
W południe akcja, zorganizowana przez litewskie środowiska feministyczne, odbyła się pod ambasadą RP w Wilnie. Natomiast o godz. 17.30 odbyła się kolejna akcja solidarnościowa przy ulicy Warszawskiej, która sąsiaduje z mauzoleum marszałka Józefa Piłsudskiego na Rossie. Uczestniczkami akcji byli zarówno miejscowi Polacy, Litwini oraz goście zagraniczni.
„Bo mamy koleżanki i rodzinę w Polsce, w końcu same jesteśmy Polkami. Jesteśmy również kobietami i nie godzimy się na odarcie z szacunku i godności. Chcemy same decydować o swoim ciele i swojej przyszłości” – przed akcją deklarowały na Facebooku organizatorki.
W proteście wzięło udział ponad 20 osób.
,,Przyszłam z plakatem ”Nie jestem za aborcją, jestem za wolnym wyborem”. Smuci mnie, że większość skupia się na zakazie aborcji, który przecież w Polsce istnieje. Solidaryzuję się z polskimi kobietami, ponieważ nowy projekt pozbawia je możliwości decydowania, co sprawia, że Polska cofa się do praktyk krajów Trzeciego Świata. Penalizacja aborcji i badań prenatalnych nie jest rozwiązaniem. W życiu bywają różne sytuacje, gdzie badania prenatalne są niezbędne. Nowe przepisy będą odstraszać lekarzy od ich wykonywania” – powiedziała pomysłodawczyni akcji Ewelina Mokrzecka oraz dodała, że jedynie edukacja seksualna oraz dostęp do antykoncepcji może zmniejszyć liczbę niechcianych ciąż, które są następstwem aborcji.
„Jestem przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Dziś w Polsce i tak jest rygorystyczne prawo w tym zakresie i nikt nie protestuje przeciw istniejącej ustawie. Jednak zmiana ustawy będzie zmuszała kobiety do rodzenia dzieci np. z gwałtu i to już jest przesada” – powiedziała zw.lt jedna z organizatorek akcji Bożena Mieżonis.
„Solidaryzuję się z kobietami mieszkającymi w Polsce i protestuję przeciwko radykalizacji ustawy aborcyjnej. Jestem wolną kobietą. Mieszkam w wolnym kraju i chcę sama o sobie decydować. Przeraża mnie wizja tego, że ktoś inny by mógł podejmować decyzje mojego zdrowia, mego życie i prokreacji. Popieram czarny protest” – dodała uczestniczka Julia Giełwanowska.
Czarny Poniedziałek jest to protest przeciwko społecznemu projektowi ustawy, który całkowicie zakazuje aborcji w Polsce. Pod projektem podpisało się ponad 450 tysięcy osób. Obecnie w Polsce dopuszcza się aborcję w trzech przypadkach: kiedy dziecko zostanie poczęte w wyniku gwałtu; gdy badania wykażą uszkodzenie płodu; gdy ciąża stanowi zagrożenia dla zdrowia lub życia matki. Po burzliwej debacie w Sejmie RP projekt został skierowana do komisji.
Organizatorzy protestu w Polsce wzorowali się na kobietach Islandii, które 24 października 1975 r. ogłosiły jednodniowy strajk. Pracę przerwało wtedy 90 proc. kobiet. Te, które były gospodyniami domowymi, przestały gotować, sprzątać i zajmować się dziećmi. Przez Reykjavik przemaszerowało ponad 20 tys. kobiet. Kobiety domagały się równości i sprawiedliwych płac.
Projekt ustawy nie jest projektem Prawa i Sprawiedliwości. Część polityków formacji rządzącej w Polsce skrytykowało protestujących.
„Jeśli ktoś uważa, że nie ma większych zmartwień w Polsce w tej chwili, to proszę bardzo (…) Nie ma takiego problemu, aby prawa kobiet w Polsce były naruszane” – oświadczył szef polskiej dyplomacji Witold Waszczykowski.
W ramach sprzeciwu wobec „czarnego protestu” prowadzony jest również „biały protest” w obronie życia; w sieci pojawiły się także inicjatywy pod hasłem „Nie biorę udziału w strajku kobiet!” czy „Nie bądź krową, ubierz się kolorowo”. W warszawskich kościołach prowadzone były modlitwy w intencji ochrony życia.