„Kraj, gdzie nie ma wojny”, czyli rosyjska propaganda o ataku na Ukrainę

W rosyjskiej telewizji nie ma wojny na Ukrainie, jest operacja wojskowa, w której nie ma miejsca ataki na cele cywilne. Nasilenie propagandy zależy jednak od medium.

belsat.eu
„Kraj, gdzie nie ma wojny”, czyli rosyjska propaganda o ataku na Ukrainę

Fot. domena publiczna

Twierdzą rosyjskiej propagandy pozostaje telewizja. Zwróciła na to uwagę w poniedziałek dziennikarka Pierwszego Kanału Marina Owsiannikowa, która w czasie programu informacyjnego Wremia pojawiła się w kadrze, trzymając przed sobą dużą płachtę papieru, z napisami: „No war. Przerwijcie wojnę. Nie wierzcie propagandzie. Tu was okłamują. Russians against war”.

Przez lata Marina Owsiannikowa zajmowała się propagandą w rosyjskich mediach. Niemniej jednak głosy niezadowolenia pojawiają się w państwowej telewizji coraz częściej. W ostatnim czasie z moskiewskich kanałów zwolniły się co najmniej 3 osoby. Doskonale zdają sobie one sprawę, jak bardzo to, co mówią na antenie odbiega od rzeczywistości.

Większość jednak pracuje, jak dotąd. Dlatego z rosyjskiej telewizji dowiemy się na przykład, że „Stany Zjednoczone nie mogą pogodzić się z tym, że Rosja daje sobie radę z sankcjami”. Na antenie NTW lektor oświadcza, że Ukraińcy ostrzeliwują cywilne cele w Doniecku, czy Makiejewce. I od razu dla porównania prezentowane są kadry udostępnione przez rosyjskie Ministerstwo Obrony pokazujące precyzyjne ataki na budynki określone jako wojskowe oraz „ciężki sprzęt przeciwnika”.

Później widzowie mogli obejrzeć duży materiał o przyjaźni chińsko-rosyjskiej, a także reportaż z kachowskiej elektrowni wodnej, którą już w pierwszych dniach „wyzwoliły rosyjskie wojska z rąk nacjonalistów”. To właśnie z nimi oraz z siłami zbrojnymi Ukrainy walczą Rosjanie. W wiadomościach nigdy nie pojawia się określenie „Ukraińcy”.

Jak podkreśla NTW, zdobycie elektrowni pozwoliło na zapewnienie dostaw wody dla Krymu. Temat jest o tyle ważny, że dokładnie 8 lat temu, 16 marca, Rosjanie zorganizowali tak zwane „referendum” poświęcone przyszłości półwyspu, w którym jakoby 96 procent mieszkańców Krymu opowiedziało się za jego dołączeniem do Rosji. Wyników nie uznała żadna organizacja międzynarodowa, ani żadne cywilizowane państwo na świecie. O tym jednak widzowie NTW się nie dowiedzą. Za to rosyjska telewizja mówi, że mieszkańcy Krymu mieli w 2014 roku obawiać się nacjonalistów po -tak zwanym- przewrocie w Kijowie, czyli tym, co świat zna, jako rewolucję godności. W rosyjskiej telewizji to nie mundurowi rozstrzeliwali pokojowych demonstrantów, a zupełnie odwrotnie – to ci nie wiadomo z jakich przyczyn zabijali pokojowych funkcjonariuszy Berkutu. Czasem jednak propaganda się gubi we własnych kłamstwach. Reporter mówi, że teraz półwysep przyjmuje uchodźców z Ukrainy i pokazana jest starsza para z Doniecka, czyli -z punktu widzenia Moskwy- stolicy Donieckiej Republiki Ludowej.

Generalnie życie w Rosji, przynajmniej według NTW, byłoby idealne, gdyby nie wiadomości ekonomiczne. Tutaj wyraźnie siada atmosfera nawet po informacji, że bez cła będzie można sprowadzać do Rosji towary o wartości do 1000 euro, czyli 5 razy większej niż dotychczas. Jednak prowadząca ma pytanie do dziennikarza gospodarczego: a jak płacić za zakupy w internecie bo przecież nie działają karty Visa i Mastercard, ten odpowiada, że może chodzi o kartę Mir, ale mało kto ją uznaje. Dalej jest już coraz gorzej, spadają ceny ropy, spada wartość rosyjskiego Google’a czyli Yandeksu.

W gospodarce jest źle, ale za to rosyjskie imperium się odradza. Zaraz bowiem po krótkim bloku ekonomicznym jest informacja o działaniach rosyjskiej armii w obwodzie kijowskim, gdzie żołnierze nie tylko zapewniają bezpieczeństwo, ale też rozdają pomoc humanitarną, a na posterunkach dyżuruje lekarz, który jest gotowy pomóc każdemu chętnemu. Ale wojskowi przyznają, że trudno liczyć na lojalność miejscowych, którzy w dzień mogą brać pomoc, a wieczorem do nich strzelać. Pod koniec krótka informacja o „bohaterach”, którzy zginęli w walce. Dumne zdjęcie i opis. Przed śmiercią zdążyli zlikwidować całe oddziały nacjonalistów i zniszczyć ich sprzęt wojskowy.

Mniej więcej w podobny sposób wyglądają wiadomości w innych kanałach. W telewizji Rossija, czy w Pierwszym Kanale mają one jeszcze bardziej propagandową wymowę. Tam, jeśli już wspomina się o jakichś kłopotach gospodarczych, to jedynie w kontekście rozwiązania problemu przez władze.

Jednak propagandową bronią największego kalibru są polityczne talk show. To tutaj można usłyszeć stałych „ekspertów”, którzy na przykład komentują słowa Władimira Putina, który zapewniał, że „operacja specjalna” przebiega zgodnie z planem, a Moskwa miała prawo do interwencji. Z Pierwszego Kanału można się było dowiedzieć o tym, że oczywiście prezydent ma rację ponieważ Rosja broni nie tylko siebie, ale też praw człowieka i wolności na całym świecie. Zachód chciał podporządkować sobie Moskwę, a ona nie chciała się na to zgodzić, dlatego postanowił ją zniszczyć. Takie stwierdzenie jest doskonałą projekcją tego, co Rosja w rzeczywistości robi z Ukrainą.

Białoruska telewizja. Wojna gdzieś obok

Białoruskie wojsko nie bierze bezpośredniego udziału w rosyjskiej „operacji wojskowej”. Za to rosyjskie ataki na Ukrainę odbywają się z jego terytorium. Tam też wywożona jest część zabitych żołnierzy. Także z Białorusi zabezpieczane są dostawy paliwa, czy żywności dla rosyjskiej armii. O tym oczywiście nie ma mowy w mińskich mediach. Wojna dla nich odbywa się, jakby obok.

Kanał ONT informuje o ostrzałach Kijowa, czy Zaporoża, nie ma jednak ani słowa o tym, kto atakuje cywilne cele poza ostrzałami Doniecka, za które oczywiście według Moskwy i Mińska odpowiada Ukraina. Wiadomości z tego kraju to tylko niewielka część bloków informacyjnych. Są też wiadomości o tym, jak na Łotwie gloryfikowany jest nazizm i jak Białoruś walczy z faszyzmem i szykuje proces nad nazistowskimi zbrodniarzami, prawdopodobnie chodzi tu o antykomunistyczne podziemie, czyli także AK. Powtarzane są też fałszywe informacje płynące z Rosji o 30 tajnych laboratoriach biologicznych Pentagonu, które istniały na Ukrainie.

Za to kanał Biełarus 1 niemal w ogóle nie informuje o wojnie, a jedynie o tym, że Służba Bezpieczeństwa Ukrainy namawia białoruskich wojskowych do dezercji, w przypadku przekroczenia granicy z tym państwem, a przecież -jak przekonuje prowadzący- to „bzdura”. Co ciekawe, nie mówi wyraźnie, że białoruska armia nie bierze udziału w operacji w Ukrainie, podkreśla jedynie, że trzeba czytać tylko oficjalne informacje.

Propaganda light, czyli radio i internet

W porównaniu z telewizją, w innych mediach propaganda jest trochę delikatniejsza. Muzyczne Russkoje Radio, jedne z najpopularniejszych rosyjskich stacji radiowych transluje informacje, które mają uspokajać. W gospodarce nie jest źle, nie ma wzrostu bezrobocia, choć władze się do niego przygotowują ponieważ zagraniczne firmy, które zawiesiły swoją działalność w Rosji zatrudniały około 200 tysięcy osób. Co więcej, pojawił się popyt na wykształconych pracowników ponieważ duża ich część uciekła za granicę.

O ile na antenie trudno mówić o bardzo patriotycznej atmosferze, o tyle na stronie internetowej od razu wyświetlają się informacje o koncertach „My za pokój” i „Jestem dumny, że jestem Rosjaninem”.

Zdjęcia z pierwszego uświetnia kremlowska swastyka, czyli łacińska litera Z. W czasie drugiego artyści mieli nie tylko wyrażać poparcie dla polityki prezydenta Władimira Putina, ale też życzyć szczęścia mieszkańcom samozwańczych republik donieckiej i ługańskiej.

Trzeba jednak przyznać, że Russkoje Radio jest mało upolitycznione. Rozdział Wiadomości na stronie pełen jest raczej informacji o gwiazdkach estrady. Za to na przykład inna popularna stacja, Awtoradio, ma już na swoim portalu pełny zestaw rosyjskiej propagandy: wypowiedzi ministra spraw zagranicznych Rosji Siergieja Ławrowa i zapewnienia o tym, że Chiny pomogą Rosji, choć są też informacje o zamykaniu fabryk opon należących do zachodnich firm. Ale wszystko to odbywa się bez kontekstu. To znaczy te działania są podejmowane nie wiadomo, dlaczego. Nie jest podawana ich przyczyna, czyli rosyjska agresja. Wygląda to tak, jakby Zachód nagle uwziął się na Rosję i postanowił ją zniszczyć gospodarczo.

To co w Awtoradio mamy na stronie, w państwowej stacji Radio Majak można usłyszeć na antenie. Jest zatem dosłownie 2-minutowa wypowiedź szefa rosyjskiego MSZ, raport o sukcesach armii samozwańczych republik, a także informacja o „ponownym” ostrzale ich terytorium przez ukraińskie wojska za pomocą rakiety Toczka U. Przypomnę, że jak ustalili dziennikarze śledczy, rakieta Toczka U, która miała według Moskwy zostać wystrzelona w poniedziałek przez armię Ukrainy, a jej celem był Donieck, tak naprawdę przyleciała ze strony terytoriów kontrolowanych przez Rosję. Tradycyjnie też na miejscu, gdzie spadła rakieta, jako pierwsi pojawili się nie strażacy, czy służby mundurowe, a rosyjscy dziennikarze. Tego oczywiście słuchacze Radia Majak się z anteny nie dowiedzą.

Wśród portali internetowych największą propagandę prowadzi chyba Komsomolska Prawda. Dziennik publikuje na przykład rozmowę z byłym dowódcą rosyjskich wojsk lądowych generałem Władimirem Czyrkinem. Rozmowę prowadzą „specjalni korespondenci wojenni” pułkownicy Wiktor Baraniec i Michaił Timoszenko. Wojskowy przyznaje, że spodziewał się, że operacja będzie przebiegała szybciej. Podkreśla, że Rosjanie nie docenili wroga. I tutaj przedstawia dogłębną analizę przyczyn.

– Przez ostatnie 8 lat na Ukrainie rządził, tak naprawdę, reżim nazistowski. Ludność została mocno obrobiona ideologią neofaszystowską. Wyrosło całe pokolenie, które nienawidzi Rosji.

Korespondent wojenny dziennika Aleksander Koc, który wraz z armią rosyjską atakuje Kijów tytułuje swój artykuł: „Walki pod Kijowem odbywają się tam, gdzie w 1943 roku wyzwalano miasto od faszystów”. Taka jest właśnie oficjalna ideologia: współczesna Rosja, jak ZSRR, walczy z nazizmem i faszyzmem. Tego rodzaju retoryka bardzo dobrze trafia nie tylko do starszego pokolenia, ale też do młodszego przez lata bombardowanego propagandą o zwycięstwie w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, czyli tym okresie II wojny światowej, w którym rzeczywiście Związek Radziecki walczył z III Rzeszą. Grunt dla takiej interpretacji wojny z Ukrainą przygotowały filmy, książki, parady na Dzień Zwycięstwa 9 maja i oczywiście szkolna edukacja. Choć nie ma wątpliwości, że wśród młodzieży jest najmniej osób popierających rosyjską inwazję.

Alaksander Koc pisze zatem o tym, że „dziś armia Ukrainy i bojówkarze z nacbatalionów siedzą na tych pozycjach, co faszyści 79 lat temu”. Nagrywa filmy opisujące sukcesy okupantów.

Mówi też, jak wygłodniali emeryci z wiosek na północ od Kijowa dziękują rosyjskim żołnierzom za reklamówkę z makaronem i kaszą gryczaną, a armia nie atakuje w ogóle obiektów cywilnych. „Dziennikarz” chętnie też fotografuje zabitych ukraińskich żołnierzy.

Jego artykuły sąsiadują z tymi dotyczącymi na przykład sankcji. Niestety mimo że autorka jednego z nich, poświęconego rolnictwu stara się zacząć optymistycznie, mówiąc o coraz mniejszej zależności Rosji od importu, to jednak później wymieniane są problemy, które mogą się pojawić w związku z nowymi ograniczeniami w handlu: brak nasion, kłopoty ze sprzętem rolniczym, czy możliwe problemy z opakowaniami.

W porównaniu z Komsomolską Prawdą, Moskowski Komsomolec sprawia wrażenie całkiem obiektywnego medium. Dużo jest artykułów o negatywnych zjawiskach w Rosji, na przykład, kanibalizmie w branży lotniczej – w związku z sankcjami części zamienne z jednych samolotów będą przekładane, w razie potrzeby, do drugiego. Dziennik pisze też o problemach związanych z eksportem ropy. Można też znaleźć artykuł o tym, że z państwowej telewizji zniknęły najpopularniejsze programy rozrywkowe.

– Widzowie spotkali się z deja vu z czasów sprzed pierestrojki. Z ekranu jakby grożą palcem, przy czym od rana do wieczora – czytamy.

Dziennik poleca też wycieczki do Abchazji, Armenii i na Białoruś. Z egzotycznych może to być na przykład Iran. Zachwytu nad sukcesami armii rosyjskiej niemal brak. Podobnie, jak w popularnych portalach Rambler, czy Yandex.

O problemach gospodarczych pisze też bardzo dużo ekonomiczny dziennik Kommiersant. Gazeta publikuje nawet zdjęcia zburzonych domów, uchodźców, zabitych w czasie „wojennej operacji”. Są one jednak pozbawione opisu. Tak jakby redakcja chciała uniknąć wskazywania winnych. Z kolei strona, gdzie są wiadomości poświęcone „operacji wojskowej na Ukrainie” składa się właściwie z samych informacji dotyczących sankcji wobec Rosji i ich efektów, na przykład, zwalniania się z zarządów państwowych spółek osób, które są na listach sankcyjnych.

Podsumowując, Rosjanie ze swoich oficjalnych mediów dowiadują się jedynie o tym, że na Ukrainie odbywa się „specjalna operacja wojskowa”. Jej zasięg nie jest szeroki terytorialnie, a bardzo ograniczony, właściwie tylko do Zagłębia Donieckiego, południa kraju oraz okolic Kijowa. Nie ma w ogóle informacji o działaniach w Charkowie i w obwodach charkowskim i sumskim, czy wysuniętych atakach na Łuck i Równe. Prawdopodobnie jest to związane z brakiem jakichkolwiek sukcesów najeźdźców w tych regionach. Chyba że za sukces uznać niszczenie bloków, kamienic i zabijanie cywilów. Nie ma także mowy o protestach ludności w okupowanych miastach na południu kraju. Jeśli już, to mieszkańcy zajętych terytoriów przyjmują pomoc humanitarną od rosyjskiego wojska i niemrawo wyrażają wdzięczność za -tak zwane- wyzwolenie. Stosunkowo dużo jest za to informacji o problemach gospodarczych, które pojawiły się w Rosji. Ale jest to wina Zachodu, który stara się ukarać ten kraj za to, że broni on, na czele z Władimirem Putinem, własnych interesów. Na razie zatem rosyjskie media państwowe budują obraz oblężonej twierdzy. Kreml robi wszystko, aby ograniczyć dostęp do obiektywnej informacji, ale zapewne z czasem Rosjanie znajdą metody obejścia ograniczeń.

Źródło: Piotr Pogorzelski/ belsat.eu

PODCASTY I GALERIE