
„Nie mam innego wyjścia. Jestem zmuszony podać do sądu, bo muszę obronić swój honor. W szkole przepracowałem 44 lata. Tak być nie może” – powiedział w rozmowie z zw.lt Ryszard Suchocki.
Dyrektorka szkoły odmówiła komentarza. „Proszę pana nie będę komentowała. Nie będzie żadnych komentarzy. Bo prasa mnie, powiedzmy tak, dobiła” – ucięła dyskusję dyrektorka.
Cała sprawa zaczęła się przed dwoma laty. „Zobaczyłem, że coś zaczęło się robić ze stopniami. Ja stawiam jedną ocenę, a później w dokumentach pojawia się inny stopień. Przed dwoma laty jeden z uczniów miał poprawkę, ale nie przychodził do mnie. Gdy zapytałem go, dlaczego nie chodzi na poprawkę odpowiedział, że „u mnie już dawno jest ocena”. Zdziwiłem się, bo nie dawałem mu żadnych testów. Z kolei uczeń odpowiedział, że dyrektorka już dawno wystawiła mu dostateczną ocenę’’- opowiedział historię sprzed kilku lat nauczyciel. Z racji tej, że matka chłopaka pracowała w szkole, Suchocki nie drążył tematu. Jednak później zauważył, że takich przypadków w szkole jest znacznie więcej.
„Widzę, że w dzienniku zamiast N (nieobecność – przyp. red.) są wstawione czwórki. Były takie przypadki, że uczeń w ogóle nie chodził do szkoły, a następnie bez problemu zdawał do następnej klasy. Zapytałem się dyrektorki: ,,Jak to jest możliwe?’’. Odpowiedziała, że to „nie pana sprawa”. Takich wypadków było więcej. Na przykład nikt nie przychodził do mnie na poprawkę, a kiedy zapytałem uczniów dlaczego, odpowiedzieli, że mają już oceny i nie mają zamiaru przychodzić’’ – wyjaśnił sytuację wieloletni pedagog.
Zdaniem Suchockiego w szkole został wypracowany następujący system. Nieobecności były zamieniane na czwórki, natomiast ci, co zostają na poprawkę, otrzymują testy wraz z odpowiedziami. W ten sposób szkoła polepsza statystyki, ponieważ „na papierze” jest więcej uczniów, niż rzeczywiście uczęszcza na lekcje. Natomiast bardziej ambitni muszą przechodzić do innych szkół. „Bo poziom w szkole jest zwyczajnie niski. Stopnie są stawiane za nic. Chociaż nauczyciele są nieźli, muszą wystawiać takie oceny, jakie każe dyrektorka. Więc uczniowie nie muszą się uczyć, ponieważ mają dostateczne stopnie bez żadnego wysiłku” – podkreślił Suchocki. Zresztą takich nieprawidłowości w szkole jest znacznie więcej. Na przykład dyrektorka nie daje nauczycielom protokołów z rady pedagogicznej. „I tak naprawdę nikt nie wie, co jest w tych protokołach” – oświadczył nauczyciel fizyki dodając, że większość nauczycieli w szkole popiera go, ale boją się konfliktować z dyrektorką, ponieważ boją się o stanowisko.
Ryszard Suchocki spróbował zwrócić się do władz samorządowych. „We wrześniu napisałem o tym do samorządu. Samorząd po miesiącu, kiedy dyrektorka już mogła „podszlifować” dokumenty, wysłała komisję, która nic nie znalazła. Zaczęli mi mówić, że ,,wszystko jest dobrze i nie wiadomo, dlaczego pan się czepia’’. I po tym wszystko się zaczęło. Wychowawczyni siódmej klasy, która jest siostrą dyrektorki, namówiła rodziców siedmiu osób, aby napisali skargę. W skardze napisano, że się czepiam i źle zachowuję się z dziećmi. Chociaż wcześniej żadnych skarg nie było” – powiedział nauczyciel.
Ta skarga stała się podstawą do zwolnienia.
Kiedy skarga do samorządu „nie pomogła” wówczas Suchocki zwrócił się do telewizji „Lietuvos rytas”. W poniedziałek (21 listopada) został wyemitowany reportaż. We wtorek z rana dowiedział się, że został zwolniony.
Jak już wspomniano wcześniej dyrektorka szkoły odmówiła komentarza, z wydziałem oświaty rejonu wileńskiego również nie udało się skontaktować. Co prawda wydział oświaty udzielił odpowiedzi dziennikowi „Lietuvos rytas”. „W trakcie sprawdzianu R. Suchocki nie przedstawił żadnych dowodów, które uwiarygodniały jego tezy” – napisano w oświadczeniu. W piśmie napisano też, że od 1 września 2014 r. obecność uczniów jest monitorowana w elektronicznym dzienniku, gdzie są odpowiednie zabezpieczenia przed fałszowaniem ocen.
Minister oświaty Audronė Pitrėnienė zapowiedziała, że resort zbada, czy faktycznie doszło do fałszowania ocen.