
Żeby sobie pozwolić na taki czyn, trzeba zrezygnować z powagi, prestiżu i stać się jeszcze mniejszym, niż się jest. Zacheusz był niewielkiego wzrostu, ale wdrapywanie się na sykomorę uczyniło go zapewne jeszcze mniejszym. A gdy już Jezus wszedł pod jego dach, budzący respekt zwierzchnik celników jeszcze bardziej pomniejszył swoją wartość, wyrzekając się znacznej części swej fortuny. Im bliżej Boga, tym mniejszy jest człowiek w oczach innych, a na pewno w swoich. Świętość najłatwiej odnajduje tych, którzy uważają, że zgubili do niej wszystkie drogi.
Obecność Jezusa u każdego ze spotkanych powodowała, że stawało się widoczne to, co było w tych ludziach najprawdziwsze. Niekiedy nieprawość pewnych osób wcale nie jest ich naturą, lecz brzemieniem narzuconym przez krzywdy. Gdy spotykają się z Mesjaszem, wyzwala się w nich to, co najprawdziwsze, co jest ich zagłuszoną istotą. Budzi się w nich drzemiąca od dawna prawda, godna kanonizacji. Nigdy więcej niczego już o Zacheuszu nie napisano. Raz w życiu spotkał Jezusa i ten jeden raz wystarczył, by jego czyn określił całe jego życie i ukierunkował go na wieczność.
Jałmużna wynagradza łajdactwa, a nie nimi obdarowuje. Jałmużna gładzi wszystkie grzechy, gdy wypływa bardziej z pragnienia uczynienia przyjemności Bogu niż z pragnienia poprawy swego wizerunku moralnego.
Pociesza mnie słowo Jezusa, który wyznaje, że przyszedł na świat szukać tych, którzy się zagubili. Gdy czytam ten jeden wiersz, umacniam w sobie wiarę w odnalezienie mnie przez Niego. Pewnego dnia dotrze też do mnie i obym wtedy jednym czynem i jedną radością potrafił wynagrodzić Mu smutek mojej nieobecności w Jego sercu. Radosnego dawcę Bóg miłuje! Czekam na ten dzień, w którym pokuta i zadośćuczynienie nie będą dla mnie już smutkiem, lecz radością, i w którym porzucenie grzechów nie będzie oznaczało utraty, tylko uwolnienie.