
W spotkaniu udział wzięli: konserwatysta Audronius Ažubalis, przewodniczący socjaldemokratów Gintautas Paluckas, antropolożka i socjolożka dr Kristina Šliavaitė, językoznawczyni dr Loreta Vaicekauskienė. Dyskusję moderowali prezeska Funduszu Otwartej Litwy prof. dr Milda Ališauskienė i kierownik Wydziału Nauk Politycznych na Uniwersytecie Witolda Wielkiego dr Andrzej Pukszto.
Paluckas: Można być Polakiem i kochać Litwę
„Dlaczego teraz? Prawdę mówiąc i tak robimy to zbyt późno, przynajmniej jeśli chodzi o socjaldemokratów. Kwestie tożsamości kulturowej czy mniejszości narodowych są w naszych założeniach od dawna. To nie jest przypadkowe, że kwestie dotyczące mniejszości narodowych wywołują sporo dyskusji i krytyki, ponieważ światopoglądy poszczególnych formacji politycznych są z zasady odmienne. Jedni chcą, żeby po pewnym czasie litewscy Polacy lub Rosjanie stali się Litwinami. My twierdzimy natomiast, że naród polityczny nie jest tożsamy z narodem etnicznym – można być litewskim Polakiem i kochać swoją ojczyznę. Bycie litewskim Litwinem nie jest lepsze od bycia litewskim Polakiem czy Rosjaninem. Sądzimy, że odmienne tożsamości mogą współżyć w obrębie jednego narodu. Dlatego stawiamy na integrację, a nie asymilację” – wyjaśnił ideę przygotowanego projektu ustawy lider socjaldemokratów Gintautas Paluckas.
Polityk dodał, że projekt nie reguluje wszystkich kwestii, jak na przykład pisownia nazwisk. „Mamy nadzieję, że w ten sposób projekt napotka mniejsze opory polityczne i uda się zrobić pierwszy krok, przynajmniej w takiej postaci” – zaznaczył wicemer Wilna.
Paluckas podkreślił, że na Litwie nie istnieje zagrożenie separatyzmem, o jakim często mówi prawa strona sceny politycznej.
Šliavaitė: Dlaczego ciągle dyskutujemy nad czymś oczywistym?
„Jako naukowczyni, która od lat bada ten region, czyli Wisaginię, Soleczniki, Ejszyszki, Małe Soleczniki czy Podbrodzie, nawet nie stawiam sobie pytania o potrzebę takiej ustawy. Dziwi raczej to, dlaczego w ciągu tak długiego odstępu czasu nie została uchwalona. Dlaczego ciągle dyskutujemy nad czymś oczywistym?” – oświadczyła antropolożka i socjolożka dr Kristina Šliavaitė, której zdaniem tego typu inicjatywy tworzą solidarność międzyspołeczną, a nagonka na mniejszości narodowe „negatywnie wpływa na obywatelskość”.
Socjolożka dodała, że projekt w żaden sposób nie zagraża ani Litwie, ani językowi litewskiemu. Bo „wszyscy urzędnicy” w tzw. nielitewskich samorządach „pięknie znają język litewski”, a zezwolenie na podwójne napisy byłoby „miłym i symbolicznym gestem ze strony państwa”.
Šliavaitė zaznaczyła, że tworząc opinię o mniejszościach narodowych nie zawsze warto posiłkować się badaniami opinii publicznej. Zdaniem antropolożki samo zadawanie pytania „czy Polacy, czy Rosjanie pójdą bronić Litwy” z zasady jest nieetyczne i wprowadza zamieszanie.
Ažubalis: Podzieli, a nie skonsoliduje
Poseł i były minister spraw zagranicznych Audronius Ažubalis na wstępie zaznaczył, że proponowana ustawa „podzieli, a nie skonsoliduje społeczeństwo” oraz może zaszkodzić dwóm pozostałym krajom bałtyckim. „To nie jest tak, że ta ekipa siedząca przy ulicy Latvių (ambasada Federacji Rosyjskiej – przyp. red.) ciągle myśli nad jakąś prowokacją. Z informacji, które posiadam nie tak działa wywiad. Ich zadaniem jest obserwacja i wykorzystywanie naszych błędów. Dlatego jestem przekonany, że ta ustawa na pewno zostałaby przez nich wykorzystana. Nie wykluczam, że jej przyjęcie będzie pretekstem do zorganizowania jakichś demonstracji w Dyneburgu, Rydze czy Narwie z żądaniami podobnych praw” – oświadczył konserwatysta i przypomniał o liście łotewskich parlamentarzystów do litewskich kolegów z prośbą, aby bardzo ostrożnie poruszali tę kwestię. Polityk dodał, że jeśli faktycznie jest potrzebna ustawa o mniejszościach narodowych, to projekt socjaldemokratów powinien być dopracowany i warto poszukać pewnych standardów na których mógłby się opierać.
Obecny na sali zastępca ambasador RP na Litwie Grzegorz Poznański zasugerował, że dobrym standardem jest traktat polsko-litewski, gdzie te kwestie zostały opisane.
Problem socjalny, a nie polityczny
Ažubalis podkreślił, że problemy południowo-wschodniej Litwy (Wileńszczyzny) i zamieszkujących tam mniejszości narodowych wynikają z problemów socjalnych i gospodarczych, a nie dotyczą praw człowieka. Dlatego wraz z kolegami z ławy sejmowej dwukrotnie proponował utworzenie specjalnego funduszu na rzecz rozwoju Wileńszczyzny i dwukrotnie pomysł został storpedowany przez rząd.
Polityk dodał, że proponowana przez socjaldemokratów ustawa wprowadzi chaos do życia publicznego, ponieważ de facto wprowadzi wielojęzyczność i zmusi wszystkich urzędników do nauki języka rosyjskiego lub polskiego. Z taką sugestią nie zgodził się Paluckas. „To nie znaczy, że wszyscy urzędnicy będą musieli znać dodatkowy język, po prostu instytucja (na przykład samorząd, gdzie pracuje od kilkudziesięciu do kilkuset pracowników) będzie mogła odpowiedzieć na pytanie interesanta w jego ojczystym języku” – dodał socjaldemokrata.
Vaicekauskienė: To nie jest problem języka
Z Ažubalisem nie zgodziła się również językoznawczyni dr Loreta Vaicekauskienė, która podała przykład Finlandii, gdzie istnieje dwujęzyczność i nie ma żadnego chaosu.
„To nie jest problem języka, chociaż bardzo często właśnie w taki sposób próbują to przedstawiać nasi politycy. To jest kwestia praw człowieka, kwestia tolerancji naszego społeczeństwa, kwestia polityczna. Chciałabym zaapelować do naszej wspólnoty, abyśmy byli bardziej krytyczni wobec siebie. Czy osoby, które mówią w innym języku niż litewski stają się nielojalni wobec Litwy? Czym jest w ogóle lojalność? Bo przecież również osoby litewskojęzyczne opuszczają nasz kraj” – zapytała Vaicekauskienė, której zdaniem przedstawiciele mniejszości narodowych znają język państwowy i nie stanowią żadnego zagrożenia dla Litwy.
Językoznawczyni jest przekonana, że to właśnie wielojęzyczność wzmacnia potencjał gospodarczy zarówno regionu, jak i całego kraju. Skrytykowała również Ustawę o języku, która dyskryminowała i dyskryminuje członków mniejszości narodowych. „To właśnie dzięki tej ustawie przez lata gwałciliśmy swoich obywateli, którzy nie rozmawiali tak, jak Litwini. Tu należy dopatrzyć się skutków sytuacji ekonomicznej, bo ludzie nie otrzymywali takich stanowisk, jak rdzenni Litwini” – zaznaczyła Vaicekauskienė. Dodała, że jeśli faktycznie chcemy naśladować Skandynawię, to musimy zacząć od naprawy systemu oświaty. Szkoła powinna uczyć tolerancji. Vaicekauskienė poinformowała, że robiąc badania wśród dzieci litewskojęzycznych ze zdumieniem zauważyła, że słowo „Polak” nadal funkcjonuje jako przekleństwo.
„To się bierze od rodziców. Dlatego musimy wyzbyć się XIX-wiecznych stereotypów i inwestować w dzieci” – podsumowała Vaicekauskienė.