• Świat
  • 1 listopada, 2024 16:03

Tysiące Koreańczyków są już w Ukrainie; trafili tam za sprawą Stalina

Kilkanaście do kilkudziesięciu tysięcy Koreańczyków żyje w Ukrainie. Ich przodkowie byli ofiarami stalinowskiej deportacji z sowieckiego Dalekiego Wschodu do Azji Środkowej. W kolejnych dekadach wielu z nich przeprowadziło się - już dobrowolnie - na południe Ukrainy.

PAP
Tysiące Koreańczyków są już w Ukrainie; trafili tam za sprawą Stalina

Jak poinformował w poniedziałek sekretarz generalny NATO Mark Rutte, z danych Sojuszu wynika, że wojska z Korei Północnej (KRLD) zostały wysłane do Rosji i rozmieszczone w obwodzie kurskim, który znajduje się przy granicy z Ukrainą. Dzień później wywiad Korei Południowej (Republiki Korei) przekazał, że część północnokoreańskich żołnierzy mogła zostać przemieszczona do stref walk rosyjsko-ukraińskich. Doniesienia o oddziałach z KRLD w Rosji pojawiają się od połowy października.

Niezależnie, czy rzeczywiście żołnierze z Korei Północnej biorą udział w inwazji Rosji na Ukrainę, to Koreańczycy od pokoleń żyją w byłym Związku Sowieckim. Część tej społeczności mieszka w Ukrainie. Niejeden obywatel Ukrainy koreańskiego pochodzenia poszedł na front w obronie ojczyzny. Są tacy, którzy polegli w walce z Rosjanami.

W państwach poradzieckich żyje prawie pół miliona osób pochodzenia koreańskiego – szacuje MSZ w Seulu. Z tego prawie 176 tys. mieszka w Uzbekistanie, 168,5 tys. w Rosji, prawie 110 tys. w Kazachstanie, 18 tys. w Kirgistanie i 13,5 tys. w Ukrainie. Dla porównania, najwięcej Koreańczyków na uchodźstwie jest w USA (2,6 mln) i Chinach (2,3 mln).

Koreańczycy z byłego ZSRR określają się mianem Koryo-saram: „Koryo” oznacza Koreę, a „saram” to ludzie. Obecnie większość z nich po koreańsku nie mówi lub mówi słabo. W 2001 r. w Ukrainie tylko kilkanaście procent spośród tych, którzy zadeklarowali pochodzenie koreańskie w spisie powszechnym, wskazało język koreański jako ojczysty.

„W moim domu używaliśmy języka koreańskiego jedynie w ograniczonym zakresie, jest to typowe dla wielu osób z mojego pokolenia” – wyjaśnił w rozmowie z PAP Ołeksandr Szyn, 30-letni ukraiński aktywista i dziennikarz pochodzenia koreańskiego, dziś zamieszkały w Tajpej na Tajwanie. „Moi rodzice i wiele osób z pokolenia urodzonego w Azji Środkowej w latach 60. i 70. XX wieku potrafili rozmawiać w dialekcie Koryo języka koreańskiego ze słowami zapożyczonymi z rosyjskiego. Jednak nie byli nauczani czytania i pisania po koreańsku. Gdy byłem nastolatkiem, moi rodzice przestali posługiwać się tym dialektem niemal całkowicie, używając go jedynie w rozmowach z przedstawicielami starszego pokolenia. Przeszli na rosyjski” – powiedział aktywista.

„W codziennym użyciu pozostały niektóre słowa i frazy, na przykład dotyczące jedzenia, relacji rodzinnych, a także pewne nieprzetłumaczalne zwroty związane z koreańską kulturą, ale sam język przepadł” – dodał Szyn, który samodzielnie zaczął się uczyć koreańskiego, gdy był nastolatkiem.

Koryo-saram mają także ograniczony kontakt z koreańską kulturą, chociaż w Ukrainie od 1995 r. odbywa się doroczny festiwal kultury – Koreada. Wciąż żywa pośród nich jest natomiast koreańska kuchnia. Najbardziej charakterystyczną potrawą jest morkowcza – danie podobne do kimchi, ale zrobione na bazie marchewki.

Koryo-saram noszą koreańskie, jednosylabowe nazwiska, ale europejskie, bardzo często słowiańskie imiona. Najbardziej znanym przedstawicielem tej społeczności był Wiktor Coj, muzyk i aktor, lider kultowej w byłym ZSRR rockowej grupy Kino, który w 1990 r., w wieku 28 lat zginął w wypadku samochodowym.

Coj urodził się w koreańsko-rosyjskim małżeństwie. Jego ojciec pochodził z Kazachstanu, dokąd zostali zesłani dziadkowie Wiktora. Coj był leningradczykiem, ale to w Kijowie nakręcono film „Koniec wakacji” Siergieja Łysenki, będący połączonymi fabułą teledyskami do czterech piosenek; fani grupy długo po śmierci Coja spotykali się w miejscu, gdzie go kręcono – nad jeziorem Telbin w dzielnicy Berezniaky.

W samej Ukrainie, w gospodarce i polityce odgrywają rolę postacie koreańskiego pochodzenia. Merem miasta Zaporoże w latach 2010-15 był Ołeksandr Sin. Obecnie najbardziej znany jest jednak Witalij Kim, biznesmen i polityk, od 2020 r. gubernator obwodu mikołajowskiego, a potem także szef regionalnej administracji wojskowej. Tuż po rosyjskiej inwazji w 2022 r. zyskał sporą popularność. W samym roku 2022 był cytowany w ponad stu depeszach Polskiej Agencji Prasowej. Podobnie jak prezydent Wołodymyr Zełenski regularnie nagrywał krótkie filmy, w których zagrzewał ludzi do walki i wytrwania w oporze przeciwko Rosjanom. „Dzień dobry, my z Ukrainy” – witał się zawsze słowami z popularnego wiralu.

Gubernator z Mikołajowa mimo tego samego nazwiska nie ma nic wspólnego z dyktatorem Korei Północnej Kim Dzong Unem. Kim to najpopularniejsze nazwisko koreańskie. Nosi je ponad jedna piąta Koreańczyków. To tak jakby w Polsce było ok. 8 mln Nowaków, tymczasem jest ok. 200 tys.

Inną znaną w Ukrainie postacią pochodzenia koreańskiego był Pawło „Pasza” Li, urodzony w 1988 r. aktor i prezenter telewizyjny, syn Koreańczyka i Ukrainki. Tuż po rosyjskiej inwazji zaciągnął się do obrony terytorialnej. Zginął w rosyjskim ostrzale artyleryjskim pod Irpieniem niedaleko Kijowa na początku marca 2022 r.

W tym samym roku obywatele Ukrainy koreańskiego pochodzenia, na równi z innymi Ukraińcami, uciekali przed rosyjską inwazją. Jesienią 2022 r. ekipa PAP w parafii we Lwowie rozmawiała z uchodźcami, wśród których była pani Rosa Kim z obwodu mikołajowskiego: https://wideo.pap.pl/videos/65168/.

Większość Koreańczyków trafiła do Ukrainy przez rosyjski Daleki Wschód i Azję Środkową.

Najpierw osiedlali się w tej części Rosji, która dziś nazywa się Krajem Nadmorskim ze stolicą we Władywostoku. Współcześnie ziemie te od południa graniczą z Koreą Płn. Granica rosyjsko-koreańska na lądzie liczy 17 km wzdłuż rzeki Tuman, przy jej ujściu do Morza Japońskiego. Na tym odcinku znajduje się tylko jedno przejście, kolejowe.

Cesarstwo Rosyjskie odebrało Chinom te tereny na przełomie lat 50. i 60. XIX w. Mniej więcej w tym czasie zaczęli osiedlać się tam przybysze z Półwyspu Koreańskiego. W latach 80. XIX wieku ich liczbę szacowano na ponad 5 tys. Spis powszechny z 1926 r. wykazał, że w ZSRR żyło 169 tys. Koreańczyków. To już nie był tylko Kraj Nadmorski, ale też inne regiony sowieckiego Dalekiego Wschodu.

Tymczasem Półwysep Koreański już od pierwszych lat XX wieku znajdował się pod panowaniem Japonii, głównego rywala Rosji, a potem ZSRR na Dalekim Wschodzie. Władze na Kremlu odnosiły się podejrzliwie do Koreańczyków mieszkających w granicach ZSRR. Komuniści kwestionowali lojalność koreańskich współobywateli wobec państwa sowieckiego, podejrzewali ich o działalność „kontrrewolucyjną” oraz o szpiegostwo na rzecz Japonii. Było to o tyle paradoksalne, że wśród Koreańczyków w ZSRR byli i tacy, którzy uciekli z półwyspu przed japońskimi prześladowaniami, a nawet liczyli na pomoc Sowietów w odzyskaniu przez Koreę niepodległości.

Antykoreańskie represje w ZSRR narastały stopniowo. Już w 1925 r. kilkaset osób deportowano na terytoria kontrolowane przez Japonię. Z kolei na przełomie lat 20. i 30. około 50 tys. Koreańczyków uciekło z ZSRR do Mandżurii i Korei.

W sierpniu 1937 r., a więc w okresie wielkiego terroru w ZSRR, Rada Komisarzy Ludowych, czyli sowiecki rząd nakazał przymusowe przesiedlenie sowieckich Koreańczyków z Dalekiego Wschodu. Dekret podpisany przez Józefa Stalina i Wiaczesława Mołotowa głosił, że celem decyzji jest zapobieżenie japońskiemu szpiegostwu.

NKWD przeprowadziło deportacje we wrześniu i październiku 1937 r. Do pociągów załadowano prawie 172 tys. Koreańczyków, niejako przy okazji wywieziono także ok. 7 tys. Chińczyków. W wagonach towarowych upychano po 20-30 osób. Tak jak w przypadku późniejszych, bardziej znanych w Polsce deportacji Polaków z Kresów Wschodnich do Kazachstanu lub Tatarów krymskich do Uzbekistanu, Koreańczykom z sowieckiego Dalekiego Wschodu pozwalano zabrać jedynie to, co udało się spakować w ciągu pół godziny. Przy tym nie informowano ich, dokąd jadą.

Podróż trwała około 30-40 dni. Pociągi pokonały mniej więcej 6,5 tys. km. Ok. 100 tys. Koreańczyków przewieziono na teren dzisiejszego Kazachstanu, kolejne 70 tys. do Uzbekistanu. W czasie podróży z głodu zmarło ok. 500 osób, ok. 2,5 tys. za stawianie oporu zostało aresztowanych, a następnie prawdopodobnie rozstrzelanych.

Największe śmiertelne żniwo wśród deportowanych zebrały jednak głód, choroby i ciężkie warunki po dowiezieniu do miejsc wysiedlenia w Kazachstanie i Uzbekistanie. Pociągi przyjeżdżały na stacje docelowe w warunkach ostrej środkowoazjatyckiej zimy. Relacje świadków z jednej strony opisują, jak miejscowa ludność dzieliła się żywnością z przyjezdnymi (choć sama nie miała wiele), z drugiej – niejednokrotnie powtarzają się informacje o tym, że na miejscu nie było gdzie mieszkać, a lokalne władze długo nic nie robiły, żeby zająć się deportowanymi. Wielu z nich musiało zamieszkać w ziemiankach i barakach, a na początku – koczować w wagonach. W ten sposób umarły tysiące ludzi – szacunki historyków wahają się od 16,5 tys. do nawet 50 tys. ofiar śmiertelnych zbrodniczej deportacji.

Ci, którzy przeżyli, w Azji Środkowej pracowali w kołchozach i sowchozach, czyli państwowych gospodarstwach rolnych. Część przesiedlonych zatrudniono w istniejących gospodarstwach, część zbudowała od zera kołchozy na bezludnym wcześniej stepie.

Początkowo deportowani Koreańczycy nie mieli paszportów wewnętrznych, czyli odpowiedników dowodów osobistych. Z tego powodu nie mogli opuszczać miejsce osiedlenia. Po II wojnie światowej zezwolono im na przemieszczanie się po sowieckiej Azji Środkowej. Kolejne poluzowanie przyszło po śmierci Stalina (i zakończeniu wojny koreańskiej) w 1953 r. Odtąd Koreańczycy mogli poruszać się po Związku Sowieckim na tyle swobodnie, na ile mogły to robić inne nacje. Pełnej rehabilitacji Koreańczycy z ZSRR doczekali się dopiero w 1993 r.

A jak Koreańczycy trafili na Ukrainę? Akademia Studiów Koreańskich, państwowa uczelnia spod Seulu, podaje, że pierwsi Koreańczycy zamieszkali w Ukrainie już w 1922 r. Jednak ci, którzy pochodzili z rodzin zesłanych do Azji Środkowej, przeprowadzali się głównie z powodu zatrudnienia w rolnictwie na żyznych gruntach Ukrainy. Wśród nich byli m.in. przodkowie Ołeksandra Szyna. Kołchozy Ukrainy, podobnie jak wsie w całej Europie Środkowej i Wschodniej, po II wojnie światowej zmagały się z odpływem chłopów do miast. Potrzebowały więc kogoś, kto ich zastąpi.

Koreańczycy z Azji Środkowej początkowo przyjeżdżali do Ukrainy jako sezonowi robotnicy rolni. Od lat 60. i 70. XX wieku datują się przeprowadzki na stałe – tym razem już dobrowolne – tysięcy koreańskich rodzin na południową Ukrainę. Jak pisał w 2022 r. w tvn24.pl dr Mariusz Marszewski, były pracownik Ośrodka Studiów Wschodnich, wielu Koreańczyków ściągnęli dyrektorzy kołchozów, którzy potrzebowali nie tylko rąk do pracy, ale i specjalistów od nawadniania pól. Tymczasem w Azji Środkowej koreańscy chłopi wyrobili sobie markę fachowców od irygacji, w dodatku pracowitych i… niepijących.

Druga fala emigracji Koreańczyków z Azji Środkowej do Ukrainy miała miejsce po upadku ZSRR.

Oficjalnie w Ukrainie żyje 12,7 tys. osób koreańskiego pochodzenia. To dane z jedynego w historii niepodległej Ukrainy spisu powszechnego, przeprowadzonego w roku 2001. Nowszych, potwierdzonych urzędowo liczb nie ma. Jak już wspomniano, aktualne dane południowokoreańskiego MSZ wskazują z kolei na liczbę 13,5 tys.

Jednak sami przedstawiciele społeczności koreańskiej w Ukrainie szacują, że przed rosyjską inwazją było ich ok. 40-50 tys. Ołeksandr Szyn powiedział PAP, że takie dane co najmniej od dekady rozpowszechniała nieoficjalnie także ambasada Korei Południowej w Kijowie. „Myślę, że pozwolili sobie na własne szacunki, które uwzględniały przybyszów z Azji Środkowej. Wielu Koreańczyków przyjeżdżało na Ukrainę aż do okupacji Krymu, jednocześnie przez lata zachowywali obywatelstwa państw Azji Środkowej, więc nie byli uwzględniani w oficjalnych statystykach dla Ukrainy” – tłumaczył Szyn.

PODCASTY I GALERIE