• Świat
  • 10 stycznia, 2015 7:01

Małym fiatem z Kairu do Kapsztadu

W październiku Arkady Fiedler, wnuk znanego polskiego dziennikarza i podróżnika Arkadego Fiedlera, w fiacie 126p wyruszył trasą z Kairu do Kapsztadu. To 17 tys. km po wyboistych drogach przez 10 krajów Afryki. Wyprawa trwała trzy miesiące, a niemal wszędzie popularny niegdyś w Polsce "maluch" wzbudzał sensację.

PAP
Małym fiatem z Kairu do Kapsztadu

Fot. PAP / www.podrodze.com

– To dojechało tu z Egiptu? – pytał, pokazując na zielone auto zdziwiony kierowca motocyklowej taksówki na jednej z ulic Kampali. Wokół małego fiata zrobiło się małe zbiegowisko. Na tle innych samochodów stojących w korkach maluch wyglądał niewinnie i osobliwe.

– Mój samochód wszędzie wzbudza sensację – przyznał w rozmowie z PAP wnuk znanego podróżnika i reportażysty. – Widząc go, ludzie zazwyczaj się śmieją i są bardzo życzliwi. Raz dostałem nawet ofertę kupna. Pewien Sudańczyk chciał kupić malucha za tysiąc dolarów. Bywało, że cała wieś pomagała nam wyciągać samochód z błota. Kiedy „kaszlak” nie chce ruszać, chętnych do pchania nigdy nie brakuje.

Pomysł wyprawy zrodził się w głowie Arkadego Fiedlera podczas jednego z korporacyjnych spotkań w Londynie. Był wówczas dyrektorem jednego z kin należących do dużej amerykańskiej sieci. – Patrząc na słupki i statystyki, powiedziałem sobie: Dość. Co ja tu robię? Wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa i opowieści dziadka o Afryce – opowiadał Fiedler, stojąc w stołecznych korkach w Kampali.

– Rzuciłem pracę w korporacji i kupiłem malucha. Mam do tego samochodu sentyment. Pamiętam to uczucie wolności, kiedy podkradałem rodzicom kluczyki i jeździłem po ogrodzie i lasach – wspominał, podczas gdy ugandyjscy kierowcy w dużych terenowych samochodach zdziwieni studiowali mapę Afryki namalowaną na masce fiata.

Zanim Fiedler postanowił przejechać całą Afrykę, objechał fiatem 126p granice Polski. – Bardzo lubię jeździć bocznymi drogami. Maluch jedzie wolno, jest czas, żeby się rozejrzeć, zza otwartej szyby słychać wszystkie dźwięki. Bywa też surrealistycznie. Jadę maluchem przez Saharę, a z gorąca pękają plastiki na desce rozdzielczej. 700 kilometrów przez pustynię, sam ze sobą w maluchu. Wspaniałe uczucie. Bałem się, że silnik wybuchnie, ale maluch nawet nie zakaszlał. W Etiopii było trochę pod górkę, ale „kaszlak” pobił swój rekord, wjeżdżając na 3 500 metrów wysokości – chwalił się.

– Krajobrazy to jedno, ale esencją tej podróży są ludzie. Polityka mnie nie interesuje. Świat został odkryty już dawno temu, teraz można go odkrywać jedynie dla samego siebie. Ja nie czuję się podróżnikiem, jestem turystą i to mi zupełnie nie przeszkadza – wyznał Fiedler.

Arkady długo nie chciał iść w ślady znanego ze swoich podróżniczych książek dziadka. – W szkole wołali nam mnie: O! to wnuczek tego Fiedlera. Źle to znosiłem, więc chodziłem swoimi drogami – wspomina.

Na przekór rodzinie Arkady poszedł na marketing i zarządzanie. – I tak zaczęła się moja dziwna kariera w korporacjach. Dużo pracowałem, nie miałem czasu i czułem się coraz bardziej nieszczęśliwy. Jak już chciałem to zmienić, dostawałem awans lub podwyżkę. I tak przez lata. Złapałem się na tym, że w pewnym momencie zacząłem robić wszystko, by nie dostawać tych awansów. Wypaliłem się. Za czymś tęskniłem, czegoś mi brakowało. Teraz jestem szczęśliwy – uśmiechał się za kierownicą malucha.

– W Polsce nie mogłem znaleźć sponsora, więc wydałem wszystkie oszczędności. Karta kredytowa wykorzystana do maksimum – przyznał. Z powodu skromnego budżetu ekipa spała na kempingach i sama gotowała.

Za Arkadym prowadzącym malucha jechała bowiem ekipa filmowa w składzie: Kuba Dąbrowski, Krzysztof Winter i Albert Wójtowicz. Po zakończeniu wyprawy, która w połowie grudnia dotarła do celu, Przylądka Dobrej Nadziei, ma powstać film o przygodach malucha w Afryce.

Całą trasę i zdjęcia z wyprawy można obejrzeć na jej profilu „Po drodze Afryka” na Facebooku.

PODCASTY I GALERIE