Czy jeszcze kochamy Gariūnai

W czasach, gdy wejście na rynek litewski tanich sieciówek odzieżowych staje się wydarzeniem medialnym tygodnia, wiadomo już, że słynny bazar Gariūnai utracił swój główny atut - ceny nie do przebicia. Na targowisku, przemianowanym szumnie na "park biznesu", nikt zdaje się tym jednak nie przejmować. Czy wysyp nowych na rynku firm odzieżowych zmienia zwyczaje zakupowe Litwinów?

Małgorzata Kozicz
Czy jeszcze kochamy Gariūnai

Fot. BFL/Mindaugas Vaičiulis

„W ciągu ostatnich 10-20 lat wiele się zmieniło. Sklepy odzieżowe nie są już niedostępnymi bastionami luksusu, gdzie strach było wejść, by nie być powalonym piorunującym wzrokiem pani ekspedientki. Gariūnai z kolei przestały być miejscem, gdzie dżinsy przymierza się w zimie balansując na kawałku kartonu rzuconym na błoto, świecąc majtkami spoza zaimprowizowanej kotarki” – stwierdza wilnianka Anna. Uważa, że udało jej się znaleźć złoty środek: zakupy robi zarówno w sklepach, jak i na bazarze.

Czy jednak ma dziś rację bytu dziwny twór dzikiego kapitalizmu – ogromny bazar wyrzucony na obrzeża miasta? Przez lata kusił niskimi cenami, ale dziś, kiedy zwykłe sieciówki walczą o klienta, oferując dżinsy za 49,99 litów albo t-shirty po 10 litów, zdawałoby się, Gariūnai zostały pozbawione swego głównego atutu. Na targowisku nikt tak jednak nie uważa.

„Sieciowych sklepów odzieżowych i obuwniczych na bazarze nie uważa się za konkurencję. Owszem, kiedy duże centra handlowe organizują masowe akcje wyprzedaży, noce czy weekendy wielkich zniżek, to w ciągu tygodnia czy dwóch po takich akcjach potok klientów na Gariūnai odczuwalnie się zmniejsza. Na co dzień jednak żadnej konkurencji nie zauważamy” – mówi Justyna, prowadząca na targowisku w Gariūnai stoisko z butami.

Zdaniem Justyny, w sklepach i na rynku zakupy robią różne grupy ludzi. I nie chodzi zazwyczaj o ich status materialny, tylko pewne uprzedzenia.

„Wciąż jeszcze istnieje stereotyp, że kupowanie na rynku to obciach, za niskie progi. Wielu uważa, że sklepy oferują lepszą jakość towaru. Tymczasem dosłownie ta sama rzecz, która w sklepie kosztuje około 200 litów, na rynku może kosztować 30. Sprzedawcy wiozą odzież i buty z tych samych baz handlowych we Francji i Włoszech. Ubrania, które znajdują się na Gariūnai, oferują też takie sieciówki jak Zara czy Bershka” – przekonuje Justyna.

Jej słowa właściwie potwierdza Ewa Baliul, młoda projektantka, laureatka międzynarodowych konkursów mody, która przyznaje, że coraz częściej zagląda na Gariūnai.

„Owszem, sieciówki są poważnym zagrożeniem dla wszystkiego co jest mniejsze i nie takie szybkie jak one. Gariūnai – jak niedawno doszłam do wniosku – to jednak nie tylko synonim chińskiej tandety, co pamiętamy z lat 90-tych. Na niektórych stoiskach można znależć naprawdę lepszą jakość i za niższą cenę niż w sklepach” – podkreśla E. Baliul.

Projektantka zwraca uwagę, że zakupy na bazarze mogą też wiązać się ze wspieraniem rodzimego producenta.

„Niektóre stoiska sprzedają towar wyprodukowany bezpośrednio tu, na Litwie, z tkanin nierzadko sprowadzonych z Polski i to mnie, jako małego producenta i konsumenta bardzo dopinguje do nabycia rzeczy wyprodukowanych w naszych krajach. To rozwija nasz rynek i wydane pieniądze zostają cyrkulować tu, a nie gdzie indziej” – mówi Ewa.

Mimo że bazar Gariūnai ciągle się zmienia i cywilizuje – ostatnio na przykład powstały kolejne ogromne pawilony, gdzie przeniosły się stoiska, i handel nie odbywa się już pod gołym niebem – przedstawiciele sklepów odzieżowych nadal nie uważają słynnego targowiska za konkurencję. Tu też przeważa opinia, że na bazarze i w sklepach kupują różni klienci.

„Może chodzi o poziom dochodów, może o wiek, może o styl życia. Przede wszystkim jednak o zakorzenione przekonania, że na bazarze są rzeczy tandentne i gorszej jakości, a w sklepach lepsze. Przyznam, że sama nie byłam na Gariūnai co najmniej od dziesięciu lat, trudno mi więc oceniać ich dzisiejszy asortyment. W naszej działalności w ogóle jednak nie bierzemy bazaru pod uwagę” – mówi Alma, menedżer sprzedaży w sieci Reserved na Litwie.

Bazar Gariūnai jednak, mimo wielokrotnie przepowiadanego końca, wciąż trwa i nawet się rozwija. Stopniowo udaje mu się także przełamywać stereotypy.

„Nie mogę stwierdzić, czy warto ubierać się na Gariūnai, ale rozejrzeć się na pewno tak. Choćby po to, żeby mieć informacje do porównania” – podsumowuje Ewa Baliul.

PODCASTY I GALERIE