
Alaksandr Łukaszenka, który został przedstawiony jako „białoruski autorytarny przywódca”, powiedział, że jest „absolutnie możliwe”, iż jego wojska pomagały migrantom przedostać się do Polski, ale zaprzecza, że zostali oni zaproszeni na Białoruś.
– Myślę, że jest to absolutnie możliwe. Jesteśmy Słowianami. Mamy serca. Nasi żołnierze wiedzą, że migranci jadą do Niemiec. Może ktoś im pomagał. Nawet nie będę się temu przyglądał – powiedział.
Zaprzeczył jednak, by zapraszał tysiące migrantów na Białoruś, by sprowokować kryzys graniczny.
-Powiedziałem im, że nie zamierzam zatrzymywać migrantów na granicy, przetrzymywać ich na granicy, a jeśli od teraz nadal będą przyjeżdżać, to i tak ich nie zatrzymam, bo oni nie przyjeżdżają do mojego kraju, oni jadą do waszych. To właśnie miałem na myśli. Ale ja ich tu nie zapraszałem. I szczerze mówiąc, nie chcę, żeby jechali przez Białoruś – przekonywał Łukaszenka.
Odpowiedział także na pytanie dotyczące pobicia pokojowych demonstrantów. Nie chciał jednak obejrzeć materiału wideo pokazującego efekty tortur.
– Dobra, dobra, przyznaję, przyznaję. Ludzie byli bici w areszcie na Akreścina. Ale byli też pobici milicjanci, a wy tego nie pokazaliście – dodał.
Masowe zamknięcie, co najmniej 270 organizacji pozarządowych, ocenił jako rozgrywkę w walce z Zachodem.
– Zniszczymy wszystkie szumowiny, które Zachód finansuje. Och, denerwujecie się, że zniszczyliśmy wszystkie wasze struktury! Jakiekolwiek Wasze organizacje pozarządowe, za które płaciliście – zaznaczył.
Na podst. BBC/ PAP