Amerykańskie czołgi M-1 Abrams i niemieckie Leopardy stanowiłyby potężne wsparcie, które pomogłoby Kijowowi zdobyć i utrzymać więcej terenu w porównaniu ze starymi czołgami z czasów sowieckich, które są obecnie na wyposażeniu armii ukraińskiej – twierdzą eksperci i ukraińscy doradcy.
Jednak najwyżsi urzędnicy odpowiedzialni za bezpieczeństwo narodowe w USA i Niemczech wahają się przed dostarczeniem czołgów, częściowo, jak twierdzą ze względu na wyzwania szkoleniowe i logistyczne.
„Odmienna konstrukcja czołgów M-1, to dość istotna przeszkoda […], prócz czołgów należałoby również zapewnić Ukraińcom części zamienne” – powiedział anonimowo jeden z amerykańskich urzędników. „Nie możemy im dać czegoś, czego nie będą umieli naprawić, a kiedy skończy się paliwo, nie będą mogli ich zatankować”.
Do natychmiastowego użytku lepiej nadają się niemieckie Leopardy, ponieważ technologicznie są bardziej zbliżone do czołgów, które Ukraińcy już potrafią obsługiwać; ponadto zużywają mniej paliwa niż Abramsy – powiedział urzędnik. Niemcy jednak wielokrotnie odrzucały prośbę Ukrainy o czołgi, a minister obrony Christine Lambrecht powiedziała niedawno, że Berlin uzgodnił z partnerami z NATO, aby nie podejmować takich decyzji „jednostronnie”.
Zachodnie czołgi zapewniłyby znaczną modernizację sił pancernych Kijowa pod względem zasięgu, prędkości i kontroli ognia – ocenił emerytowany gen. broni Ben Hodges, były dowódca Armii Stanów Zjednoczonych w Europie. Jednak Ukraińcy mogliby nie podołać kosztom związanym z ich eksploatacją.
„Dywizja czołgów M-1 (58 pojazdów) może zużywać do 600 tys. galonów (ok. 2,27 mln litrów) paliwa dziennie – co mogłoby utrudnić Ukrainie pole manewru – powiedział generał. „To nie są samochody do wynajęcia. Te czołgi musi wspierać ogromne logistyczne zaplecze” – dodał Hodges.