Oskar Wygonowski: W teatrze nikogo nie interesuje czy jesteś Polakiem, czy Litwinem

My, Polacy, jesteśmy wychowywani w taki sposób, że z powodu nazwiska będziemy mieli problem, że jeśli coś się nie udaje, to z powodu własnej narodowości. Często własne problemy tłumaczymy swym pochodzeniem, zamiast zatrzymać się i pomyśleć, że być może faktycznie coś robimy źle – powiedział w rozmowie z zw.lt wileński Polak i młody litewski aktor Oskar Wygonowski, który gra w spektaklach Oskarasa Koršunovasa.

Antoni Radczenko
Oskar Wygonowski: W teatrze nikogo nie interesuje czy jesteś Polakiem, czy Litwinem

Oskar Wygonowski/Fot. Joanna Bożerodska

W najbliższą sobotę w wileńskim Gimnazjum Salomėji Nėris odbędzie się premiera spektaklu „#beskambučio“ w reżyserii Pauliusa Tamolė, gdzie jedną z głównych ról zagra Oskar Wygonowski. Sztuka opowiada o współczesnym systemie edukacji. „Nie mogę powiedzieć czy system jest dobry, czy zły. Tak naprawdę znam tylko dwie szkoły – Mickiewiczówkę i Syrokomlówkę. To są bardzo różne placówki edukacyjne. A przecież jest jeszcze Liceum Wileńskie, gdzie są same setki. Ale jest również szkoła pod Szawlami, gdzie toaleta jest na ulicy. Dlatego to jest trudne pytanie” – sądzi Oskar, który poza byciem aktorem jest nauczycielem w Gimnazjum im. Władysława Syrokomli. Sztuka również będzie grana w Wisagini i Solecznikach. Wszystkie chętne szkoły mogą skontaktować się z organizatorami i sprowadzić spektakl do swej placówki.

Antoni Radczenko, zw.lt: Jutro odbędzie się premiera sztuki „#beskambučio“, która opowiada o szkole. Spektakl wystawiacie nie w teatrze, ale w Gimnazjum Salomeji Nėris. Jak to jest po kilku latach powrócić do szkoły?

Oskar Wygonowski: Sądzę, że sztuka jest nie tylko o szkole, ale raczej o całym systemie edukacyjnym. O stosunkach między nauczycielem a uczniem. Między młodym człowiekiem a osobą starszą. Między młodym a starszym kolegą. Od pierwszych dni było wiadomo, że nie będziemy grali tej sztuki w teatrze. Zresztą tak do końca nie wiadomo czy to jest sztuka, czy performance. Na początku reżyser nam powiedział: ,,Powinno nas być 10 osób, a nie dwie czy trzy, bo wychodzimy ze swego środowiska i idziemy grać do szkoły, czyli na ich terytorium, do ich domu. Mówiąc o mnie, to powiem szczerze, że wielu rzeczy już nie pamiętałem, jeśli chodzi o szkołę. Podczas prób zrozumiałem, że pamięć bardzo szybko się zaciera. Próby były podzielone na dwa etapy: wiosną i jesienią. Podczas wiosennego etapu zaproszono mnie do Syrokomlówki, żebym poprowadził lekcje o teatrze. Więc z jednej strony miałem własne wspomnienia o szkole, a w dodatku sama szkoła przyszła do mnie.

Z tego co rozumiem sztuka była tylko pewna ideą, na podstawie której tworzyliście spektakl opierając się o własne doświadczenie. Jakie były twoje doświadczenia ze szkołą? Z czym teraz ci się kojarzy?

Teraz myślę, że to był bardzo fajny czas. Jednak to mówi Oskar, który ma 24 lata i jest pięć lat po ukończeniu szkoły. Chociaż muszę powiedzieć, że moje wspomnienia nie są do końca takie fajne. Wtedy patrzyłem na zasadzie, że wszystko już wiem, wszystko to już przerabialiśmy. Cały czas szukałem pewnej atrakcji w dobrym tego słowa znaczeniu. Lubiłem brać udział w różnych inicjatywach, chodzić na różne kółka,  byłem na przykład w międzyszkolnym parlamencie uczniowskim. Brałem udział w kółkach sportowych i teatralnych. Bardzo dużo mego życia było poza szkołą. Sama szkoła to było takie miejsce, gdzie się spotyka znajomych. Część przedmiotów było ciekawych, jak historia czy literatura litewska. Dzisiaj rozumiem, że z tego okresu można było zaczerpnąć więcej. Oczywiście rozumiem, że tego już nie zmienisz. Teraz ze swoją ojczystą szkołą, czyli Mickiewiczówką, nie mam zbyt wiele wspólnego. Przychodzę na Dzień Nauczyciela, aby złożyć życzenia wychowawczyniom. Na balu absolwentów byłem chyba dwa razy, ale zrozumiałem, że minęło zbyt mało czasu, aby powiedzieć: wow tak dawno nie widzieliśmy się…

Jesteś po polskiej szkole. Ukończyłeś Akademię Teatralną w Wilnie. Teraz grasz w litewskich spektaklach. Czy język nie jest problemem?

Był, jest i chyba na zawsze pozostanie ten problem. Miałem zabawny epizod podczas egzaminu wstępnego. Pewna znana aktorka powiedziała do mnie wprost: dziecko, jak ty mówisz po litewsku? Co tu będziesz robił?  Bo cały czas mówiłem używając mianowników. Jednak odpowiedziałem, że chcę i zostałem przyjęty. Na studiach mamy taki przedmiot, jak mowa sceniczna. Zazwyczaj musiałem włożyć cztery razy więcej wysiłku. Do dzisiaj nie mogę przeczytać poprawnie tekstu po litewsku za pierwszym razem. Często źle akcentuję wyrazy lub niepoprawnie wymawiam litery. Dlatego po zajęciach szedłem do domu i na głos czytałem litewskie książki. Jeśli wiedziałem, że mam spektakl, egzamin czy dużą improwizację, to w tym dniu starałem się unikać kontaktu z innymi językami. Na przykład pisałem do mamy tylko sms-y. Nie odbierałem nawet telefonów od kolegów. Była jeszcze taka śmieszna sytuacja, że na drugim roku mój akcent strasznie się pogorszył. Nie mogłem zrozumieć dlaczego? Później zrozumiałem, że każdego ranka słuchałem Salonu Politycznego Renaty Widtmann i analizowałem w swojej głowie programy, a ten proces wpływał na mój język.

Jaki stosunek mieli do ciebie twoi koledzy na studiach?

Nie było żadnego rozróżnienia. Raczej wyróżniałem się swoim polskim temperamentem. Bo my, Polacy, jesteśmy bardziej ekspresywni, a Litwini bardziej introwertyczni. Kiedy widziałem problem to od razu mówiłem, a oni raczej nie i pod tym względem im było gorzej. Co prawda później zrozumiałem, że pewną ekspresywność warto zachować tylko na scenie, a mniej używać w życiu codziennym. Natomiast ze względu na narodowość nie było negatywnego stosunku wobec mnie. Być może osobom, które nie studiowały na akademii jest ciężko zrozumieć, że tam ścierają się granice między płcią, pochodzeniem, miastem. Zostaje tylko człowiek i ważne jest to, co robisz. Nikogo nie interesuje czy jesteś Polakiem, czy Litwinem. Liczy się, jakim jesteś partnerem na scenie i czy masz fajne pomysły do realizacji.

Polacy na Litwie są bardziej konserwatywni i tradycyjni niż reszta społeczeństwa, czy ten background ci nie przeszkadzał?

Być może gdybym był w innej grupie, to bym to odczuł. Moja grupa była bardzo apolityczna. Wiele osób nie znało nawet własnej historii, to znaczy znały imiona najważniejszych książąt, ale nic poza tym. Oczywiście mieli własne zdanie o Wilnie w okresie międzywojennym. Ale nikt nie śledził za Akcją Wyborczą czy w ogóle za politykami. Zresztą My, Polacy, jesteśmy wychowywani w taki sposób, że z powodu nazwiska będziemy mieli problem, że jeśli coś się nie udaje, to z powodu własnej narodowości. Często własne problemy tłumaczymy swym pochodzeniem, zamiast zatrzymać się i pomyśleć, że być może faktycznie coś robimy źle. Więc, jako takich problemów nie było. Oczywiście na pierwszym roku byłem bardziej patriotą, byłem takim narodowcem. Patrzyłem trochę z góry, że przyjechali z różnych wiosek i nie znają historii Wilna. Później zrozumiałem, że to nie ma żadnego znaczenia. Teraz ani narodowość, ani poglądy polityczne, ani orientacja seksualna nie mają dla mnie żadnego znaczenia. Interesuje mnie tylko człowiek, jako pewien instrument do badania. Analizuję zachowania ludzkie, ponieważ to jest to, co mogę później wykorzystać na scenie. Bo nikt nie wie co lub kto do czegoś zainspiruje. Być może facet, który pomógł staruszce na ulicy, później zainspiruje mnie do jakiejś roli.

Jaka była twoja droga do aktorstwa? Z tego co wiem nie udzielałeś się w żadnym z dwóch polskich teatrów w Wilnie?

Powiem więcej. Nie uczestniczyłem ani w Kresach, ani w żadnych konkursach recytatorskich. Nawet nie chodziłem na spektakle.  Pamiętam, że byłem w klasie jedenastej czy dziesiątej  i ktoś ze znajomych napisał, że jest wolny bilet do Rosyjskiego Teatru Dramatycznego na Pohulance. Poszedłem, chociaż teraz rozumiem, że ten spektakl nie był jakiś nadzwyczajny, ale wówczas zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Wtedy stopniowo pojawiła się chęć, że warto przynajmniej spróbować. Koleżanka z klasy powiedziała, że jest coś takiego, jak Mała Akademia Teatralna. Spodobało mi się. Jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc zacząłem oglądać więcej spektakli i postanowiłem spróbować dostać się na studia wyższe.

A dlaczego nie spróbowałeś dostać się do Polski? Czy to nie byłoby bardziej naturalne? Przecież kilka osób z Wilna robi teraz tam kariery…

Tak wiem, Janek Drawnel, Joanna Moro… Ale wiesz bardzo kocham Wilno. Tam byłbym Polakiem z Wilna, który robi karierę, a teraz jestem Polakiem z Wilna robiącym karierę w litewskim teatrze i to moim zdaniem jest ciekawsze. Poza tym mój rok zbierał światowej sławy reżyser Oskaras Koršunovas, a w Polsce jest trochę inny system. Tam niekoniecznie twój opiekun prowadzi ciebie przez cztery lata. Ważny był też czynnik finansowy, mieszkałem we własnym mieście i nie musiałem zaciągać kredytów. I bardzo ważne było to, że moja rodzina była blisko mnie w ciężkich momentach. Teraz też mogę grać po polsku, będę musiał  tylko przemodelować trochę akcent i wyćwiczyć tekst. Zresztą język polski jest bardzo pomocny na Litwie. Czasami czytam litewskie tłumaczenie jakiejś sztuki i jak czegoś nie rozumiem, to sięgam po wersję polską i widzę, że pewne zdanie jest inne, które nadaje inny sens. Zaczynam rozumieć logikę. Mówię o tym swym partnerom z teatru i wtedy decydujemy, jaki wariant wybieramy. Jeśli polski, to na bieżąco tłumaczymy.

Czyli dwujęzyczność pomaga?

Jestem czterojęzyczny, bo moja mama jest Rosjanką, no i dochodzi jeszcze angielski. Wszelkie prace z teorii teatru zawsze czytałem w oryginale. Kiedy w ubiegłym roku przyjeżdżał Krzysztof Warlikowski ze swym „Kabaretem Warszawskim” to moi litewscy koledzy siadali tak, aby móc czytać napisy, ja tego robić nie musiałem. Więc oczywiście znajomość języków mi pomaga.

Są dwie teorie. Jedna mówi, że aktor powinien stać się tym człowiekiem, którego gra. A druga polega na tym, że to jest tylko rola, a aktor to zawód, jak każdy inny. Czyli po spektaklu znów stajesz się Oskarem. Jak jest u ciebie?

Moim zdaniem nie ma jednej metody dla wszystkich. Wszystko jest bardzo indywidualne. W moim przypadku wszystko zależy od postaci. Są spektakle, gdzie po prostu gram pewną rolę i wówczas ma się pewien dystans. Są jednak role, gdzie grasz bardzo psychologicznie, gdzie jest improwizacja. Wtedy po spektaklu ciągle o tym myślisz, że może nie to powiedziałem, nie tak zrobiłem.

Więc jak odreagowujesz? Czy idziesz do baru się napić?

Wiem, że niektórzy tak robią. Idą do baru napić się piwa czy zwyczajnie się schlać. Ale to nie dla mnie. Ja po premierze idę do domu, oglądam piłkę nożną, sprzątam mieszkanie, słucham muzyki. Po prostu zaczynam myśleć o innych sprawach. Staram się też wyjechać do innego miasta lub zacząć czytać nową książkę. Nigdy nie miałem takich przypadków, ale wiem że są techniki, jak wychodzić ze stanu, kiedy jest ci bardzo ciężko psychicznie. Są to techniki oddechowe, medytacje. U mnie czegoś takiego nie było. To nie znaczy, że jakoś od tego się odseparowuję. Bo kontakt z publicznością jest czymś bardzo ważnym. Ważne jest, aby dotarł do niej nasz przekaz.

W Syrokomlówce uczysz dzieci teatru. Po co ci to jest potrzebne? Rozumiem, że z przyczyn finansowych, bo wiadomo, że aktorzy raczej dużo nie zarabiają?

Nie, uczę dzieci nie z powodu pieniędzy. Po ukończeniu akademii sporo grałem i nieźle mi się powodziło. Na spotkaniu z dyrektorką powiedziałem, że mogę przychodzić nawet bezpłatnie. Po prostu zacząłem się zastanawiać nad tym, czy dobrze znam teatr, a najlepszym sposobem, aby to sprawdzić, to spróbować komuś opowiedzieć o tym lub nauczyć. Więc kiedy pojawiła się propozycja, zrozumiałem, że to dobra okazja, aby się dowiedzieć co w ogóle wiem o teatrze.

I jak reagują uczniowie? Czy są aktywni na lekcjach?

Wiek moich uczniów jest bardzo ciekawy, ponieważ sami jeszcze nie wiedzą czego chcą. Oczywiście jest część osób, która przychodzi, ale teatr ich nie interesuje. Przede wszystkim to jest mój problem, aby zaciekawić. Jednak kiedy widzę, że się nie udaje, to wtedy zwracam się do tych, których to naprawdę ciekawi. I takich uczniów jest sporo. Zresztą próbuję im pokazać teatr z różnych stron. Mówię, że to nie tylko sztuka, ale również muzyka, obraz, że to można wykorzystać również w innych zawodach. Największy problem polega na tym, że dzieci bardzo rzadko chodzą do teatru, albo idą na sztukę z programu szkolnego…

Albo prowadzą nauczyciele…

Dokładnie. Tylko, że nauczyciele prowadzą albo na to, co trzeba, albo na to, co ich samych ciekawi.

Bardzo dobrze, że o tym wspomniałeś. Rozmawiałem z Liliją Kiejzik, która powiedziała, że czasami uczniów warto zmuszać do chodzenia do teatru, bo w taki sposób może kogoś to zainteresuje. Co o tym sądzisz?

Dla swoich uczniów dałem zadanie, żeby w ciągu pół roku poszli do teatru chociażby na jeden spektakl, a później zrobili krótką prezentację. I na dzień dzisiejszy z 20 uczniów do teatru poszło tylko trzech. Gdybym zaczął ich zmuszać, to nie sadzę, że osiągnąłbym swój cel. Przede wszystkim dzieci trzeba zaciekawić teatrem. Muszą poczuć chęć. Pamiętam siebie z lat szkolnych, kiedy prowadzono pod przymusem do teatru, to wówczas nikt nie oglądał spektaklu. Po prostu wiedziało się, że za to otrzyma się dziesiątkę. Inna sprawa, na jakie spektakle dzieci są prowadzone. Zazwyczaj prowadzi się albo na spektakli naszych miejscowych teatrów lub na festiwale przez nie organizowane. Z całym szacunkiem, ale to są amatorskie teatry, to nie jest ten poziom, który może zainteresować młodego widza. Tym bardziej, że w Wilnie jest sporo litewskich spektakli, które naprawdę są interesujące. Gdyby uczniów zaprowadzić na coś takiego, to sądzę, że później młodzież sama by poszła. Jednak na takie spektakle nie prowadzi się, z różnych przyczyn, a to, że po litewsku, a to że nie literatura szkolna, a to temat nie pasuje…

Studiowałeś, a teraz grasz u Koršunovasa. Grają u niego również inni Polacy. Czy kontaktujecie się ze sobą?

Tak. W akademii chodził nawet taki żart, że każdy rok ma swego Polaka. Agnieszka Rawdo była na czwartym roku, ja na trzecim, na drugim była Jovita Jankelaitytė z Solecznik, a na pierwszym roku jeszcze jedna dziewczyna. Przyjaźnimy się, rozmawiamy, zdzwaniamy się. Bardzo śmiesznie to wygląda, kiedy spotykamy się w teatrze i zaczynamy rozmawiać po polsku. To wszyscy dokoła mówią patrzcie spotkała się rodzina.

PODCASTY I GALERIE