Publicysta rzymskiej gazety Mario Ajello wyraża opinię, że „niepotrzebne, a nawet błędne jest kibicowanie jednemu z dwojga kandydatów”.
„Dla nas Włochów i dla nas Europejczyków opowiedzenie się po po stronie Donalda Trumpa czy Kamali Harris jest jałowym ćwiczeniem zarówno dlatego, że nasze selektywne poparcie oczywiście nie wpłynie na wynik głosowania- bo to leży tylko w rękach Amerykanów- ale także dlatego, że zarówno w przypadku zwycięstwa Trumpa, jak i Harris nie zmieni się umiejscowienie Europy w ramach sojuszu atlantyckiego”.
Nie istnieje bowiem- zaznacza komentator polityczny dziennika- możliwość i wola „zerwania” tych więzów.
„Europa musi uszanować amerykański proces wyborczy, mieć swoją siłę, skoncentrować się na niej”- ocenia Ajello.
Dodaje, że konieczna jest „przenikliwa, odważna i niepłaczliwa świadomość historyczna, bardziej skierowana na przyszłość niż na przeszłość, by usiąść do stołu z tym, kto wygra mecz o Biały Dom”.
Unia Europejska- przyznaje- „ma swoje problemy, ale jest Europą, ma oczywiście swoje słabości, niestety bardzo ewidentne, ale pozostaje centralnym, kluczowym obszarem geopolitycznym”.
„Biada, jeśli przestraszymy się wynikiem głosowania w USA obawiając się nie wiadomo czego, bo żaden z kandydatów i tak nie sprawia wrażenia, jakby umieszczał Europę na szczycie swoich myśli strategicznych”- ostrzega komentator dziennika „Il Messaggero”.
Jego zdaniem „być przyjaciółmi nas samych to gotowa recepta w obliczu sytuacji”, w której „z jednej strony dojdzie prawdopodobnie do dalszego wzrostu polityki protekcjonistycznej, bardziej izolującej amerykański rynek, a z drugiej strony- do przewidzenia jest mniejszy interwencjonizm Waszyngtonu w sprawy międzynarodowe, jakie nie są uważane za niezbędne z punktu widzenia amerykańskich interesów”.
Trzeba uświadomić sobie według włoskiego publicysty, że „koniec końców przyszłość Europy nie będzie zależeć od nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych”.
W ocenie autora komentarza potrzebna jest budowa „suwerenności europejskiej” i wspólny wysiłek, by „nie zostać zmiażdżonym w kleszczach między USA i Chinami, które wzmocnią rywalizację handlową” i „nie zostać zmiecionym przez kryzysy globalne i konflikty blisko naszych granic”.
„Europa First. Właśnie tak, można i należy”- pisze Ajello.
Odradza „rozprawianie” i „mniej lub bardziej propagandowe bla, bla, bla”, kto pasuje jako zwycięzca i kto powinien przegrać za Oceanem.
„Niech wygra ten, kto ma wygrać, a my pomyślmy o meczu, który bardziej bezpośrednio nas dotyczy”- apeluje komentator włoskiej gazety.
Jak dodaje, warto pomyśleć o tym, że „gdyby była europejska armia, nawet nieszczególnie potężna, ale zdolna pełnić funkcję odstraszającą, Rosja nie zaatakowałaby Ukrainy”.
Ajello wyraża przekonanie, że Europejczycy nie powinni patrzeć „oniemiali i przestraszeni na amerykańskiego giganta i czuć się podrzędni”.
„Europa musi przygotować się na stopniową redukcję amerykańskiej obecności oraz na wzrost swojego zaangażowania w kwestii bezpieczeństwa”- uważa.
„Im bardziej – zaznacza publicysta- będziemy zdolni do autonomii, więcej będziemy mieli siły. A przecież zarówno Trump, jak i Harris proszą nas o to, byśmy weszli w wiek dojrzałości”.
Ważne jest to, zaznacza się w dzienniku, by strona europejska prowadziła dialog z przyszłym lokatorem Białego Domu, a nie prezentowała się w „rozproszonym porządku”.
Zaczyna się, ocenia komentator, „nowa faza”, bo „scenariusz się zmienił” i wydaje się, że Trump i Harris spoglądają w innym kierunku niż na Stary Kontynent.
Tymczasem polityka prezydenta Joe Bidena „przyznawała Europie honorowe miejsce”- przypomina.
Autor przestrzega przed machaniem „sztandarami Republikanów czy Demokratów” i w dniu wyborów w USA radzi „spokój i opanowanie”.