
Barbara Jundo-Kaliszewska, chociaż połowę życia spędziła w Polsce i tam rozpoczęła swoją karierę naukową, urodziła się w latach 80-tych w Ejszyszkach. Mimo młodego wieku częściowo była obserwatorem wydarzeń opisanych w książce. „Najbardziej chyba boję się reakcji nie historyków, recenzentów, ale najbliższych. Rodzice jeszcze nie czytali książki” – wyznała autorka. Dodając, że „ musiało upłynąć kilka lat, aby mogła zmierzyć się na chłodno z tym tematem”.
Dokumenty KGB
Praca nad książką zajęła kilka lat. Autorka korzystała ze źródeł polskich, litewskich i rosyjskich. Dużo interesującej informacji przyniosły odtajnione dokumenty KGB. „Po zbadaniu tych dokumentów zrozumiałem, że wszystkie grupy polityczne były infiltrowane przez sowieckie służby specjalne mniej więcej w tym samym stopniu. To dotyczy litewskiego i polskiego ruchu narodowego. (…) Na przykład w pierwszym zarządzie ZPL były trzy osoby współpracujące z KGB. Co prawda nie udało mi się ustalić personaliów” – oświadczyła Jundo-Kaliszewska. Tłumacząc przy tym, że znajdujące się na Litwie źródła KGB są fragmentaryczne, ponieważ większość dokumentów nadal znajduje się w Moskwie.
Teraz na Litwie słowo autonomia wywołuje tylko negatywne skojarzenia. Zdaniem autorki monografii dzieję się tak, ponieważ temat nie został należycie zbadany.
„Próba autonomii nie działa się w próżni. To nie był ewenement na tle rozpadającego się Związku Radzieckiego. Tak samo tutaj doszło do takich, a nie innych wydarzeń i musimy się cieszyć, że nie doszło do wojny domowej” – podkreśliła historyk.
Nie jest prawdą, zaznaczyła Barbara Jundo-Kaliszewska, że ruch powstał z inspiracji sowieckich służb specjalnych. Początkowo Moskwa nie chciała wspierać litewskich Polaków, ponieważ duże ich skupiska mieszkały na Białorusi oraz Ukrainie i nikt nie wiedział „dokąd te aspiracje mogą doprowadzić”. Próby wykorzystania polskiej mniejszości pojawiły się tylko po 11 marca 1990 roku. Wówczas Polakom zaproponowano różnoraką pomoc, również wojskową. Jednak polska mniejszość na wstępie odrzuciła propozycje.
To potwierdził również obecny na spotkaniu wieloletni działacz polskiej mniejszości na Litwie Jan Sienkiewicz.
Samoorganizacja Polaków
Autorka wytłumaczyła zebranym, że konflikt między polską mniejszością a litewską większością był de facto nieunikniony, ponieważ obie społeczności działały we wzajemnej izolacji. Takie wydarzenia, jak „Marsz rockowy”, czy Śpiewająca Rewolucja, które były motorem działań niepodległościowych na Litwie, na Wileńszczyźnie praktycznie były niezauważone. Polska wspólnota na Litwie organizowała się na własną rękę. Powstawały zespoły ludowe i organizacje społeczne. Sam ruch autonomiczny w dużym stopniu był żywiołowy. Po prostu poszczególne gminy i rejony ogłaszały „polską autonomię”.
Kiedy zatem Polacy zaczęli domagać się praw na szczeblu krajowym, to spotkali się z absolutną negacją strony litewskiej, która była zaskoczona wysoką samoorganizacją Polaków. Wszystkie projekty, które zakładały autonomię w składzie Litwy, były odrzucane przez Najwyższą Radę.
Wileńszczyzna – etnograficzny region Litwy
Prof. Alfredas Bumblasukas przede wszystkim pogratulował autorce tematu i odwagi, ponieważ „jest nadal aktualny i gorący”. Znany litewski historyk ubolewał, że niestety Litwini nadal bardzo często tkwią w antypolskich stereotypach i wiele wydarzeń jest po prostu przemilczanych.
„Weźmy drugi plan Paula Hymensa, tam przecież też mówiło się o autonomii, gdzie język polski miał być językiem oficjalnym obok języka litewskiego. Niestety o tym się milczy” – oświadczył Bumblauskas.
Zdaniem historyka Wileńszczyzna powinna być taktowana na równi z Auksztotą, Dzukiją, Suwalszczyzną, Żmudzią, jako piąty etnograficzny region Litwy. „Litewscy Polacy nie są zwykłą mniejszością narodową, a są historycznymi autochtonami w których odzwierciedla się cała historia” – powiedział Bumblauskas.
Wina Giedroycia
W trakcie spotkania został poruszony wpływ Jerzego Giedroycia na relacje polsko-litewskie. Zdaniem autorki jego idee, które miały ogromny wpływ na polską politykę zagraniczną, z perspektywy 30-lat wyglądają bardziej „na pobożne życzenia” niż na realny plan działania.
Z taką interpretacją nie zgodził się Bumblauskas. „Giedroyć był wybitnym intelektualistą, którego teksty w żaden sposób nie mogły zaszkodzić litewskim Polakom. Jego myśli i teksty mówiły tylko o jednym, żeby Polacy nie szli z Moskwą, a Litwini muszą szanować mniejszości. W rzeczywistości bywało różnie, ale to nie jest wina Giedroycia. Obrazić się na niego mogą tylko Litwini, którzy nie chcą przyjaźnić się z Polską, i ci Polacy litewscy, którzy traktują siebie jako zapomnianą integralną część Polski” – dodał historyk.