
Na poniedziałkowym wiecu pod siedzibą rządu, zorganizowanym przez Komitety Strajkowe Szkół Polskich na Litwie i Forum Rodziców Szkół Polskich na Litwie, poinformowano, że we środę w polskich szkołach odbędzie się strajk ostrzegawczy. W ten sposób organizatorzy chcą zaprotestować przeciwko „niszczeniu szkół polskich, rosyjskich i innych mniejszości pod przykrywką tak zwanej akredytacji szkół”. Jedną z form jutrzejszego strajku ma być msza św. w kościele pw. Ducha Świętego w intencji polskich szkół.
Strajk, msza św., wycieczka
Zapytani przez portal zw.lt dyrektorzy wileńskich szkół nie mogli odpowiedzieć, czy ich podopieczni przyłączą się do strajku. „Nie wiem, czy uczniowie będą uczestniczyli. Nie prowadziliśmy żadnych badań i nie pytaliśmy, czy przyjdą, czy nie. Całkiem możliwe, że w szkole nie będzie 100 proc. frekwencja, bo są to ostatnie dni nauki i to stwarza pewien luz. Dlatego nie chciałbym nic mówić w tej sprawie” – oświadczył w rozmowie z zw.lt Czesław Dawidowicz, dyrektor Gimnazjum im. Adama Mickiewicza.
W tym tygodniu trwają egzaminy i w ogóle zajęcia w szkołach raczej się nie odbywają
Szkoła Średnia im. Szymona Konarskiego z kolei zapowiedziała udział w strajku. „Będą uczestniczyli uczniowie 6-7-8 klas, bo jutro w Centrum Egzaminacyjnym mamy państwowy egzamin z biologii. Powiedziano nam, żebyśmy o godz. 9.30 byli w kościele pw. Ducha Świętego, zatem uczniowie pójdą z rodzicami i nauczycielami, którzy nie będą zajęci na egzaminie” – powiedziała zw.lt dyrektorka szkoły Teresa Michajłowicz.
Dyrektorka Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela odpowiedziała, że tą kwestią zajmują się rodzice.„Wszystko zależy od rodziców. Administracja tego (strajku – przyp. red.) nie organizuje. Sprawa polega na tym, że jutro będzie u nas Centrum Egzaminacyjne, a więc lekcje w ogóle nie będą się odbywały, będzie odbywał się egzamin” – wyjaśniła Edyta Zubel, dyrektorka Szkoły Średniej im. Joachima Lelewela. Na pytanie: czy administracja szkoły wspiera tego typu akcje, dyrektorka odpowiedziała: „Administracja pracuje”.
Danuta Silienė Dyrektorka Szkoły Średniej im. Władysława Syrokomli również nie posiada informacji, czy uczniowie dołączą się do akcji protestacyjnej. „Jeśli tak było powiedziane, to ja nie wiem. Było dużo rodziców (na wiecu – przyp.red.), to na pewno słuchali. Skąd mogę wiedzieć. Mamy informację, że rodzice pójdą z dziećmi do kościoła o godz. 9.30. Innej informacji nie posiadamy” – oświadczyła Silienė.
„Normalnie nie planowaliśmy protestować, ale tak się złożyło, że będziemy, ponieważ jutro nie mamy zajęć, bo mamy dzień wycieczki. Więc ławki u mnie będą puste” – powiedział Adam Błaszkiewicz, dyrektor Gimnazjum im. Jana Pawła II. Uczniowie jego szkoły nie będą uczestniczyli we mszy świętej, ponieważ wcześniej została zaplanowana inna wycieczka. Placówka nie przyłączy się do strajku. Dyrektor Gimnazjum zaznaczył, że w tym tygodniu trwają egzaminy i w ogóle zajęcia w szkołach raczej się nie odbywają.
Obrona „Syrokomlówki”
Dawidowicz nie widzi nic złego w organizowaniu protestów lub strajków, jeśli są organizowane w granicach istniejących przepisów. „Mieszkamy w wolnym i demokratycznym kraju, każdy człowiek ma prawo wyrażać swoje poglądy na różne sposoby przewidziane przez nasze prawo. Jednym ze sposobów jest organizowanie wieców i strajków. Nie chciałbym jednak bawić się w to, czy to przyniesie jakiś efekt” – wyjaśnił swój pogląd dyrektor najstarszego polskiego gimnazjum działającego na Litwie.
Teraz niby strajkujemy przeciwko ujednoliconemu egzaminowi, a tak naprawdę wszyscy rozumieją, że w obronie „Syrokomlówki”
Błaszkiewicz natomiast nie bardzo rozumie, jaki cel przyświeca organizatorom. „Myślę, że jeśli jest organizowana akcja bądź strajk, to powinien być określony cel. Teraz niby strajkujemy przeciwko ujednoliconemu egzaminowi, a tak naprawdę wszyscy rozumieją, że w obronie „Syrokomlówki”. To dla mnie jest trochę nielogiczne” – powiedział dyrektor Gimnazjum Jana Pawła II.
„Długie gimnazja” się nie sprawdzają
Błaszkiewicz podkreślił, że generalnie nie jest zwolennikiem „długich gimnazjów”. „Moim zdaniem nauczanie, po rozdzieleniu dzieci na grupy wiekowe, przynosi większe efekty, niż nauczanie pod jednym dachem od klasy 1 do 12” – jest przekonany dyrektor gimnazjum im. Jana Pawła II.
Podobne zdanie ma również Dawidowicz. „Też wychodzę z takiego założenia i nigdy tego nie ukrywałem. Jest pewne doświadczenie europejskie. W Europie nie ma takich szkół, przynajmniej nie byłem w takich szkołach, gdzie nauczanie odbywałoby się od 1 do 12 klasy. Być może są, ale zazwyczaj ostatnia część nauczania jest oddzielona. Bo to są różne grupy wiekowe i mają różne zapotrzebowania” – podkreślił Dawidowicz. Jego zdaniem „długie gimnazja” mogą być tylko w pewnych określonych miejscowościach, w których nie da się inaczej prowadzić działalności oświatowej. Dyrektor „Mickiewiczówki” sądzi, że przyjęty przez Litwę model jest prawidłowy i nie warto się z niego „wyłamywać”. „To, że mieliśmy klasy piąte, to tylko dlatego, że sieć szkół nie była zrestrukturyzowana, tak jak było planowane zawczasu” – wyjaśnił Dawidowicz.
Dyrektor Gimnazjum Adama Mickiewicza ma natomiast zastrzeżenia co do tego, że trzy litewskie gimnazja (Daukšos, Tūskulenų i Kulviečio) mogą uzyskać status „długiego gimnazjum”, ponieważ dostrzega w tym pewien podtekst polityczny i taki precedens byłby szkodliwy dla całej reformy. „Dla mnie to jest takie naciąganie prawa. (…) To jest krok do tyłu i decyzja pełniącego obowiązki ministra oświaty (Juozas Bernatonis – przyp. red.) oraz samorządu jest błędna. Sądzę, że takiego precedensu w Wilnie nie trzeba było stwarzać. Oczywiście to jest moje prywatne zdanie” – wytłumaczył Dawidowicz.
Nihilizm prawny i brak dyskusji
Największe problemy, zdaniem Błaszkiewicza, wynikają z braku dyskusji i braku zgody wśród polskich pedagogów na Litwie. „Od nas – czy jesteśmy „za”, czy „przeciw” – nic nie zależy, bo o tym dyskutowaliśmy w 2000 i 2001 roku, kiedy został przyjęty taki model na Litwie. Wtedy nie było żadnych strajków i żadna polska szkoła nie protestowała. Teraz to jest takie uczenie dzieci pewnego prawnego nihilizmu, bo dlaczego do tej ustawy musimy się ustosunkowywać, tak jak nam się podoba, a inne wykonywać zgodnie z jej założeniami. Nie brałbym się tego wyjaśniać dla młodego człowieka. Protestować trzeba wówczas, kiedy trzeba. Druga sprawa jest taka, że wejście tej ustawy w życie było dwukrotnie przekładane. Początkowo mówiono, że końcowym terminem będzie rok 2008, a później rok 2012. Wówczas też nie było strajków” – opowiedział o genezie problemu Błaszkiewicz.
Protestować trzeba wówczas, kiedy trzeba
„Najgorsze jest jednak to, że nie mówimy o jakości szkół polskich, a mówimy o strukturze, bo struktura jest wtórna. Musimy mówić o tym, w jaki sposób możemy zapewnić jakość. Mieliśmy system od 1 do 12 klasy i jeśli ten system nas zadowala, to możemy protestować. Czy jednak naprawdę nas zadowala? Jeśli co drugie dziecko w Wilnie idzie do litewskiej szkoły?” – podkreślił dyrektor Gimnazjum Jana Pawła II.
Błaszkiewicz jest przekonany, że udział polityków w reformie był potrzebny, ale nie dzisiaj.„Sprawę można upolitycznić, ale trzeba ją upolitycznić w mądry sposób. Korzystając z reorganizacji mogliśmy załatwić elitarną polską szkołę, która tak naprawdę nic nas by nie kosztowała. Gdyby to zrobiono w 2000/2002 r. to ilość dzieci w szkołach polskich byłaby większa. Mielibyśmy argumenty. Na konferencji w sejmie zorganizowanej przez Narkiewicza udowadnialiśmy, że jeśli system jest przygotowany do wprowadzenia ujednoliconego egzaminu z języka litewskiego, to nie może być różnicy procentowej w zdawalności tego egzaminu. Minister się zgodził, ale dyrektor Centrum Egzaminacyjnego wówczas powiedziała, że wyniki z matematyki w szkołach polskich też są gorsze i jak to wytłumaczyć. I w takiej sytuacji nie mamy argumentów” – wyjaśnił swój pogląd Błaszkiewicz, w opinii którego, polskie szkoły musiałyby myśleć o reorganizacji przed 15-laty, wówczas przy pomocy polityków, można byłoby w Wilnie zachować trzy nieduże polskie gimnazja (nie wliczając Nowej Wilejki), z których jedno mogłoby być szkołą elitarną.
Niestety wówczas, spośród dyrektorów, nikt nie chciał o tym nawet dyskutować. „Mogliśmy mieć progimnazja z „zerówkami”, obecnie, kiedy jest deficyt miejsc w przedszkolach, to moglibyśmy ściągnąć większą ilość dzieci do polskich szkół” – podkreślił dyrektor gimnazjum.