„Wyobraża pan sobie kibiców z Niemiec, którzy we Wrocławiu czy w Opolu idą ulicami miasta, śpiewają „Deutschland Deutschland uber alles” – cytuje księdza „Gazeta Wyborcza”.
„Oglądając film z przemarszu zorganizowanej grupy kibiców, nie wierzyłem własnym oczom i uszom. Gdybym był młodszy, powiedziałbym, że krew się we mnie wzburzyła, ale z moimi latami mogę tylko powiedzieć, że wapno się chyba całkowicie zlasowało. Cieszyłbym się, aby tacy ludzie zapomnieli słów polskiego hymnu i nie profanowali Go i Kaplicy Matki Miłosierdzia w Wilnie, przed którą odbyło się jego wykonanie” – oświadczył duchowny.
Kibice Lecha bagatelizują sprawę.
„Nie mamy jednak zamiaru wypierać się i drugiej strony medalu. Prawda bowiem jest taka, że nie mamy się czego wstydzić: środowisko kibicowskie ponadprzeciętnie interesuje się polską historią i bardziej aktywnie od wielu innych środowisk, włącza się w jej upamiętnianie. Stąd nie powinno dziwić, że to akurat kibice pamiętają i nie boją się głośno przypominać o tym, że Polska w Wilno i w Litwę wryła się trwale i nieusuwalnie. I że gdyby nie niemiecka i sowiecka agresja w 1939, a w jej konsekwencji zachłanność ZSRR i obojętność Zachodu, Wilno być może nigdy nie przestałoby do Polski należeć” – napisał Filip Jańczuk ze Stowarzyszenia Wiara Lech.
„Dlatego nie można się dziwić, że kibice przypominają o polskim Wilnie i nie ma w tym niczego wstydliwego. Jako kibice nie podzielamy opinii księdza, że „historia nie może determinować naszej teraźniejszości i przyszłości”. Nie nawołujemy do rewizji granic, nie mamy zamiaru wywoływać wojny, ale i nie mamy zamiaru utracić pamięci o całkiem niedawnych dziejach, dotyczących naszych przodków. Stąd okrzyki typu „Polskie Wilno”. Gdybyśmy grali z litewskim klubem z Kowna, kibice skandowaliby przedwojenne ludowe powiedzonko „Od Datnowa do Janowa, wszędzie słychać polska mowa” – wytłumaczył zachowanie Filip Jańczuk.