Biografia Tyrmanda „Moja śmierć będzie taka jak moje życie” obnaża postać znanego pisarza, którego życie było owiane legendami.
Według dr Mariana Grygorowicza, prezesa zarządu Akademii Trzeciego Wieku w Wilnie, Tyrmand był ciekawą osobowością, dlatego Woźniak miał zostać prawdziwym pisarzem-detektywem, aby znaleźć odpowiedzi na pytania, dotyczące biografii swojego bohatera. „Woźniak wyjaśnia rzeczy ciekawe i wciągające. Dla osoby niezapoznanej z tematem początek książki może być nudny, potem jednak ona wciąga czytelnika. Tak bywa z prawdziwą literaturą – zaciekawia tylko po pewnym czasie” – dodaje prezes Akademii Trzeciego Wieku.
Paweł Krupka, zastępca dyrektora Instytutu Polskiego w Wilnie, twierdzi, że od wielu wieków ukształtowała się tradycja, że Koronni polscy pisarze odwiedzali Wilno, osiadali w nim i zostawiali jakiś ślad, który się stawał dziedzictwem kultury. Za przykłady mogą posłużyć Maciej Kazimierz Sarbiewski, Piotr Skarga, Józef Ignacy Kraszewski czy Konstanty Ildefons Gałczyński. Zdaniem Krupki, Leopold Tyrmand był ostatnim znaczącym pisarzem Korony, który zamieszkał w Wilnie. Później zmieniły się warunki społeczne oraz polityczne i żaden pisarz z Rzeczpospolitej tu więcej nie zamieszkał. „U nas goszczą. ale nie mieszkają. Wilno nie może ich natchnąć, jak to robiło kiedyś” – uważa zastępca dyrektora.
Podkreślił on również, że Marcel Woźniak – to bardzo wszechstronny twórca – aktor, muzyk, ale również pisarz, uczony i badacz. „Rzadko mamy przypadek, kiedy niezwykły człowiek pisze o niezwykłym człowieku” – dodał Krupka.
Sam Woźniak przyznaje, że pisanie książki o Tyrmandzie była „czysto ludzką przygodą”, która trwa nadal. „Od początku podszedłem do tej pracy trochę naiwnie, ale w pozytywny sposób. Rozumiałem, że chcę dowiedzieć się jak najwięcej i patrzeć, co będzie w przyszłości” – wyznaje pisarz. Podkreślił on również, że utworów Tyrmanda nie znajdziemy w podręcznikach szkolnych, mimo, że następny rok w Polsce zostanie poświęcony temu pisarzowi. „Jego literatura mogła zostać dla wielu czytelników literaturą młodości, ale była cenzurowana – oficjalnie jego książek nigdzie nie było. Chcę zrobić mały krok ku temu, aby ludzie bardziej go poznali. Badanie życia pisarza pozwoliło mi zrozumieć, z czym się on borykał i dlaczego go w tych podręcznikach nie ma. Zadziwiające, ile straciliśmy słuchowisk radiowych czy konkursów, które mogły być poświęcone Tyrmandowi” – wyjaśnia Woźniak.
„Moja śmierć będzie taka jak moje życie” jest debiutem twórczym Woźniaka, który otworzył mu drzwi do kariery literackiej. Dzięki temu napisał jeszcze kilka książek. „Jeżeli chcemy pisać – musimy to robić. Strach ma wielkie oczy, dlaczego trzeba od razu działać” – twierdzi twórca powieści.
„Pewien profesor, wielki znawca twórczości Lema i Sienkiewicza, zapytał mnie, czy słyszałem o powieści „Zły”. Nie znałem. Książkę przeczytałem w jedną noc. „Zły” – to pasjonująca opowieść o Warszawie lat 50-tych. Książka ma coś z komiksu – ten zły musiał stać się dobry. Byłem wyrzucony z uczelni, potem wróciłem i napisałem licencjant o królu bikiniarzy – antykomuniście w kolorowych skarpetkach. W trakcie pisania zrozumiałem, że nie wiadomo, kim ten człowiek był. Kim on mógł być, kiedy był młodszy? Napisałem do wydawnictwa z pytaniem, czy mają w planach wydanie bibliografii Tyrmanda. Zaproponowali, abym ja coś napisał. Wysłałem swoją pracę licencjacką. W kożcu tak wyszło, że nikt do tej pory nie wysłał im żadnej pracy o Tyrmandzie. Nie miałem wprawy w pisarstwie, ale byłem dziennikarzem, więc się za to wziąłem, mimo, że licencjat, który im wysłałem, miał tylko kilkanaście stron” – opowiada twórca biografii.
Według niego, moda na Tyrmanda powraca, podobnie, jak na Stanisława Grzesiuka czy Zbigniewa Herberta. Jest to nazywane „warszawską sprawą”. Woźniak zauważył, że młodzież często dodaje nazwisko Tyrmanda do tzw. hashtagów na Instagramie, szczególnie robiąc zdjęcia budynkom stolicy. Pamięć o autorze wraca również na inne sposoby – w Wilnie jest kręcony film dokumentalny o tym pisarzu.
„Tyrmand – to historia polskiego Żyda, Amerykanina, emigranta, który zostawił swoją Ojczyznę. Tyrmand w Polsce miał być freską, pokrywającą się kurzem i stereotypami. Mieliśmy go nigdy nie poznać” – dodaje biograf.
Tyrmand po wybuchu II wojny światowej przeniósł się z Warszawy do Wilna, gdzie mieszkał na dzisiejszej ulicy Pamėnkalnio 34 wraz z Leszkiem Zawiszą i Kolą Martynienko. Studiował na Uniwersytecie Wileńskim nauki humanistyczne. W Teatrze Lutnia grała aktorka Janina Balukiewicz, która była jego miłością. Wilno miało być okresem przeczekania wojny. Tam Tyrmand wstąpił do organizacji konspiracyjnej przeciwko Sowietom.
W 1941 r. został aresztowany przez NKWD i otrzymał karę więzienną. Udało mu się jednak uciec z transportu kolejowego i wrócić do Wilna. Po jakimś czasie próbował się dostać do Francji, po drodze do Norwegii został jednak schwytany i osadzony w obozie koncentracyjnym Grini, niedaleko Oslo. Tam doczekał końca wojny. Po niej wrócił do Warszawy. Tam się stał liderem ruchu jazzowego w Polsce oraz tzw. „bikiniarzem”. Zasłynął jako „gwiazda w kolorowych skarpetkach”. Nie popierał jednak ustroju komunistycznego i w 1966 r. emigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie zmarł w 1985 r.
„Jak sam twierdził, był chłopcem, który nie rozumiał samego siebie” – podsumował Marcel Woźniak.