Ewa Wołkanowska-Kołodziej: Książkę napisałam z pobudek czysto egoistycznych

„Wcześniej nie zwracałam uwagi na to, że w zasadzie zarówno Litwini jak i Polacy mieszkający na Litwie kochają te same potrawy i wcale nie kłócą się o to, czy ta babka kartoflana to polskie czy litewskie danie. Jedni i drudzy przed turystami szpanują tłustą kuchnią litewską, bo uważają ją za swoją” - powiedziała w rozmowie z zw.lt Ewa Wołkanowska-Kołodziej, autorka książki “Wilno. Rodzinna historia smaków“.

Antoni Radczenko
Ewa Wołkanowska-Kołodziej:  Książkę napisałam z pobudek czysto egoistycznych

Fot. Mariusz Michalik

“Przez żołądek do serca” – brzmi stare polskie przysłowie. Czy swoją książką również chciałaś przeszczepić miłość do Litwy i Wileńszczyzny wśród mieszkańców Polski?

Szczerze? Nie. Tę książkę napisałam z pobudek czysto egoistycznych. Zrobiłam to dla trzech konkretnych kobiet: mojej babci, mamy i córki. Babcia Gienia przez całe życie jest wierna kuchni tradycyjnej, tym wszystkim naszym litewskim cepelinom, wątróbiankom, czy kwaszeninom. I uszy świńskie ugotuje, i kwas chlebowy zrobi. Moja mama przejęła jej receptury, ale nie bała się też eksperymentów – dlatego do książki trafiły na przykład przepisy na jej słynne pasztety. Uwielbiała gotować, jeść i wydawać przyjęcia. Boże, ile żeśmy przegadały przy stole! Bardzo żałuję, że moja córka tego nie doświadczy. Nie będziemy wszystkie razem lepić też kołdunów, bo mama umarła w ubiegłym roku. Pomyślałam, że Jagna pozna i pokocha swoją babcię dzięki tej książce. A przy okazji mieszkańcy Polski dowiedzą się coś nieco o kuchni litewskiej i o nieco baśniowym miejscu, jakim jest Wileńszczyzna.

Z tego co wiem, książkę zaczęłaś pisać wspólnie z mamą – Genowefą Wołkanowską. Czy po śmierci Pani Gieni kształt czy struktura książki ulegały zmianie?

Mama była odpowiedzialna za przepisy, ja za tekst. Tyle że początkowo miał to być jedynie krótki wstęp o kuchni wileńskiej. Nawet nie przypuszczałyśmy, że duże wydawnictwo będzie zainteresowane wydaniem pozycji na temat potraw jadanych w pewnej rodzinie mieszkającej od pokoleń na Wileńszczyźnie. Pokazałam wydawcy to, co zrobiłyśmy razem – na szczęście mama spisała wszystkie swoje przepisy – a on powiedział, że chce więcej. Że ta Wileńszczyzna z tym całym zachęcaniem do jedzenia, piciem w łaźniach, ślizikami na wigilię i sękaczami na weselach to jest kapitalny temat na książkę, nie tylko kucharską. Stąd hasło na okładce: „Książka dzięki której kucharz zacznie czytać, a reporter gotować”.

W książce są nie tylko przepisy, przedstawiasz również wileńskie społeczeństwo z jego tradycjami, obyczajami i stereotypami. Do dzisiaj panuje pogląd, że kobieta chuda jest synonimem choroby. Jednak powoli stare wypiera nowe. Na przykład nie jest już „grzechem” podawanie blinów żmudzkich z surówką, co kiedyś było nie do pomyślenia. Czy jest związek pomiędzy zachowaniem kuchni tradycyjnej a tożsamości narodowej?

Zdaniem mojej babci surówka do cepelinów to ciągle jest grzech! Choć może już nie śmiertelny… A co do tej tożsamości, to ciekawa sprawa. Wcześniej nie zwracałam uwagi na to, że w zasadzie zarówno Litwini jak i Polacy mieszkający na Litwie kochają te same potrawy i wcale nie kłócą się o to, czy ta babka kartoflana to polskie czy litewskie danie. Jedni i drudzy przed turystami szpanują tłustą kuchnią litewską, bo uważają ją za swoją. Wszyscy są tu u siebie i wszyscy wcinają to samo, choć mówią różnymi językami. Fantastyczna sprawa!

„Wilno. Rodzinna historia smaków” jest książką bardzo osobistą. Przytaczasz mnóstwo anegdot z historii własnej rodziny. Jaka była reakcja Twojej rodziny i bliskich?

Mój tata powiedział, że to książka wesoła, ale również bardzo smutna. Podobnie dalsza rodzina. Bliscy na przemian a to śmiali się, a to płakali. Płakali, bo mama książki nie zobaczyła. Ciekawe jest to, że wzruszyła też nieznanych mi osób. Jeden z czytelników napisał:: „Rozdział drugi wycisnął mi łzy wspomnień o mojej babci spod Nieświeża, która powiadała że „gościa lepiej zabić niż wypuścić głodnego…”. A recenzentka o podlaskich korzeniach napisała tak „Czytając tę książkę zrozumiałam, dlaczego ludzie dziwnie na mnie patrzą, kiedy rano odgrzewam na patelni pokrojone w plastry kartacze i popijam je zsiadłym mlekiem. Najwyraźniej kuchnia mojej Babci była (prawie) litewska”.

Jak długo zbierałaś materiały do książki? Co najbardziej cię zaskoczyło?

Informacji szukałam przez pół roku. Wiele rzeczy mnie zaskoczyło. Wiedziałeś na przykład, że w Szawlach jest szkoła wyższa, która się specjalizuje w pobijaniu rekordów kulinarnych? Jej studenci z rurek sklejonych kremem zrobili pięćdziesięciojednometrowy wąż strażacki i jeden z jego końców podłączyli do prawdziwego woza strażackiego.
Nie miałam też pojęcia, że są ludzie, którzy uważają, że prawdziwy patriota litewski nie może jeść cepelinów, bo upowszechniły się w czasach sowieckich. Albo że w latach 50 mówiło się, że gdyby Amerykanie zrzucili na Litwę stonkę ziemniaczaną, naród by wymarł.


Na wstępie zaznaczasz, że raczej nie odziedziczyłaś po mamie „radości z gotowania”, jednak na pewno masz jakieś własne firmowe danie?

Nie lubię gotować codziennie, co nie oznacza, że gotować nie potrafię… Mamy z mężem taką zasadę, że jak któreś z nas gotuje, to od razu ogromną ilość. To, czego nie zjadamy, mrozimy. Tyle że najczęściej nie chce nam się podpisywać tych mrożonek i gdy po jakimś czasie wyciągamy z zamrażalnika taki pojemnik, to nie mamy pojęcia, co w nim jest, dopóki się nie rozmrozi.
Z dań kuchni litewskiej najczęściej robię chłodnik, piekę pączki twarogowe, uwielbiam pasty i sałatki na bazie czarnego chleba, sera i czosnku. Ale przede wszystkim smażę blinki z mąki pszennej. Mogę to robić godzinami i traktuję to jako formę relaksu. Taka moja kuchenna medytacja.

Piszesz, że wydana jeszcze w XIX wieku „Gospodyni litewska” Anny Ciundziewickiej była „biblią” dla wileńskich kobiet. A jak Twoim zdaniem ma wyglądać współczesna litewska gospodyni?

Powinna dzielić się obowiązkami domowymi ze swoim mężem. Często słyszę: „Mąż mi pomaga w kuchni, jakiż on dzielny!”, „Czasem zmyje naczynia. Bohater!”, „Raz w tygodniu ugotuje obiad. Co za ideał!”. A ja uważam, że jeśli i kobieta i mężczyzna pracują zawodowo, to oboje po równo mają się dzielić obowiązkami domowymi, co oczywiście nie oznacza, że mają robić to samo. Piekarz Nerijus Kriaučiūnas z piekarni „Mikėnų kaimo vyrų duona”, z której chleby widnieją na okładce tek książki, powiedział mi tak: „jeśli kobieta nie wpuszcza swojego syna do kuchni, robi tym wielką krzywdę innej kobiecie – jego przyszłej żonie”.

Od lat mieszkasz w Warszawie. Czy warszawska perspektywa miała wpływ na książkę. Czy taka pozycja mogła powstać na Litwie?

Taka książka mogła powstać równie dobrze na Litwie, jak i w Azerbejdżanie czy Kenii, o ile oczywiście mieszkają tam jacyś wilniucy lubiący jadać tradycyjnie. A tak na serio, to z Warszawy, czyli z pewnej odległości po prostu wyraźniej widać, jak niesamowita jest to kuchnia.

Książka jest przede wszystkim skierowana do Polaków z Polski. Czy może być interesująca dla mieszkańców Litwy?

Tak, chociażby ze względu na przepisy. Mnóstwo osób zwracało się do mojej po kulinarne rady, a teraz całą jej wiedzę znajdą w tej książce. Poza tym wątpię, by wielu mieszkańców Litwy znało historię o tym, jaki wpływ na relacje polsko-litewskie w historii miały kołduny.

Niestety Litwa, w odróżnieniu od innych sąsiadów Polski – Rosji, Białorusi, Ukrainy raczej rzadko pojawia się na łamach prasy. Nie mówiąc już o tytułach książkowych. Czy nie planujesz kolejnej książki o kraju swego dzieciństwa?

Masz rację, Polacy o Litwie wiedzą bardzo mało. Do tego stopnia, że niektórzy myślą, że Wilno leży na Ukrainie. O książce na razie nie myślę, a nieustannie wypatruję ciekawych tematów na krótsze teksty o Litwie. Szukam też nietuzinkowych ludzi, którymi warto by było się w Polsce pochwalić. Może czytelnicy zw.lt mają jakiś pomysł dla mnie?

Prezentacja książki odbędzie się 4 listopada o godz. 17 w Instytucie Polskim w Wilnie. Organizatorzy: Instytut Polski w Wilnie oraz Wydawnictwo Agora. Wstęp wolny.Książkę już można kupić w księgarni Elephas

Artykuł powstał w ramach projektu „Dialog pomiędzy narodami”, który jest współpfinansowany przez Fundusz Wsparcia Prasy, Radia i Telewizji.

PODCASTY I GALERIE