strzała Amora ugodziła nas bardzo solidnie. Ja pojechałam dalej, bo miałam swój plan na podróż po Bałkanach, zaczęliśmy do siebie pisać. Po trzech tygodniach Jean-Nicolas już był przeprowadzony do Warszawy i zamieszkaliśmy razem” – wspomina Marta.

Jak mówi, myśl o długiej podróży kiełkowała w jej głowie od dłuższego czasu. Miała to być odskocznia od bardzo intensywnej pracy w mediach. „Byłam pewna, że jak tak dalej pójdzie, to do czterdziestki po prostu padnę na pysk. Odkładałam grosz do grosza, myślałam, a może wsiądę w samolot i odbędę podróż dookoła świata. No i zdarzył mi się ten nieszczęsny Francuz na rowerze, który przez pół roku mnie urabiał, wsadził mnie na rower, i oto jestem” – żartuje dziewczyna.

Litwa i co dalej

Litwa jest pierwszym przystankiem na ich trasie. Oboje po raz pierwszy są w Wilnie. Jean-Nicolas znał dotąd Litwę wyłącznie jako miejsce, w którym wokalista bardzo popularnego zespołu Noir Désir – Bertrand Cantat pobił na śmierć swoją dziewczynę Marie Trintignant. Marta wiedziała więcej i była ciekawa Wilna, w którym zakochani są jej rodzice.

Z Wilna Rowelovers wyruszą w kierunku Łotwy, dalej do Estonii, Finlandii, Szwecji, Norwegii, stamtąd samolotem do na Islandię, z Islandii lot do Szkocji, następnie przez Anglię, Walię, aby w końcu przepłynąć do Francji. Wstępny budżet przewiduje wydawanie 10 euro dziennie na osobę. Jak mówi Marta, mają jednak kilka planów alternatywnych na wypadek, gdy przyjdzie zacisnąć pasa.

„Na przykład WWOOFing – ruch ochotniczych pracowników na farmach organicznych. Takich farm jest dużo w Skandynawii. Zapraszają chętnych do pomocy w zamian za mieszkanie i wyżywienie. Można nauczyć się pracować ze zwierzętami, robić ser, uprawiać rośliny, a przy tym przyoszczędzić, odpocząć. Oboje interesujemy się alternatywnymi sposobami życia, ruchami ekologicznymi, a przy tym lubimy lubimy jeść, próbować różnych rzeczy, to jest zatem ta rzecz, którą chcemy w Skandynawii wypróbować” – zdradza Marta.

Kilogramy i kilometry

„Na razie, ponieważ ja dopiero zaczynam tę przygodę, traktujemy się oszczędnie, przemierzamy około 60 kilometrów dziennie. Jesteśmy w stanie spokojnie zjeść śniadanie, obejrzeć miejsce, w którym jesteśmy, ja lubię rano zrobić sesję jogi. Zaczynamy jazdę około godz. 10 i koło 17 możemy już zdecydowanie kończyć, szukać miejsca na nocleg” – mówi podróżniczka.

Jak dodaje, największym dramatem jest bagaż. „Gdy pierwszy raz zobaczyłam, jak to pakujemy, autentycznie chciało mi się płakać i myślałam, czy jeszcze mogę się wycofać z tej przygody. Sam rower waży około 18 kg. Do tego 4 sakwy, śpiwory, namiot, jeszcze jedne śpiwory – bo jestem zmarzluchem – kocyki, żeby można było się rozsiąść na ziemi. Wszystko razem waży około 50 kilogramów, jeżeli trzeba się wspinać pod górkę to jest cholernie ciężko” – przyznaje Marta.

„Trochę podróż do środka”

Zarówno ona jak Jean-Nicolas traktują tę podróż nieco inaczej. „Dla niego to jest to wyprawa mniej fizyczna, mniej sprawdzająca, dla mnie zdecydowanie tak, chociaż lubię wysiłek fizyczny i jest to jest dla mnie względna przyjemność, na pewno będzie coraz większa. Jest to też trochę podróż do środka. Mimo tego, że jesteśmy razem, on jedzie zawsze trochę szybciej niż ja. Snuję się za nim, mam dużo czasu dla siebie żeby się zastanowić. Nie ma zagłuszaczy, których w mieście się używa – nie czytam książki, nie mam słuchawek na uszach, jestem cały czas ze swoimi myślami”.

„Jest to także test dla związku. Nie jesteśmy parą z ogromnym stażem. Żyliśmy razem ponad rok w cieplarnianych warunkach – z niezłymi pensjami, we własnym mieszkaniu, w dużym europejskim mieście, z masą znajomych, na fali unoszącej. Teraz nagle lądujemy w życiu mniej wygodnym, gdzie trzeba kombinować. Na szczęście jesteśmy dość kompatybilni osobowościowo – on nie jest leniuchem, a ja nie znoszę leniuchów. Nie jesteśmy imprezowiczami, więc to też nie powoduje konfliktów. On lubi planować, mnie to imponuje, bo ja też lubię planować. Ja jestem bardziej ułożona, on bardziej spontaniczny, więc pokazuje mi, że mogę wyluzować” – wymienia Marta.

Przygody Polki i Francuza na rowerach można śledzić na Facebooku oraz Instagramie.

PODCASTY I GALERIE