
Walijczycy prezentowali się słabo, choć w pierwszych trzech kwadransach Portugalii też nie było za co chwalić. Jedyny moment, w którym mogło podnieść się ciśnienie, to celny strzał Garetha Bale’a. W środek bramki.
Jeśli taktyką obraną przez Fernando Santosa było uśpienie rywala, sprawdziło się to w stu procentach. Po jednej z najbardziej sennych połów w historii mistrzostw Europy, Portugalczycy wrócili na murawę absolutnie zdeterminowani, by wygrać. Efekt? Dwa gole w ciągu kilku chwil.
Zupełnie niewidoczny przed przerwą Cristiano Ronaldo wzbił się ponad wszystkimi i w 50. minucie głową pokonał wyraźnie spóźnionego z interwencją Wayne’a Hennesseya. Mało? Chwilę później CR7 dorzucił asystę, gdy wstrzelił piłkę w pole karne, a Nani tylko dołożył nogę.
W tym momencie stało się jasne, że szachy w Lyonie muszą się skończyć. Walijczycy musieli się otworzyć, bo czasu na odrobienie strat wciąż było sporo, Portugalczycy zyskali sporo miejsca na kontrowanie rywala.
I szans dla obu zespołów faktycznie nie brakowało. Swoich okazji nie wykorzystali Nani i Danilo (jego strzał zmierzał już do bramki, ale piłkę na linii dogonił Hennessey), a w ostatnich fragmentach gry Cristiano Ronaldo, który minął już bramkarza, ale nie zdołał celnie strzelić z ostrego kąta. Walijczycy bombardowali natomiast Rui Patricio za sprawą uderzeń Garetha Bale’a z dystansu. Bramkarz Portugalii błędu jednak nie popełnił.
Portugalia w ten sposób po 12 latach znów zagra w finale mistrzostw Europy. Wówczas sensacyjnie przegrała z Grecją 0:1. Teraz zadanie będzie jeszcze trudniejsze – naprzeciw staną albo gospodarze, albo aktualni mistrzowie świata.