
Ewelina Mokrzecka, zwl.lt: Co jako stewardessa poczułaś, kiedy usłyszałaś o katastrofie rosyjskiego samolotu nad Synajem?
Julia Michaiłowa: To są bardzo nieprzyjemne uczucia, bo w pewnym sensie ta sytuacja mnie dotyczy. To był samolot airbus A321, czyli jeden z najnowszych samolotów airbusa, który uważany jest za jeden z najbardziej bezpiecznych. Jest to dopiero drugi wypadek samolotu airbus A321 w historii. Pierwsze, co przychodzi na myśl, to dlaczego runął właśnie ten samolot, samolot nowszej generacji? Ta wiadomość zaniepokoiła wszystkich moich znajomych z lotnictwa, którzy szukają obecnie odpowiedzi na pytania: jak to się mogło stać? Co by mogło pójść nie tak? Obecnie trwa szeroka dyskusja na ten temat w awiacji.
Po katastrofie airbus A321 większość mieszkańców Rosji zrezygnowała z zaplanowanych wakacji i przelotów. W jaki sposób pasażerowie reagują po tego typu wydarzeniach? Czy ten niepokój jest widoczny? A może jest tak, jakby nic się nie stało?
Na wszystko patrzę realnie. Wszędzie jest ryzyko
Każdy człowiek odbiera to bardzo różnie. My tego raczej nie widzimy. Po prostu jest typ ludzi, który się boi latać i to naturalne, że przeżywa to trochę bardziej, ale generalnie nie czuć tego napięcia.
Co Cię skłoniło do zostania stewardessą?
Wpłynęły na to dwa czynniki. Pierwszy to taki, że przez kilka lat mieszkałam w Kiwiszkach w rejonie wileńskim, w pobliżu aeroklubu. Słyszałam i widziałam samoloty codziennie i to chyba tak trochę we mnie wrosło, zaczęłam się tym interesować zarówno ze strony technicznej, jak i uczuciowej. Po jakimś czasie zaczęłam studia w Wilnie, które w żaden sposób nie były związane z moim przyszłym zawodem i trochę zapomniałam o awiacji. Drugim czynnikiem był powrót ze studiów w Danii, po których zaczęłam szukać pracy. Marzyła mi się taka praca, w której mogłabym rozwijać swoje nawyki językowe. Pewnego dnia szukając biletów na podróż z celem pozostania zagranicą i znalezienia pracy, natknęłam się na ogłoszenie o rekrutacji na stanowisko stewardessy. Coś kliknęło i to było niesamowitym zbiegiem okoliczności. Uznałam, że to jest chyba to, czego szukam.
Na czym polegała rekrutacja? Musiałaś skończyć jakieś kursy?
Nie. Brano pod uwagę kilka kryteriów, m.in. osobowość, umiejętność nawiązywania kontaktów, optymizm. Obowiązkowy był oczywiście język angielski oraz umiejętność pływania, nie ukrywajmy, że także wzrost, który jest ważny z technicznej strony. Trafiłam po prostu w te kryteria. Są też kursy, które nie zawsze gwarantują pracy, ale znacznie zwiększają szansę dostania się do awiacji. Po rekrutacji odbywają się zazwyczaj dwumiesięczne szkolenia, następnie praktyka, kilka egzaminów i można rozpocząć pracę.
Co powiedzieli Twoi rodzice, kiedy powiedziałaś im, że odtąd będziesz latać?
Moja mama bardzo się cieszyła, bo wiedziała, co przeżywałam w trakcie szkoleń. Tak, jakby ze mną tam była. Bardzo się cieszyła, że potrafiłam przejść wszystkie etapy i zostać stewardessą. Ale jak już zaczęłam pracować, to chyba dotarło do niej, że jest ryzyko. Kiedy przestałam latać mówiła mi – ,,A wiesz, jednak nie mogłam spać”.
W większości katastrofy lotnicze wynikają nie ze względów technicznych, tylko tym czynnikiem jest człowiek i jego błąd
A czy ty miałaś jakieś obawy?
Raczej nie, bo na wszystko patrzę realnie. Wszędzie jest ryzyko. Jedziemy na co dzień samochodem do pracy i jest ryzyko, podobnie samolot. Ponadto statystycznie samolot jest jednym z najbezpieczniejszych środków transportu. W większości katastrofy lotnicze wynikają nie ze względów technicznych, tylko tym czynnikiem jest człowiek i jego błąd. Wszystkie loty są rozpisane, zaplanowane i omawiane przez załogę przed samym lotem. Kapitan i pierwszy oficer świetnie znają kombinacje na wypadek, gdyby coś mogłoby się stać, np. chodzi o warunki pogodowe. Należy też pamiętać, że pilot się uczy przez całe życie. Czyta praktycznie codziennie, czego kierowca samochodu nie robi. Nie powtarza zasad ruchu drogowego, a pilot ciągle musi odnawiać swoje licencje i certyfikaty.
Gdzie wylądowałaś po raz pierwszy jako stewardessa?
To była chyba Barcelona, ale to nie jest tak, jak większość myśli, że stewardessa przyleciała np. do Londynu i może sobie pozwiedzać. To jest praca. Lądujesz w Londynie i zaraz musisz wracać z powrotem z innymi pasażerami. Raczej nie ma szans na zwiedzanie. Nie ma na to po prostu czasu.
Jakie są plusy i minusy tej pracy?
Największym minusem jest ciągłe zmęczenie w związku z, powiedzmy to tak, nienaturalnymi godzinami pracy. Czasem jest tak, że musisz wstać o godz. 3 i wracasz o godz. 17 albo rozpocząć pracę o godz. 17 i wrócić o 3 godz. w nocy. Taki tryb pracy jest przede wszystkim trudny, bo często nie da się niczego zaplanować. Najgorzej jest w święta. Na przykład trzy lata z rzędu święta Wielkanocne spędziłam poza domem, w hotelu jedząc świąteczne jaja w postaci Kindera. Z kolei największym plusem jest poznawanie ludzi. Możliwość uświadomienia sobie, że przecież ten świat jest taki różny i kolorowy. Zapewne ci, co latają i nie wracają od razu do domu, w przeciwieństwie do mnie, mają możliwość poznania świata. Z jednej strony to jest ciekawe życie, z drugiej strony to ciągłe życie na walizkach.
Z jednej strony to jest ciekawe życie, z drugiej strony to ciągłe życie na walizkach
Czy w zawodzie stewardessy, podobnie, jak modelki też wcześnie idzie się na emeryturę?
Raczej nie. Standardy mocno się zmieniły. Tak było z 20 lat temu. Teraz na pokładzie możemy zobaczyć 30-latki, 40-latki i wyżej, chociaż stereotyp młodej i pięknej stewardesy jest wciąż żywy.
Codziennie spotykałaś setki ludzi, na pewno spotkałaś się w samolocie z zabawnymi sytuacjami, czy mogłabyś się podzielić?
Oczywiście. Chciałabym tylko podkreślić, że te sytuacje najczęściej wynikają z braku wiedzy pasażerów o samolocie, lataniu i o tym, co się dzieje, kiedy są w powietrzu. Poza tym dużo jest legend, które w opinii pasażerów są prawdą. Kiedyś podeszła do mnie kobieta i z przerażeniem w oczach zapytała, czy tym razem na pokładzie jest dwóch pilotów, bo widziała, że kapitan poszedł do łazienki i zapewne samolot jest poza kontrolą. Odpowiedziałam spokojnie, że zawsze na pokładzie jest dwóch pilotów. Kolega opowiadał mi też o tym, że pewnego razu, jak lecieli w nocy pasażerka poprosiła go do siebie i tłumaczyła, że ktoś prześladuje samolot. O co jej chodziło? O lampki, które znajdują się na skrzydle. Kiedyś też pewna pani udowadniała załodze, że samolot stoi w miejscu, czyli wisi, bo przecież chmury są w miejscu.
Czy polecasz ten zawód i czy masz zamiar do niego wrócić?
Tęsknię trochę za tym. Dobrze się czułam w tej roli. Poza tym załoga, to już nie jest praca, to tryb życia. Mówi się już tylko o lotnictwie, większość przyjaciół ma się w awiacji. Wynika to też z trybu tej pracy. Polecam ten zawód, gdyż uczysz się wielu rzeczy. Przeżywasz wiele emocji.