„Przed 25 laty nakłady polskich mediów były olbrzymie, sam jeden „Czerwony Sztandar” miał ponad 50 tysięcy, na Litwie była retransmitowana TVP1. Następnie jednak tendencje wzrostowe się odwróciły, a miejsce polskich mediów zajęły media rosyjskie. Obecnie roczny nakład wszystkich pism rosyjskich na Litwie wynosi 15 milionów, natomiast polskich — zaledwie 1 milion. Skutki widzimy gołym okiem, zamiast lituanizacji, której się obawialiśmy postępuje wtórna rusyfikacja, na jednym z poprzednich spotkań Julia Mackiewicz z rejonu solecznickiego opowiadała, że dla większości uczniów z polskich szkół autorytetem jest… Putin. Dlaczego tak się stało? Jak to można zmienić?” – rozpoczął dyskusję jej moderator, bloger Aleksander Radczenko. Tym razem w Domu Kultury Polskiej w Wilnie zebrało się blisko 50 osób.
Nie jesteśmy żołnierzami propagandy
„Jeśli rzeczywiście chcemy się przeciwstawić rosyjskiej propagandzie podstawowym warunkiem jest, aby media były niezależne, profesjonalne, żeby kształtowały społeczeństwo obywatelskie, budowały świadomość Polaków na Litwie, rozwijały demokrację i nie uprawiały propagandy partyjnej. Media muszą być odpolitycznione” – powiedział na wstępie dyrektor Radia „Znad Wilii” Mirosław Juchniewicz. Podkreślając przy tym, że szansą dla polskich mediów na Litwie jest także współpraca z mediami litewskimi. Dyrektor Radia „Znad Wilii” przybliżył też zebranym ogólną sytuację na litewskim rynku. Opierając się o badania TNS z 2014 roku litewski rynek telewizyjny kontroluje w 30 proc. grupa LNK, w 23 proc. TV3, państwowy nadawca ma 8,8 proc. rynku. Natomiast pakiet rosyjski, czyli telewizje NTV, RTR, PBK, mają 15,7 proc. rynku telewizyjnego. Z tych badań wynika, że przede wszystkim właśnie rosyjski i polski odbiorca preferuje media rosyjskie.
Podstawowym warunkiem jest, aby media były niezależne, profesjonalne, żeby kształtowały społeczeństwo obywatelskie, budowały świadomość Polaków na Litwie, rozwijały demokrację i nie uprawiały propagandy partyjnej
Redaktor naczelny „Kuriera Wileńskiego” Robert Mickiewicz wyraził nadzieję, że jednak wpływy polskich mediów są większe niż ich nakłady. Jego zdaniem nie tylko polskie media przegrywają z mediami rosyjskimi, ale ten problem dotyczy też mediów litewskich i przyczyn jest kilka. „Przede wszystkim to brak koncepcji przeciwdziałania rosyjskiej propagandzie. W odróżnieniu od rosyjskich mediów nie jesteśmy zawodowymi żołnierzami, nie jesteśmy zawodowymi propagandystami. Poza tym niewątpliwie rzutuje na skuteczność rosyjskiej propagandy katalog wciąż niezałatwionych polskich postulatów, którymi ta propaganda z łatwością operuje” – zaznaczył Mickiewicz.
Najlepszy środek antykoncepcyjny?
Szef Wilnoteki Walenty Wojniłło rozpoczął przedstawianie swojego stanowiska kawałem: „Facet przychodzi do lekarza i pyta: Jaki jest najlepszy środek antykoncepcyjny? Lekarz odpowiada: Szklanka soku. Pacjent zdziwiony: Jakiego? Przed czy po stosunku? Lekarz: „Zamiast!” Ten kawał oddaje właśnie naszą sytuację. Byłoby dobrze, abyśmy byli u wileńskich Polaków nie „przed” i nie „po”, ale właśnie „zamiast” mediów rosyjskich. Tak nie jest i to spotkanie to dobra okazja do zastanowienia się nad kondycją polskich mediów na Litwie. Media są pewnym zwierciadłem, w którym odbija się społeczeństwo. A polską społeczność na Litwie cechuje pewna niemoc. Chociaż przed 25 latami wszystko wyglądało inaczej. Wydawało się, że jesteśmy mocni, jednak nie udało się oprzeć naturalnym niebezpieczeństwom” – podzielił się swymi wrażeniami z publicznością Wojniłło.
Redaktor polskiej wersji delfi.lt Ryszard Rotkiewicz wytłumaczył zebranym, w jaki sposób Rosja prowadzi wojnę propagandową. Jego zdaniem rosyjska propaganda działa jednocześnie na kilku odcinkach: poprzez media legalne, internetowych komentatorów zwanych inaczej „trollami” oraz poprzez ataki hackerskie. Przypomniał, że portal DELFI kilkakrotnie był atakiem kremlowskich hakerów. „Znajomi, którzy ostatnio jeździli do Rosji twierdzą, że praktycznie połowę czasu antenowego w rosyjskiej telewizji zajmują filmy o tematyce wojennej. Nie chciałbym być złym prorokiem, ale Rosjan moralnie przygotowują do wojny” – zaznaczył Rotkiewicz. Słabością polskich mediów zdaniem redaktora pl.delfi jest ich mała atrakcyjność: „Zacytuję miejscową Polkę, moją dobrą znajomą, która mówi: dla mnie polska telewizja jest potrzebna, bo tam leci msza”.
Nie chciałbym być złym prorokiem, ale Rosjan moralnie przygotowują do wojny
Nasza historia kontra ich propaganda
Dziennikarka „Naszej Gazety” i „Magazynu Wileńskiego” Janina Lisiewicz zasugerowała, że na rosyjską propagandę należałoby odpowiedzieć własną. „Bo człowiek, który zna swoją historię, swoich bohaterów, wie o Katyniu, nie będzie pasjonował się rosyjską propagandą, nie będzie ona miała na niego wpływu” – powiedziała dziennikarka. Jej zdaniem należy stawiać na propagowanie polskich tradycji i historii. Lisiewicz dodała też, iż nie należy odgórnie zakazywać transmisji rosyjskich mediów na Litwie, bo ludzie jednak potrafią odróżnić prawdę od fałszu. Z tym ostatnim stwierdzeniem nie do końca zgodził się Walenty Wojniłło, który zaznaczył, że ich pokolenie, dorastające jeszcze w czasach sowieckich, umie czytać między wierszami, jeśli jego część woli rosyjską propagandę to jest to jej świadomy wybór, natomiast dzisiejsza młodzież nie jest już na tyle odporna.
Nie wszyscy zebrani jednak uważali, że rosyjska propaganda niesie jakiekolwiek zagrożenie. Na dyskusję przyszła spora grupa osób starszych o prorosyjskich poglądach, która próbowała zdominować dyskusję narzucając zebranym własne tematy. Ich zdaniem popularność rosyjskich mediów wynika z tego, że „te wartości, które propaguje Zachód, nie są do przyjęcia dla naszych ludzi’’. „Może na tym Zachodzie nie jest tak super jak nam wmawiają? Tam panuje konsumpcjonizm. We Francji do kościoła chodzi tylko 2 proc. mieszkańców, a w Szwecji 0,5 proc. (…) Czy to jest takie atrakcyjne?” – pytał jeden z uczestników. Żaden z nich nie chciał się przedstawić z imienia i nazwiska.
Z takim podejściem nie zgodził się prawnik Jarosław Biersiekierski: „To nie prawda, że na Zachodzie jedyną wartością jest konsumpcjonizm. Podstawową wartością Zachodu jest wolność”. Prezes Polskiego Klubu Dyskusyjnego Mariusz Antonowicz przytomnie zauważył, że Litwa od 600 lat również jest częścią tego „zgniłego” Zachodu, ale u nas przecież kościoły nie stoją puste, zaś Janina Lisiewicz dodała, że cywilizacja zachodnia ma w sobie bardzo dużo różnych wartości i ostatecznie większość mieszkańców Litwy z jakichś powodów emigruje na Zachód, a nie do Rosji czy na Białoruś.
W tym momencie dyskusja nieco zboczyła z tematu przewodniego na rozważania o „zadbanej”, „kwitnącej” Białorusi. „Wszyscy mówią, że na Białorusi wszystko jest zaorane i zasiane. Nie wiem, jak jest w rejonie wileńskim, ale u nas w rejonie solecznickim cała ziemia jest uprawiana. Wkrótce chyba zaczną zaorywać drogi, bo leżących odłogiem pól już nie zostało. Tylko o tym się nie pisze. Media piszą krótkie notatki o tym, że tu jest dobrze, albo tam jest źle, nie podaje się jednak głębszych analiz i artykułów” – skwitował dyskusję Grzegorz Miłoszewicz, prawnik z rejonu solecznickiego. Zebrani podkreślali, że w polskich mediach za mało jest promocji sukcesu wileńskich Polaków, przedstawiania naszych osiągnięć.
Brakuje prawdy
Gdy dyskusja, po wielu dygresjach i replikach m.in. o słynnej wstążce gieorgijewskiej Waldemara Tomaszewskiego (zwolennicy rosyjskich telewizji stali na stanowisku, że każdy ma prawo zaczepiać taką wstążkę jaką chce, zaś ich przeciwnicy, że Tomaszewski to jednak osoba publiczna i powinien dobrze się zastanowić nad tym jakie skutki będzie miał taki gest, a nie tylko liczyć glosy), powróciła do kwestii kondycji polskich mediów na Litwie w zasadzie wszyscy uczestnicy się zgodzili, że w polskiej prasie jest za dużo laurek, a za mało faktów. „Czego brakuje polskim mediom na Litwie? Prawdy. O tym, że Putin jest popularny wśród młodzieży polskiej w rejonie solecznickim dowiaduje się tutaj na dyskusji, a nie z mediów” – powiedział Zbigniew Samko, menager i komentator polityczny. Przeciwko czemu zaprotestowali redaktorzy siedzących mediów twierdząc, że ten fakt został odnotowany na ich łamach.
Natomiast biznesmen Wiktor Zapolski po prostu stwierdził, że „polskie społeczeństwo jest chore i nie ciekawi je to, co jest polskie”. Podobnego zdania był biznesmen i działacz społeczny Michał Kleczkowski, który zauważył, że oficjalnie polskich telewizji na Litwie nie ma, ale jest masa sposobów, aby te telewizje oglądać. „Proponowałem to swoim znajomym, jeździłem, rozmawiałem, pomagałem w załatwieniu i montowaniu dekoderów. I jaki jest skutek? Być może ze 30 osób zgodziło się je nabyć. Wygląda tak, jakby nikogo to nie interesuje. Jak się pytam: dlaczego oglądacie telewizję rosyjską, odpowiadają, że TV Polonia jest nieciekawa, ale gdy proponuję im inne polskie telewizje — nikt ich nie chce. To co jest z nami? Jeśli chcemy coś zmieniać, to musimy zacząć od siebie” – powiedział Kleczkowski. Dodając przy tym, że chociaż jest „w AWPL od początku istnienia tej partii i będzie w niej zawsze, to polskie media muszą pisać otwarcie, bez owijania w bawełnę także i o działalności polskiej partii. Ludzie nie chcą czytać laurek”.
Naszym zadaniem jest stawianie na obiektywność, profesjonalizm, a nie pisanie laurek
Podobnego zdania był dyrektor Radia „Znad Wilii”, który zauważył, że Polak na Litwie jest poddawany niejako podwójnej indoktrynacji. I rosyjskiej, i awupeelowskiej. „Nic dziwnego, że ludzie od takich mediów uciekają. Naszym zadaniem jest stawianie na obiektywność, profesjonalizm, a nie pisanie laurek” – podkreślił jeszcze raz Juchniewicz. Dyrektor „Znad Wilii” podzielił się z zebranymi, że Stowarzyszenie Polskich Mediów na Litwie jeszcze wiosną br., z jego inicjatywy, próbowało wystosować list do władz Litwy, aby zaproponować swoja pomoc w przeciwdziałanu rosyjskiej propagandzie. Pomysł jednak upadł, gdyż media związane z AWPL zaproponowały takie poprawki, nie mające nic wspólnego z treścią listu, pod którymi nie mogli podpisać się inni sygnatariusze listu. Z drugiej strony AWPL zgłosiła projekt państwowego wsparcia dla polskich mediów na Litwie dopiero w sierpniu br., na chwilę przed opuszczeniem koalicji, kiedy nie miał już żadnych szans na powodzenie. „Kto wie czy nie było to celowe zagranie dyskredytujące ten pomysł. Teraz, aby przekonać litewskich partnerów musimy znów poświęcić bardzo dużo czasu” – zaznaczył dyrektor. Jego zdaniem obecnie trzeba zastanawiać się nie nad przeszłością, a myśleć o przyszłości, a jedynym wyjściem dla polskich mediów jest konsolidacja. Konsolidacja polegająca nie na sztucznym łączeniu tytułów tylko np. na wspólnym pozyskiwaniu tekstów zagranicznych, outsourcingu.
Zebrani poruszyli też kwestię negatywnej lub nieskonkretyzowanej polityki państwa litewskiego wobec mniejszości narodowych. „Do roku 1995 „Kurier Wileński” był wspierany przez państwo litewskie, było to wsparcie w wysokości miliona litów rocznie. Na tamte czasy suma olbrzymia. W roku 1995 przymusowo sprywatyzowano i dofinansowanie cofnięto. Od tego roku zaczął się powolny upadek nie tylko „Kuriera”, ale wszystkich polskich mediów na Litwie. Obecnie w dużym stopniu przetrwanie zawdzięczamy wsparciu z Polski. Dlatego nie musimy się dziwić, że czasami Litwini nazywają Wileńszczyznę „nowym Donbasem”. Nie sądzę, aby sytuacja u nas była tak napięta, ale zmierza w złym kierunku. Jeśli państwo litewskie chce coś zmienić, to powinno się nad nią poważnie zastanowić i coś zrobić” – zaapelował Robert Mickiewicz.
„Mi osobiście trudno wyobrazić Polaka, który jest rosyjskojęzycznym Polakiem, który czyta tylko rosyjską prasę, w domu rozmawia po rosyjsku i ciągle siedzi w Vkontakte. To nie jest Polak, to jakiś erzac Polaka. Jeśli polskość, ta prawdziwa, związana z polskim językiem, kulturą, tradycjami, ma przetrwać na Litwie to niewątpliwie potrzebuje polskich mediów. Pozostaje mieć nadzieję, że te media znajdą sposób na odebranie czytelników, słuchaczy, widzów mediom rosyjskim. I być może ta dyskusja też w jakimś minimalnym stopniu im w tym pomoże” – podsumował dyskusję bloger Aleksander Radczenko.