Polskie granie – wersja litewska

Polaków na Litwie słychać coraz lepiej. Nie tylko na wiecach i z trybuny sejmowej. Polacy grają pierwsze skrzypce w Państwowej Orkiestrze Symfonicznej, podbijają sceny operowe i muzyki pop, szturmem zdobywają programy telewizyjne. W tej dziedzinie idzie nam śpiewająco.

Małgorzata Kozicz

Katarzyna Zvonkuvienė (do niedawna Niemyćko) to dziś bodajże najbardziej widoczna polska gwiazda. Członkini kwartetu „Pop ladies” regularnie pojawia się na okładkach i w plotkarskich publikacjach na portalach, występuje w telewizji, bierze udział w projektach medialnych.

Rozmawiamy o godzinie 17, Katarzyna właśnie je śniadanie, bo wcześniej nie miała czasu. Od 9 rano nagrania, udział w zdjęciach, wywiady, fotosesje. Po „śniadaniu” czeka ciąg dalszy.

„Jest to życie bardzo ciekawe, kolorowe, mimo że zabiera dużo energii i sił. W każdej pracy tak jest – jeżeli odpuścisz, nie wiadomo, czy następnym razem zaproszą ciebie, czy kogoś na twoje miejsce” – mówi Katarzyna.

Jeżeli odpuścisz, nie wiadomo, czy następnym razem zaproszą ciebie, czy kogoś na twoje miejsce

Zaczynała jako dziecko w miednickim zespole szkolnym „Przepióreczka”. Potem był chór kościelny, kolejna kapela, wieloletnie śpiewanie na weselach. Jeszcze później koncerty, płyta, wreszcie udział w największych litewskich projektach telewizyjnych: „Wojny chórów”, „Duety gwiazd”, „Zapraszam do tańca”. Ten ostatni projekt Katarzyna wygrała – w głosowaniu telewidzowie oddali na nią blisko 180 tys. głosów.

Piosenkarka nie zaprzecza, że do wypłynięcia na szerokie wody litewskiego show biznesu przyczynił się trochę związek z teraz już mężem, producentem i kompozytorem Deivydasem Zvonkusem. Sama jednak pracowała na swój sukces przez kilkanaście lat.

„Trzeba wiedzieć, w co się pakujesz. Jak masz cel i jesteś gotowy, by wiele wytrzymać, to drzwi są wszędzie otwarte. Było niemało komentarzy na temat mojej narodowości, ale nigdy się tego nie wyrzekałam i nie wstydziłam. Nikt mnie nie obrażał prosto w oczy. A pisać komentarze w internecie każdy potrafi. Ci, którzy mnie nie poznali, mieli zarzuty tylko dlatego, że jestem Katarzyna, a nie np. Miglė. Decydując się na udział w show biznesie spodziewałam się, że będzie różnie, więcej będzie brudu niż różowych chwil. Teraz, po trzech latach, jest odwrotnie. Znaczy coś robię dobrze” – uważa Katarzyna.

Piosenkarka, która jest obecnie sędzią w projekcie telewizyjnym „Lietuvos balsas” (The Voice of Lithuania), ubolewa, że polska młodzież nie jest dość aktywna, nie startuje w konkursach, nie próbuje swoich sił w litewskim świecie muzycznym.

„Jest jakiś kompleks, jakiś wstyd, żyjemy trochę zamknięci w swoim świecie i nie widzimy, co się dzieje na scenie litewskiej. Ja wcześniej też tego nie widziałam. Mam teraz wyrzuty do siebie, że nie szłam, nie uczestniczyłam, nie słyszałam dobrych porad, które by mnie wcześniej ukierunkowały” – opowiada K. Zvonkuvienė.

„Największy bajer, jaki widziałem na scenie”

Zakompleksienia na pewno nie można zarzucić formacji Black Biceps, której trzon stanowią uczniowie polskiego gimnazjum w Niemenczynie – Witalij i Edgar. Na Wileńszczyźnie zdobyli popularność dzięki prześmiewczym coverom rosyjskich i angielskich przebojów. Z biegiem czasu zaczęli pisać własne piosenki, występować przed publicznością. Ostatnio wygrali Festiwal Muzyczny Gėla, co da im możliwość nagrania piosenki w profesjonalnym studio. Miesiąc temu zrobili furorę w telewizyjnym programie „Lietuvos talentai” („Talenty Litwy”).

Na widok popisów podwileńskich Polaków producent muzyczny, lider legendarnej grupy Bix Saulius Urbonavičius-Samas poderwał się z miejsca, tańczył i klaskał, a potem stwierdził, że „większego bajeru na scenie nie widział”, a diva litewskiej sceny Rūta Ščiogolevaitė oznajmiła, że zaprosiłaby ich do zagrania na swojej imprezie.

„Już od dawna słyszę powiedzenie: „Talent nie ma narodowości” i im dalej, tym bardziej to się potwierdza. Wraz z pojawieniem się internetu zdobycie popularności stało się rzeczą prostszą. Trzeba mieć to, czego nie mają inni – mowa wcale nie o pieniądzach – i już mamy gwarantowany sukces wśród użytkowników internetu. Nie tak jak kiedyś, gdy bez znajomości w branży nie było szans, by się przebić przez lód show biznesu. Narodowość w ogóle nie gra żadnej roli, bo ludzie patrzą na talent, a nie na wpis w paszporcie. Czasami nawet nasza narodowość daje niewidzialne przywileje, zdobywamy sympatię ze strony Litwinów, bo mamy ,,miły akcent” , którego chce się słuchać. Nasze występy mają taki słowiański akcent, czego jeszcze na Litwie nie widziałem” – mówi Witalij Walentynowicz, wokalista Black Biceps.

Uważa jednak, że podkreślanie narodowości jest zbędne.

„Czasem nawet oburzają mnie tacy, co nadają temu wielkie znaczenie: „O, patrz, Polka została wicemiss Litwy, nie ma ładnych Litwinek i w ogóle Polacy są najlepsi”. Nacjonalizm i religia rodzą konflikty, dlatego w show biznesie lepiej nie wykrzykiwać o swojej narodowości. Może taki pogląd wynika stąd, że pochodzimy z mieszanych rodzin i żyjemy tam, gdzie jest dużo mniejszości narodowych. Na te sprawy patrzy się tutaj nie jako na fenomen – jak w Litwie Środkowej czy bliżej Zachodu – a jak na prostą rzecz, zbieg historii i okoliczności” – tłumaczy Witalij.

Polskość dodaje egzotyczności

Serię sukcesów ma też na swoim koncie grupa Kite Art. Ostatnio zwyciężyli w konkursie Litewskiego Radia i Telewizji.

„Wileńscy Polacy zostali najlepszą grupą na Litwie” – napisał największy litewski dziennik „Lietuvos rytas”. „Latawce” poprosili jednak o sprostowanie i po poprawkach tytuł brzmiał „Wilnianie zostali najlepszą grupą na Litwie”. To nie negowanie swojego pochodzenia, tylko dokładność – w Kite Art oprócz Polaków grają też Rosjanie i Litwini.

Byłoby dziwne wypierać się historii swojej osobowości.

„Tożsamość narodowa jest ważna. To, kim byli moi przodkowie, w jakim języku rozmawiałem w domu, do jakiej szkoły chodziłem, jakie książki czytałem, ukształtowało mnie, włynęło na to, jakim człowiekiem jestem. Wypieranie się tego, wstydzenie się historii swojej osobowości byłoby więc bardzo dziwne. Jeśli chodzi o podkreślanie – owszem, ale w granicach zdrowego rozsądku, bez przesady. Szczególnie, że żyjemy w społeczeństwie wielonarodowym” – mówi lider Kite Art Robert Moro Bieńkuński.

Piosenki pisze po polsku, po litewsku i po angielsku. Zespół pracuje obecnie nad singlem, właściwie co weekend ma koncerty w wileńskich klubach. „Po wygranej w konkursie LRT Opus jeden z członków jury powiedział nam, że to, iż jesteśmy Polakami i mamy piosenki po polsku, dodaje nam egzotyczności. Narodowość nie jest ważna, jeżeli robisz coś dobrze i od serca” – podkreśla Robert.

Zdaniem Bieńkuńskiego, kilka pozytywnych przykładów z branży nie świadczy jednak jeszcze o otwarciu się polskiego społeczeństwa.

„Kompleksów jest nadal bardzo dużo, ale powoli zanikają. Myślę, że dosyć dużą rolę tu odgrywa internet. Serwisy społecznościowe, jak facebook, blogi, sprzyjają szybszemu rozwojowi kulturalnemu oraz integracji”.

Pochodzenie nie wpływa na możliwości samorealizacji

Tę hipotezę potwierdza również prof. Bogusław Grużewski, dyrektor litewskiego Instytutu Pracy i Badań Socjalnych.

„Nie prowadzono jeszcze specjalnych badań ani obserwacji na ten temat, widzimy jednak pewne tendencje, które mogą wyjaśnić fakt większego udziału Polaków w życiu społecznym Litwy, w tym także w show biznesie. Po pierwsze to sam fakt integracji, spójności przedstawicieli różnych grup mniejszości narodowych z większością, całością narodową. Znajomość języka litewskiego, uczestnictwo w różnych instytucjach, szkoły wyższe, zatrudnienie wszelkich form, organizacje pozarządowe – wszystko to zwiększa poziom integracji mniejszości narodowych. Dotyczy to przede wszystkim młodzieży. Oni są najbardziej zaawansowani, korzystają ze współczesnych technologii i tutaj różnice są coraz mniejsze” – podkreśla B. Grużewski.

 Coraz bardziej cenione są wartości uniwersalne, które mają mniej zabarwienia narodowego

„Drugim punktem tego zbliżenia jest ogólna tendencja demokratyzacji młodzieży europejskiej, światowej. Wśród młodzieży coraz bardziej cenione są wartości uniwersalne, które mają coraz mniej zabarwienia narodowego. Tak jest w Danii, Niemczech, Francji, Holandii. Oczywiście, są grupy, w których napięcia się nie zmniejszają, jeśli jednak chodzi o kulturę, sztukę, tych różnic jest coraz mniej i język albo pochodzenie narodowe nie wpływa na ocenę jednostki i jej możliwości realizacji w danym społeczeństwie” – wyjaśnia socjolog.

Jak zauważa, zmienia się również nastawienie Litwinów, zwłaszcza tych młodych, wobec mniejszości narodowych. Młodzież, która mieszkała, pracowała lub studiowała za granicą, ma coraz mniej uprzedzeń wobec ludzi innych narodowości.

„Każdy chce dokopać”

To, że talent może pokonywać bariery uprzedzeń, najlepiej udowodniła Ewelina Saszenko, która w 2011 roku zmiotła konkurentów w krajowych eliminacjach Eurowizji i reprezentowała nasz kraj w finale konkursu piosenki europejskiej. Zważywszy, z jaką falą krytyki spotyka się na Litwie każdy wysłannik na Eurowizję, Ewelinie dostało się stosunkowo niedużo. Odwrotnie, było nawet wiele nawoływań do tego, aby nazwisko piosenkarki zapisywać w oryginale, zgodnie z polską transkrypcją, i w ten sposób w finale przyciągnąć głosy z Polski.

„Myślę, że udział mój i Katarzyny w show biznesie zachęcił naszych rodaków, by bardziej odważnie próbowali swoich sił” – mówi prosto z mostu Ewelina Saszenko.

Na pewno nie mogę powiedzieć, że Litwini mnie nie lubią

„Show biznes to już trudność sama w sobie. Kimkolwiek jesteś, zawsze są ludzie bardziej i mniej przychylni. Każdy chce dokopać, a gdy nie mają się czego przyczepić, czepiają się narodowości. Były różne sytuacje, ale na pewno nie mogę powiedzieć, że Litwini mnie nie lubią. Mam dużo koncertów w czysto litewskich regionach, np. w Kownie, i mam tam szeroką publiczność” – opowiada piosenkarka.

Jak dodaje, producenci zawsze próbują afiszować fakt, że jest Polką.

„Gdy brałam udział w „Tańcu z gwiazdami”, już mnie zaczęło wkurzać podkreślanie na każdym kroku mojej narodowości. Nigdy natomiast nie słyszałam od producentów propozycji ukrycia swojego pochodzenia” – zaznacza Ewelina.

Stanislavas Stavickis – Stano, piosenkarz i producent, autor niektórych piosenek Katarzyny Zvonkuvienė, którego dziadek również był Polakiem, uważa z kolei, że akcentowanie polskiego pochodzenia wykonawców mija się z celem.

„Prawdę mówiąc, kuriozalnie brzmi możliwość wykorzystania polskiej lub rosyjskiej narodowości jako ciekawostki. Są to narody na tyle nam bliskie, że nie ma w tym nic niezwykłego. Rozumiem, gdyby to był jakiś Marokańczyk. Ale to przecież nasi sąsiedzi, nasza „chebra”,  w ogóle nie ma sensu podnoszenie i akcentowanie tej kwestii” – mówi Stavickis.

„Przykład Katarzyny wyraźnie pokazuje,  że ten podział, który wyobrażają sobie skłóceni ze zdrowym rozsądkiem politycy, uaktywniający się przed wyborami, nie istnieje. Żadnej realnej wrogości pomiędzy ludźmi nie ma. Z takim samym uśmiechem widzowie witają Katarzynę i w Nowej Wilejce, i w Telszach na Żmudzi” – podkreśla Stano.

Polacy byli od zawsze

Podobny punkt widzenia prezentuje Zbigniew Lewicki, koncermistrz Litewskiej Filharmonii Narodowej.

„Wrogość Litwinów wobec Polaków to marginesowe wyjątki. W zasadzie społeczeństwo jest już bardzo europejskie, zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież. A ci artyści są ludźmi młodymi, mają litewską publiczność, mnóstwo przyjaciół, fanów, i polskie pochodzenie w ogóle im nie przeszkadza” – uważa maestro.

„Narodowość jest cechą, która się powoli niweluje w naszych czasach, chociaż aspekt przynależności narodowej nie zniknie całkowicie – przez tyle wieków ludzie kłócili się i bili z tego powodu” – rozważa Lewicki.

Aspekt przynależności narodowej nie zniknie całkowicie – przez tyle wieków ludzie kłócili się i bili z tego powodu

Muzyk od 20 lat jest pierwszym skrzypkiem Litewskiej Państwowej Orkiestry Symfonicznej pod batutą Gintarasa Rinkevičiusa, autorem wielu projektów muzycznych, ostatnio także sędzią telewizyjnego show muzycznego „Auksinis balsas” (Złoty głos). To artysta niezwykle wszechstronny – można go zobaczyć nie tylko na scenie Filharmonii Narodowej, ale i na przykład w Domu Kultury Polskiej, wyśpiewującego z „Kapelą Wileńską” „A ja jadę na kombajnie”.

Lewicki przypomina, że Polacy od zawsze byli obecni w litewskim życiu muzycznym.
To np. urodzona jeszcze przed wojną baletnica Leokadia Aszkiełowicz (Leokadija Aškelovičiūtė), śpiewak operowy Leonid Muraszko (Leonidas Muraška), pianistka Halina Znajdziłłowska (Halina Znaidzilauskaitė).

“Rockowiec Povilas Meškėla, którego mama jest Polką, a ojciec pół Litwinem, pół Polakiem, cieszy się, gdy się spotykamy raz do roku, bo mówi, że mu brakuje rozmów po polsku. Przed kilkoma laty głośno było o tworzonej przez Polaków grupie Gravel. W muzyce alternatywnej popularne były dziewczyny z grupy Zimbabwe. Dzisiaj mamy wybitnego jazzmana Jana Maksymowicza, mezzosopran Gabrielę Vasiliauskaitė, która obecnie mieszka i pracuje w Hamburgu” – wymienia pierwsze z brzegu przykłady polski koncertmistrz.

Jak mówi, sam nie doświadczył w życiu zawodowym trudności z powodu swojego pochodzenia.

„Żartów nie brak, do tej pory zdarzają się żarty narodowościowe. Nie odczułem jednak jakichś przeszkód ani poniżeń w życiu. Obracam się w środowisku kultury, a ludzie w kulturze są w miarę kulturalni, a nawet wrażliwi”– z właściwą sobie ironią podsumowuje Zbigniew Lewicki.

Zobacz Więcej
Zobacz Więcej