„Czym jest Polska i kultura polska dla Polaka na Litwie? Pytanie zdawałoby się niezwykle łatwe, ale nie jestem pewien, czy mam na nie jednoznaczną odpowiedź. Być może właśnie ta dyskusja pomoże i mnie odpowiedzieć na te pytania” — zagaił dyskusję Edward Trusewicz, były wiceminister kultury, sekretarz Związku Polaków na Litwie. Natomiast drugi gość Klubu, koncertmistrz Litewskiej Państwowej Orkiestry Symfonicznej Zbigniew Lewicki, w ogóle zaproponował pominąć wstępne przemówienia i od razu przejść do dyskusji. Zebrani — a na sali zgromadziło się tym razem blisko 40 osób, w niezwykle aktywnej i gorącej dyskusji wzięła udział połowa uczestników — chętnie tej propozycji przyklasnęli.
Trzy drogi do kultury polskiej
„Czy Państwa zdaniem jest na Litwie wystarczająca ilość imprez promujących polską kulturę?” – zapytała na wstępie gości dyskusji Bożena Mieżonis z Klubu Włóczęgów Wileńskich oraz animatorka polskich imprez kulturalnych w Wilnie.
„Widząc, ile się u nas wszystkiego dzieje, to sądzę, że jest wystarczająca, bo sama polska społeczność na Litwie nie jest duża. Gdyby była większa pewnie i na tej sali siedziałoby dużo więcej osób” – odparł Zbigniew Lewicki, podkreślając jednocześnie, że Polak wileński różni się od Polaka z Polski. Na Litwie są bowiem co najmniej trzy drogi na dotarcie do kultury polskiej: Polak z Polski, który zawiera związek małżeński z kimś miejscowym, na pewno nie zatraci więzi z kulturą polską, będzie się nią dalej interesował, w niej uczestniczył. Bardzo wiele dla popularyzacji polskiej kultury robią — to przede wszystkich za ich pomocą, za pomocą rodziny kulturę poznaje większość miejscowych Polaków. O wiele bardziej natomiast skomplikowana jest sytuacja tych Polaków, którzy nie uczęszczali do szkół polskich. Nie ukończyłem szkoły polskiej, ale zacząłem utożsamiać się z kulturą polską” – wypowiedział swoje zdanie Z. Lewicki.
Generalnie wszyscy zebrani byli zgodni co do tego, że niestety polska kultura nie jest zbyt popularna ani na Litwie, ani wśród miejscowych Polaków i dyskusja obracała się wokół tematów, czy warto ją promować lub edukować kulturalnie. A jeśli warto, to w jaki sposób?
Czy istnieje popyt na kulturę polską?
Zbigniew Lewicki zauważył, że edukacja kulturalna jest po prostu niemożliwa, nie można nauczyć człowieka być konsumentem kultury. Jego też zdaniem duży wpływ na nieatrakcyjność polskiej kultury miał fakt, iż „kultura „importowana” z Polski nie była bardzo często kulturą z najwyższej półki i to w pewnym momencie zraziło miejscową publiczność. Natomiast miejscowa kultura polska jest po prostu amatorska”. Edward Trusewicz również zauważył, że bardzo często zespoły z Polski przyjeżdżające na koncerty na Wileńszczyznę nie mają bladego pojęcia o tym dokąd, do kogo jadą. „Grają nam „Marsz, marsz Polonia”. Polonia? Ale my nie jesteśmy Polonią. W Londynie pewnie cała sala by wstała, a jak mamy reagować my?” Jednocześnie wiceminister ze swojej strony zadał retoryczne pytanie, czy w ogóle jest popyt na polską kulturę: i tę z Polski, i tę miejscową?
W gruncie rzeczy wszyscy się zgodzili, że popyt jest bardzo nieduży. „Na imprezy kulturalne, koncerty przychodzi w zasadzie ciągle kilkaset tych samych osób. Niezależnie, czy gra kabaret, pianista jazzowy czy zespół rockowy. Gdy organizowaliśmy w Wilnie koncert Czesława Mozila i przychodzili do mnie starsi panowie i panie po bilety, pytałam, czy na pewno wiedzą, na jaki koncert się wybierają, puszczałam im piosenki. W trakcie koncertu 1/3 z nich wyszła z sali, ale ci, co dotrwali do końca, mówili: Było zbyt głośno, ale bardzo fajnie” — mówiła Bożena Mieżonis. „Nie oszukujmy się, na Litwie nie ma 200 tysięcy Polaków zainteresowanych polska kulturą, najwyżej 20 tysięcy” — wtórował jej znany polski działacz społeczny na Litwie, a obecnie dyrektor szpitala w Solecznikach Zbigniew Siemienowicz. „20 tysięcy? 2 tysiące, takie osoby stanowią zaledwie 1 proc. Polaków na Litwie” — jeszcze bardziej krytyczny był dyrektor Radia „Znad Wilii” Mirosław Juchniewicz. „Przez dłuższy czas próbowaliśmy to robić (ściągać zespoły z Polski – przyp. red.), później powiedzieliśmy dość. Bo nie ma zapotrzebowania. Jest nas 200 tys., a bilety kupuje 2 tys. osób, czyli to jest 1 proc. od ogółu społeczeństwa” – zaznaczył M. Juchniewicz.
Edukować czy nie?
Zdaniem M. Juchniewicza jest jednak potrzebna pewna edukacja społeczeństwa, ponieważ w pewnym momencie polska kultura na Litwie stała się zbyt jednowymiarowa. „Wbiliśmy się w kąt, który nazywa się „Zasiali górale…”. Powstał pewien przesyt. To wszystko ma iść w parze. Nie można tworzyć getta. Musimy otworzyć się na inne gatunki, na inne kultury, przecież od 2004 r. jesteśmy w Europie” – zauważył dyrektor Radia „Znad Wilii”. Podobnego zdania był Edward Trusewicz, który zaznaczył, iż jednym z priorytetów działalności Ministerstwa Kultury, który został wypracowany za jego kadencji, jest właśnie dialog międzykulturowy i edukacja kulturalna społeczeństwa. „Ministerstwo Kultury przeprowadziło badanie z którego wynika, że 6 proc. litewskiego społeczeństwa nie ma w domu ani jednej książki! Tak naprawdę z kulturą problem maja nie tylko Polacy na Litwie, ale i sami Litwini. I z tymi zaniedbaniami w wyksztalceniu trzeba walczyć. Także po przez dostosowanie oferty do potrzeb odbiorcy” — zauważył E.Trusewicz. „Mi osobiście brakuje na Litwie polskiego kabaretu, dobrze byłoby, żeby pojawił się, co jakiś czas” – dodał były wiceminister.
Aleksander Gavlas z Turgiel, który obecnie mieszka we Francji, słusznie zauważył, że „polski kabaret może być nie zrozumiały dla miejscowych Polaków, bo po prostu nie znają wystarczająco dobrze polskich realiów”. Natomiast prawnik Grzegorz Miłoszewicz był jeszcze ostrzejszy: „A czy ktoś z odpowiedzialnych za promocję polskiej kultury kieruje się jakimiś badaniami, czego chce polski odbiorca na Litwie? Czy po prostu na własne widzimisię podejmuje decyzję, jaki koncert zorganizować. Jeśli syn czy córka słucha Kazika, to ok przewieźmy raz na pięć lat Kazika.”.
W podobnym tonie wypowiadał się i Dariusz Malinowski: „Jak was słucham (zwrócił się do gości dyskusji – przyp. red.) to mnie szlag trafia, bo to są jakieś farmazony. Kiedy przed dwoma laty grała w DKP Lux Torpeda to na koncert przyszli faceci w garniturach. Rozmawiałem z zespołem. Byli przerażeni. Pytali: Jak my mamy grać? Być może zamiast gadać o tabliczkach i innych bzdurach najwyższy czas zająć się promocją polskiej kultury współczesnej, żeby ludzie wiedzieli na co idą?”
Nauczycielka z Gimnazjum im. Jana Pawła II Elżbieta Zacharewicz powiedziała, że trudno wymagać od polskiego społeczeństwa cudów, ponieważ pewnych uwarunkowań historycznych nie da się przeskoczyć: „Jesteśmy potomkami proletariatu. Taka jest historia. Nie da się raptem za 20 lat niepodległości wychować inteligencję. Ona kształtuje się, ale jest to proces powolny. Potrzeba na to jeszcze 20 lat”
Kulturę należy odpolitycznić?
Z kolei Zbigniew Siemienowicz zauważył, że „państwo litewskie nie jest zainteresowane w rozwoju kultury polskiej. Bo tożsamość litewska jest bazowana na negowaniu polskości”. Dlatego, jego zdaniem, musimy być zjednoczeni, ale jednocześnie stawiać pytania swoim reprezentantom, swoim politykom, co im udało się zrobić dla kultury polskiej na Litwie: „Dlaczego na Litwie jest rosyjski teatr państwowy, a nie ma polskiego? Nasi politycy nam to obiecali, ale tej obietnicy nie dotrzymali…”
„A co ZPL za tyle lat zrobiło dla polskiej kultury? Pytam bez żadnych podstępnych zamiarów. Po prostu chę wiedzieć, bo nie wiem” – zapytał wprost Edwarda Trusewicz lider zespołu StaraNowa Paweł Żemojtin, który przez siedem lat pracował w rejonie wileńskim w dziedzinie kultury i obecnie prowadzi kilka polskich zespołów.
„Będąc politykiem spróbuję uciec od odpowiedzi” – zażartował E. Trusewicz. Dodał jednak, że ZPL bardzo wiele inwestuje w kulturę, organizuje imprez kulturalnych: „Być może w rejonie wileńskim nie jest to zauważalne, bo te imprezy bardzo często się pokrywają z imprezami samorządowymi bądź partyjnymi, ale w wielu innych rejonach udział ZPL w życiu kulturalnym jest bardzo widoczny.”
Generalnie jednak zebrani byli zdania, że o polska kulturę powinni dbać wszyscy, a nie tylko politycy czy działacze ZPL. „Decyzje w sprawie kultury są bardzo często zbyt upolitycznione. Najwyższy czas, żeby politycy oddali decydowanie o tych sprawach nam, zwykłym obywatelom” — zauważył Grzegorz Miłoszewicz. Wtórowała mu Elżbieta Zacharewicz: „Co mamy robić? Po prostu robić swoje. Działać, w pojedynkę lub z przyjaciółmi. Działać z pasją. Na moje lekcje przychodzą uczniowie i 80 proc. z nich jest sceptyczna i zniechęcona. Ale mam nadzieję, ze po lekcji tych sceptycznych i zniechęconych jest nieco mniej”.
„Na pewno nie znajdziemy dzisiaj jednej, doskonałej drogi do promocji polskiej kultury na Litwie. Pewnie jeszcze będzie musieli nie raz na ten temat dyskutować. Ale sądzę, ze ta dyskusja była jednak owocna. Już przez sam fakt, że się odbyła jest szansa, że cos się będzie zmieniało na lepsze” — podsumował dwugodzinną dyskusję moderator Jarosław Biersiekierski.