,,Czy (wtorkowa-red.) wizyta Merkel w Dachau jest czymś nadzwyczajnym?” – zastanawia się na wstępie autor komentarza, przypominając, że przecież prezydenci i kanclerze Niemiec od dziesięcioleci przyjeżdżają do miejsc niemieckiej hańby, odwiedzając ofiary masowych zbrodni we Francji, w Polsce oraz byłym ZSRR i prosząc o wybaczenie.
,,Nie można jednak pozbyć się wrażenia, że niemieckim politykom łatwiej przychodzi przyznanie się do historycznej winy i uznanie odpowiedzialności za granicą, niż w Niemczech, w niemieckich miejscach zbrodni” – ocenia we wtorek „SZ”.
Jak podkreśla komentator, przed Merkel w byłym niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau nie był żaden kanclerz, a pierwszym prezydentem Niemiec, który przyjechał do miejsca pamięci, był dopiero w 2010 roku Horst Koehler.
‘’SZ” tłumaczy to zaniedbanie atmosferą panującą przez powojenne dziesięciolecia w Bawarii.
,,Nieformalna koalicja (rządzącej w Bawarii konserwatywnej) CSU i sił ponadpartyjnych – tradycjonalistów i obrońców dobrego imienia małej ojczyzny – sprzeciwiała się przez całe dziesięciolecia identyfikowaniu ich miasta (Dachau) z obozem” – czytamy w „SZ”. Autor dodaje, że nawet premierzy unikali miejsca pamięci w Dachau, ponieważ zajmowanie się przeszłością uważane było w tej partii za „lewicowe”.
Gazeta zwraca uwagę na absurdalny jej zdaniem spór o to, kto jest lepszym mieszkańcem Dachau: ci, którzy stawiają na pierwszym miejscu 1200-letnią tradycję miasta, czy ci, którzy koncentrują się na Dachau jako miejscu, w którym istniał obóz koncentracyjny.
Jak zaznacza „SZ”, spór skończył się, a liberalny burmistrz Dachau jest politykiem, który nie unika przeszłości. „To ważne dla tego miasta, choć zwrot przyszedł późno, za późno” – ocenia komentator.
,,Merkel nadrabia obecnie to, co świadomie lub lekkomyślnie zaniedbali jej poprzednicy” – czytamy w „SZ”. Wizyta kanclerz jest gestem symbolicznym, który nie tylko wyraża szacunek dla ofiar, lecz sygnalizuje też trwającą gotowość do rozliczeń.
Chwaląc Merkel za decyzję o przyjeździe do miejsca pamięci w Dachau, „SZ” krytykuje zorganizowanie wizyty przy okazji wiecu wyborczego w piwnym namiocie podczas festynu ludowego; wybory do Bundestagu odbędą się 22 września.
Wizycie towarzyszy przez to całkowicie niepotrzebny „zapaszek” – namiot piwny i upamiętnienie nie pasują do siebie. Z pewnością pani kanclerz ma wypełniony kalendarz, jednak pomimo to znalezienie czasu na wizytę w KL Dachau przy okazji pobytów w Monachium od objęcia władzy w 2005 roku było z pewnością możliwe – pisze w konkluzji komentator „Sueddeutsche Zeitung”.