
EastWestInfo: Twój projekt muzyczny „Jańka z Wilna”, powstał w lutym 2013 roku, jako odpowiedź na propagandę głoszącą polsko-litewski konflikt. To znaczy, że jako osoba – co zrozumiałe – będąca blisko sprawy, miałaś zupełnie odmienne zdanie?
Jańka z Wilna: Dokładnie tak. Każdy z mieszkających na Litwie Polaków, których znam, ma znajomych Litwinów i nigdy nie zdarzyło się, żebyśmy poczuli wrogość z ich strony, czy sami bylibyśmy wrogo nastawieni. Media w tym wypadku stanowiły powód do wspólnego śmiechu. Oczywiście, możliwe jest, że gdzieś w mniejszych miasteczkach i wsiach, gdzie ludzie otrzymują informacje o świecie tylko z kontrolowanych mediów, mogą przyjąć to poważnie i nawet jakoś reagować. To się dotyczy tak Polaków, jak i Litwinów. Media są niebezpieczne tam, gdzie są podstawą formowania światopoglądów i osobowości.
Sama jakiś czas wcześniej opuściłaś Wilno. Podobno dopiero wtedy je doceniłaś. Czym przyciąga to miasto? Za czym tęsknisz, czego nie daje ci odległy od niego Zachód?
Zawsze czułam pewną więź z Wilnem, tyle że po wyjeździe zrozumiałam, że mam mu coś do powiedzenia. Nie będąc tam fizycznie, muszę to zrobić w jakiś inny sposób. To chyba dziwne, ale wracając do Wilna, chodzę ulicami i rozmawiam z nim szeptem. I kiedy udaje się to zrobić szczerze, ta rozmowa zamienia się w dialog. Możliwe, że to jest chore (śmiech), ale czuję, że to miasto żyje i ma swój charakter, swój pogląd i zależy mu na jego mieszkańcach. Oprócz tego – chociaż jest naprawdę małe – można w nim znaleźć wszystko i spotkać wszystkich. Na Zachodzie nie ma spokoju. Mieszkam w Szkocji – pomimo, że są tu piękne góry, to wydają się one niezwykle odległe. Ludzie wyglądają na przesyconych kultem ciała, młodości i pieniędzy, co doprowadza do upadku moralności. Moja mama wciąż nie wierzy, że tak jest, bo Zachód zawsze był wzorem lepszego życia i rozwoju. Oczywiście nie jest tak wszędzie i z każdym. Ostatni rok spędziłam w małym miasteczku w Niemczech i było fantastycznie. Brytania jednak, może dlatego, że to wyspa, ma kulturę całkiem obcą do tej, w której wyrosłam, za którą też tęsknię. Może jestem zbyt konserwatywna…
Mówisz, że Pulacy, czyli Polacy mieszkający w Wilnie, to „własny, samowystarczalny świat”. Co przez to rozumiesz?
Pulaków jest na tyle dużo i są ze sobą na tyle powiązani, że tylko wyjechawszy do Szkocji znalazłam znajomych Litwinów. To znaczy, owszem, miałam kilku znajomych z litewskiej szkoły muzycznej, ale żadnych bliższych kolegów. Społeczeństwo Pulaków jest na tyle dobrze zorganizowane i dbające o siebie, że zadowala wszelkie potrzeby swych członków. Kultura tu też jest inna. Inna nie tylko od litewskiej, ale też od polskiej. Tylko między Pulakami czuję się jak w domu. Dlatego nie „Litwo, ojczyzno moja…”, lecz „Wilno, ojczyzno moja…”.
Pomimo „samowystarczalności” Pulaków w naszej wcześniejszej rozmowie stwierdziłaś, że Polaków z Litwy grających w zespołach nie można oddzielić od całość undergroundu litewskiej sztuki. To znaczy, że muzycznych Polaków na Litwie jest zbyt mało, czy po prostu śmiało czerpią również z litewskiej kultury, co polskiej?
Moim zdaniem, większość polskich, bądź litewskich, a najczęściej mieszanych zespołów z undergroundu czerpie inspiracje z muzyki zachodniej, ponieważ to ona dyktuje prawidła w każdym gatunku muzycznym – z wyjątkiem muzyki bałkańskiej, czy jakiejś indyjsko-buddyjskiej. Co dotyczy zespołów, najczęściej Polacy grają razem z Litwinami i Rosjanami oraz ludźmi innych narodowości, dlatego też nie mogłabym oddzielić sceny wyłącznie polskiej, bo jako taka nie egzystuje. Może ktoś to widzi inaczej, może naprawdę istnieje underground wileński, którego nie znam i tam właśnie dzieje się coś bardziej wyłącznie polskiego, ale wątpię.
Twoje teksty dotykają codzienności, ale również polityki czy filozofii. Czy poza zmienianiem obrazu polsko-litewskich relacji stawiasz sobie za cel swej twórczości coś jeszcze?
Oczywiście, wszystkie piosenki, niezależnie od tematyki są wyrazem mojego zdania. Dlatego, jak i w przypadku każdego człowieka, najbardziej mi zależy na przekazaniu siebie w piosenkach i dzięki tamu odnalezienia podobnych do mnie. W każdym razie potrzebna jest mi reakcja na to, co robię, to znaczy, że kogoś to obchodzi i motywuje do rozwoju..
Czy przed projektem „Muzyczne Rodowody” mieliście okazję w jakikolwiek sposób odczuć, że wasz głos w sprawie domniemanej wojny litewsko-polskiej na Litwie jest nad Wisłą dostrzegany?
Mój głos w sprawie relacji litewsko-polskich jest podobny do głosów większości Pulaków, dlatego jak tylko mieliśmy możliwość o tym mówić z Polakami, śmiało się wypowiadaliśmy. Co dotyczy tego przekazu w muzyce, to na pewno „Muzyczne Rodowody” są dla mnie niesamowitą okazją, by połączyć rodzinne wody Willi z szerokim nurtem Wisły.
Jak mówisz, „Jańka z Wilna” pozwala Ci mieszkać w dwóch miejscach naraz, twórczo wciąż pozostawać w okolicach litewskiej stolicy. A czy bierzesz pod uwagę fizyczny powrót do Wilna?
Po studiach na pewno wracam do Wilna, nie mam co do tego wątpliwości. Nawet, jeżeli za granicą są większe zarobki. Nigdy samodzielnie nie żyłam u siebie w domu, dlatego nie mogę nie skorzystać z takiej okazji. Co będzie po powrocie, pokaże czas.