Dario Malinowski: Widzę siebie jako człowieka zadowolonego z życia

Cieszy mnie, że wśród Polaków na Wileńszczyźnie nie brakuje osób, jak to określają Amerykanie „open minded” – powiedział w rozmowie z zw.lt Dario Malinowski, Polak z Wilna, który ostatnio wziął udział w odważnej sesji zdjęciowej damskiej bielizny.

Antoni Radczenko

Jak to się stało, że się zgodziłeś na tak odważną sesję w damskiej bieliźnie? Czyj to był pomysł?

Wszystko zaczęło się przed miesiącem. Otrzymałem informację od swego dobrego przyjaciela Roberta Błaszkiewicza o tym, że jego znajomy z Warszawy poszukuje osoby do fotosesji. Wcześniej już miałem mniejsze lub większe doświadczenie z modelingiem. Zgodziłem się więc, tym bardziej, że nie miałem najlepszej sytuacji finansowej.

Pomyślałem, jeśli dostanę za to kasę i odwiedzę Warszawę, w której dawno nie byłem, to jest to całkiem fajny pomysł. Na początku nie wiedziałem, że chodzi właśnie o taką fotosesję. Powiem szczerze, że nie miałem jednak z tym większego problemu. Być może powiem trochę inaczej, miałem zbyt mało czasu na przygotowanie się.

A nie bałeś się reakcji otoczenia?

Myślałem o tym najmniej, bo jakiś czas temu zrozumiałem, że mam już 36 lat i przez większą część życia żyłem życiem innych. Żyłem dla rodziny, dla znajomych. Byłem wkomponowany w taki miły, znany model społeczny, że człowiek po 30-stce ma być bardzo poważny, powinien myśleć o pracy lub założeniu rodziny. Znudziło mi się to. Zawsze wewnątrz mnie tkwił taki chochlik i postanowiłem żyć inaczej. Nie żebym chciał na siłę kogoś szokować, czy przełamywać tabu, po prostu chcę decydować o własnym życiu sam.

 Cieszy mnie jednak, że wśród Polaków na Wileńszczyźnie nie brakuje osób, jak to określają Amerykanie „open minded”

A czy to nie są pierwsze objawy kryzysu wieku średniego?

Rozumiem do czego zmierzasz i większość to tak postrzega, ale ja generalnie jeszcze nie wyrosłem. Mimo swego wieku, sądzę jak większość facetów, jestem jednym wielkim dzieckiem. W danej chwili potrzebuję zabawy.

Nie boisz się być stygmatyzowany na Wileńszczyźnie, bo nasze polskie społeczeństwo, jest w sumie konserwatywne?

Absolutnie nie. Wrzuciłem kilka fotek i krótki filmik na swój profil na Facebooku i reakcja była bardzo pozytywna. Bardzo się zdziwiłem, że mój konserwatywny młodszy brat zadzwonił do mnie i powiedział: „Słuchaj, fajna sprawa, opowiedz coś o tym więcej”. Więc osoby, które mnie znają przyjęły to dobrze, a resztę ogółu mam generalnie w nosie…

Więc może ten stereotyp konserwatywnego Polaka z Wileńszczyzny jest mitem?

Sądzę, że tak. Bardzo się z tego cieszę. Oczywiście mamy jeszcze wiele do zrobienia. Cieszy mnie jednak, że wśród Polaków na Wileńszczyźnie nie brakuje osób, jak to określają Amerykanie „open minded”. Bardzo mi się spodobał ostatni wywiad w zw.lt z Bożeną Mieżonis, która powiedziała, że nie czuje się źle będąc Polką na Litwie. Takich osób jest więcej, które chcą korzystać z życia pełną piersią.

Ale czy sama tożsamość polska ma dla ciebie znaczenie?

Tak. Z upływem lat poczucie korzeni nabiera większego znaczenia. Ja się uważam za takiego Wilniuka czy wilnianina, człowieka mającego przyjaciół zarówno wśród Litwinów, Polaków, Rosjan czy Żydów. Nie chcę natomiast być częścią tego polsko-wileńskiego „półświatka”, gdzie dwóch się bije, trzeci korzysta, czwarty krytykuje, a piąty robi coś jeszcze.

Czyli nie warto opuszczać Wileńszczyzny?

Tak, tu można żyć, jak najbardziej. Osoba, która wie czego chce od życia, wcześniej czy później znajdzie swoją ścieżkę. Jest takie dziwne podejście, zresztą nie tylko u nas, że trzeba tylko pracować, zarabiać pieniądze, aby płacić podatki. Tak sądzi moja mama. Zawsze się pyta, czy mam pracę? Ile zarabiam? Odpowiadam: „Kurczę, przecież pieniądze są tylko środkiem do osiągnięcia swego celu”.

A czy wiążesz swoją przyszłość z modelingiem?

Nie, to jest wyłącznie zabawa i hobby. Absolutnie nie uważam siebie za przystojniaka. To co robię i zrobiłem jest jedną wielką „chałturką”, wielką zabawą. Po prostu zawsze interesowałem się filmem, reklamą…

Ja się uważam za takiego Wilniuka czy wilnianina, człowieka mającego przyjaciół zarówno wśród Litwinów, Polaków, Rosjan czy Żydów

Wspomniałeś o filmie. Gdzieś mówiłeś, że zagrałeś epizod u znanego litewskiego reżysera Emilisa Vėlyvisa „Redirected”?

Nie, miałem szansę zagrać w scenie masowej, ale ona była ciągle odkładana i kiedy w końcu zaczęto ją kręcić, w ten dzień po prostu nie mogłem uczestniczyć. Jeśli chodzi o film, to może uda mi się zagrać w absolutnie niekomercyjnym filmie reżyserowanym przez młodego reżysera Titasa Sūdžiusa. To jest projekt o Wilnie, który się składa z 5 nowel. Mam zagrać jakiegoś dresiarza…

Kolejną Twoją pasją są motocykle, prawda?

Nigdy nie wyobrażałem siebie siedzącego na motorze. Nigdy nie myślałem, że to mnie tak zafascynuje. Ponad 2 lata temu mój znajomy zaproponował mi pójść na kursy prawa jazdy na motocykl. Pomyślałem, że to całkiem fajna sprawa, bo motorami jakoś tam się interesowałem. Pewnego dnia w jednej szopie w Bezdanach znalazłem motor, który w danej chwili mam.

Co to za motor?

To jest stara Yamaha XS 1100. Obecnie należę do ruchu café racer, który narodził się w latach 60-tych w Wielkiej Brytanii. Klub łączy miłośników starych motorów, mających 20-30 lat. To jest bardzo fajna sprawa, bo jestem miłośnikiem takich staroci. Natrafiłem na podatny grunt.

Obecnie twierdzisz, że żyjesz dla siebie, a czy wyobrażasz siebie za 10 lat?

To jest dobre i trudne pytanie. Współpracuję z pismem BZN Start, które jest skierowane do osób młodych (niekoniecznie chodzi o wiek), które zakładają jakieś biznesy na Litwie. Bardzo się cieszę, że mam możliwość rozmawiania z tymi ludźmi. I te rozmowy bardzo mnie motywują. Po 5 czy 10 latach nie widzę siebie na konkretnym miejscu, czy w konkretnym zawodzie. Widzę siebie, jako człowieka zadowolonego z życia, który nie siedzi i nie ględzi, że jest źle.

Zobacz Więcej
Zobacz Więcej