
„Stolica suwerennego państwa, która wiele lat próbuje przeżyć w warunkach agresji terrorystycznej, stała się celem uderzenia” – napisała przedstawicielka MSZ Rosji w swoim komentarzu.
Wyraziła opinię, że stoją za tym ci, którzy pretendują do moralnego przywództwa na świecie i deklarują swą wyjątkowość. „Trzeba być rzeczywiście wyjątkowym, by w chwili, gdy Syria otrzymała szansę na pokojową przyszłość, ostrzelać jej stolicę” – napisała rzeczniczka MSZ.
Ze swej strony ambasador Rosji w USA Anatolij Antonow, komentując działania koalicji, ostrzegł, że „nie pozostaną one bez odpowiedzi”. W komunikacie opublikowanym w sobotę ocenił, że „najgorsze obawy spełniły się, nasze ostrzeżenia nie zostały usłyszane; realizowany jest wcześniej zaplanowany scenariusz”.
„Znowu nam grożą. Ostrzegaliśmy, że takie działania nie pozostaną bez odpowiedzi. Cała odpowiedzialność spoczywa na nich – na Waszyngtonie, Londynie i Paryżu” – oświadczył ambasador. Dodał również, że „zniewagi pod adresem prezydenta Rosji są niedopuszczalne i nie do zaakceptowania”.
Połączone siły lotnictwa amerykańskiego, brytyjskiego i francuskiego przeprowadziły nad ranem w sobotę serię nalotów w Syrii w ramach akcji odwetowej za użycie broni chemicznej podczas ataku 7 kwietnia w mieście Duma we Wschodniej Gucie, na wschód od Damaszku. O ten atak chemiczny kraje zachodnie oskarżają armię prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Koalicja zbombardowała obiekty w Damaszku i na zachód od miasta Hims.
Prezydent USA Donald Trump, informując o ostrzałach, powiedział m.in., że naloty odwetowe są konsekwencją niedotrzymania przez Rosję danego słowa w sprawie likwidacji broni chemicznej w Syrii. „Nie byłoby ich, gdyby Rosja nie poniosła porażki w swych planach powstrzymania Asada przed sięgnięciem po broń chemiczną” – zaznaczył Trump.