Robiłaś karierę jako modelka we Włoszech, później wszystko zostawiłaś, wyszłaś za mąż i wróciłaś na Litwę. Czy miłość jest tak ważna, że poświęciłaś karierę oraz słoneczne Włochy?
Justyna Riūkė: Na dzień dzisiejszy sądzę, że było warto. Mam bardzo dobrego męża, który się o mnie troszczy i jest moim najlepszym przyjacielem. Zawsze mnie rozumie. Wtedy, kiedy mam dobry nastrój i nawet kiedy go brak, bo tak też się zdarza.
We Włoszech pracowałaś osiem lat…
Siedem.
Ale z tego, co słyszałem, modelką zostałaś przez przypadek?
Nigdy nie sądziłam, że będę modelką. Nigdy nie miałam takiego zamiaru. Miałam w ogóle inne zainteresowania.
Kim chciałaś zostać?
Chciałam generalnie robić to, czym zajmuję się teraz, czyli wizażem. Bardzo lubię moją nową pracę, chociaż musiałam wszystko zaczynać od zera. Obecnie pracuję przy reklamie oraz z fotografami. Sama robię też pewne projekty związane z moją branżą. W szkole byłam bardzo wysoką i szczupłą dziewczynką. Jedni nauczyciele mówili mi, żebym poszła i spróbowała, inni twierdzili, że nie warto. Wychodziło się z założenia: ,,Jesteś z małego miasteczka i na pewno ci się nie uda’’. A wyszło tak, jak wyszło. Nigdy się nie spodziewałam, że odwiedzę takie miejsca jak Tajwan, Pekin czy Liban. Bardzo się z tego cieszę, że mogłam zobaczyć i poznać inne kultury.
Podobno to twoja ciotka „wkręciła” cię do modelingu?
Tak, miałam jechać do cioci do Kowna, ale nie na casting. W pewnej chwili powiedziała mi: ,,Chodź, pojedźmy w pewne miejsce’’. Nic mi nie mówiła, nie intrygowała. Ja na spokojnie włożyłam sweterek. Tak pojechałyśmy do jednej agencji, później do drugiej. Do obu agencji zostałam przyjęta. Później wybrałam jedną z nich.
I od razu wyjechałaś za granicę?
Za tydzień miałam wyjechać do Chin, ale na to nie zgodzili się rodzice. To było bardzo daleko i na dłuższy czas, ale po tygodniu otrzymałam kolejną propozycję – pracę we Mediolanie. Pomyślałam – ,,Mediolan – fajnie’’. Co prawda nie znałam wtedy ani angielskiego, ani włoskiego, ale zaczęłam się uczyć angielskiego. Teraz rozmawiam w tych dwóch językach.
A ile miałaś wtedy lat?
16.
Rozumiem, że rodzicie nie mieli problemów z twoim wyjazdem do Włoch?
Nie, bo to było już bliżej.
A sama nie bałaś się tego wyjazdu?
Nie. Mimo, że nie znałam języków, bardzo chciałam wyjechać. Pojawiła się chęć uczenia się. Zdobywania wiedzy.
I jak spotkał ciebie Mediolan?
Nikt nigdzie nie spotyka cię z otwartymi ramionami. Było wszystko: momenty bardzo dobre, ale też złe.
Czy faktycznie jest tak, że w świecie mody panuje duża konkurencja i zazdrość między modelkami?
Tak, to prawda. Miałam pokaz Lorenzo Riva i jakieś zazdrosne dziewczyny złamały mi obcas. Zauważyłam to tylko wtedy, kiedy już wchodziłam na wybieg. Nie miałam możliwości, aby wrócić z powrotem. Ale wszystko przeszło normalnie, mimo pewnych trudności, udało mi się przejść na wybiegu.
Pracowałaś w Domu Mody Versace?
Tak, pracowałam u Versace, a także u Alberty Ferretti i Gucci. Zaczynałam u Versace, później byłam modelką u Ferreti, a później znów wróciłam do Versace.
Jaki stosunek miała do ciebie Donatella Versace? Czy ona raczej nie ma kontaktu z modelkami?
Rzadko bywała w showroomie. Była tylko na pokazach. Co mogę o niej powiedzieć? Jest normalną kobietą. W takich codziennych relacjach jest normalną osobą.
Pochodzisz z Ejszyszek, z małego miasteczka na Litwie. Czy samo to miejsce miało na ciebie wpływ?
Tak, jak najbardziej Ejszyszki miały na mnie wpływ i to bardzo pozytywny. Jestem strasznie wdzięczna mojej mamie za dobre wychowanie. Zawsze mnie wspierała w trudnych chwilach. Tak naprawdę, jest nie tylko moją mamą, ale również najlepszą przyjaciółką. Duże wsparcie miałam również ze strony babci. Zawsze popierała mnie w moich decyzjach i działaniach.
W wywiadach z modelki zawsze się skarżą, że jest to bardzo trudna praca i nigdy nie ma wolnego czasu. Jak było w twoim przypadku?
Z trudem, ale znajdowałam czas. Z pracą bywa różnie. Kiedy pracowałam na Tajwanie, to naprawdę miałam sporo pracy. Przez 6 dni pracowałam w telewizji, a w ten jeden dzień mogłam zdobyć jakąś dodatkową pracę, na przykład pokaz bielizny.
Dużo pracowałaś w różnych krajach. Jak porównałabyś ludzi tam i tutaj?
To, co zauważyłam, to u nas nie ma takiego słowa, jak „dzień dobry”. Nawet kiedy wsiadasz do taksówki, to nikt do ciebie nie powie: „Dzień dobry, jak się masz?”. U nas nie ma słowa „przepraszam”. Te słowa są używane bardzo rzadko, a chciałoby się je słyszeć trochę częściej. U nas ludzie są zamknięci w sobie. We Włoszech wszystko jest inaczej. Nawet kiedy był kryzys, to ludzie chodzili szczęśliwi, wszyscy byli uśmiechnięci. Oni inaczej reagowali na rzeczywistość. Nie sądzę, że na to wpływ ma klimat. Wszystko zależy od człowieka.
Mówiłaś, że dużo podróżowałaś, ale to były wyjazdy służbowe. Czy udawało się coś zobaczyć?
Czasami się udawało, czasami nie. Niekiedy bywało tak, że wracałam na Litwę i nie mogłam pokazać nawet zdjęć z tego kraju, bo faktycznie nic nie widziałam. Generalnie na tych wyjazdach byłam organizatorką i inicjatorką wszelkich wycieczek. Zbierałam grupę, tak aby nas było nie dwie czy trzy. Zawsze wieczorem, w sobotę, kiedy odbywały się wszelkie imprezy i spotkania, mówiłam, że jutro z rana wyruszamy o danej godzinie. Mimo, że wszyscy byli zaspani, grupa zawsze się zbierała. To bywały takie międzynarodowe grupy. Były dziewczyny z Argentyny, Brazylii oraz innych krajów.
A jaki wyjazd zapamiętał ci się najbardziej?
Najbardziej zapamiętał mi się wyjazd do Libanu, do Bejrutu. Tam faktycznie odczuwało się wojnę. Są jakby dwa Bejruty. W jednym ludzie żyją spokojnie i dobrze, a drugi ciągle wojuje. Mieszkałam po tej stronie, gdzie był względny spokój, ale w trzech kilometrach od hotelu już walczono. To było takie dziwne uczucie, że w nocy obok hotelu jeżdżą czołgi, a ktoś ci mówi: spokojnie, to są tylko fajerwerki. Ale to nie były fajerwerki, a właśnie czołgi. Wszędzie nas wożono. Na ulicę nie można było wyjść bez chusty. Po raz pierwszy poczułam się, jak w więzieniu. Podobnie było w Egipcie. Mam zielone oczy i to bardzo wyróżniało mnie na tle innych dziewczyn.
Pewnie miałaś duże powodzenie?
Nie podobało mi się takie powodzenie. Nigdy nie chciałam się związać z kimś, kto nie jest mojej religii i jest spoza mego kręgu kulturowego. Zawsze marzyłam, aby mieć męża czy chłopaka, ale obowiązkowo miał być swój, czyli z Litwy.
Wspomniałaś o religii. Nasze społeczeństwo polskie na Wileńszczyźnie jest dosyć konserwatywne i tradycjonalistyczne. Jak jest w twoim przypadku, na przykład święta spędzasz w domu, czy uciekasz gdzieś do ciepłych krajów?
Tylko raz nie spotkałam świąt w domu. Po prostu nie miałam, jak się wydostać z Tajwanu, nie było samolotów. Powiem szczerze, że uczucie było raczej negatywne. Nie chciałabym tego powtórzyć, więc zawsze na święta wracałam do domu. Święta trzeba spędzać z rodziną.
Czy spotykasz się z kolegami z klasy?
Wiesz, to jest tak: w szkole mówiliśmy, że po zakończeniu na pewno będziemy się spotykać. Niestety tego nie ma. Być może dlatego, że nasza klasa nie była jakoś mocno zwarta. Być może ja nie byłam nigdy bardzo lubiana, chociaż kiedy zostałam modelką, to od razu pojawiło się mnóstwo kolegów. Mam kilka koleżanek, z którymi możemy się spotkać i porozmawiać. Jest ich jednak naprawdę niedużo.
Jeśli podejdzie do ciebie młoda dziewczyna i zapyta o radę, czy ma iść w kierunku modelingu? Co jej odpowiesz?
Miałam takie sytuacje. Zawsze powtarzam: lepiej żałować, że coś się zrobiło, niż tego, że się czegoś nie zrobiło. Jeśli się ma odpowiedni wzrost, figurę i jest się osobą sympatyczną, to dlaczego nie spróbować?
A czy zawsze uważałaś siebie za osobę sympatyczną?
Pamiętam, że kiedy miałam 5 lat, to zawsze lubiłam denerwować swoje młodsze rodzeństwo. Wstawałam zaspana, podchodziłam do lusterka i mówiłam: ,,Ale dzisiaj jestem ładna’’. Z pewnością tak nie myślałam, był to rodzaj zabawy. Co prawda, później w rodzinie z tego wszyscy się śmiali, na zasadzie: „Patrz, idzie nasza piękność”. Nigdy tego jednak poważnie nie traktowałam…