
Propagandyści Łukaszenki uznali, że należy pokazać społeczeństwu białoruskiemu, iż władze obesrwują i kontrolują „przestępców” popierających „zgniłą i pozbawioną ducha” Europę Zachodnią, a jednocześnie patriotycznie walczą o lokalną produkcję.
Tym razem kampanię prowadzą władze Mińska. Według białoruskiego portalu sb.by przewodniczący mińskiego komitetu wykonawczego Władimir Kuhariew stwierdził, że lokalne sieci handlowe powinny zweryfikować swoją politykę i w pierwszej kolejności oferować kupującym towary wyprodukowane na Białorusi zamiast towarów sprowadzanych z krajów Europy Zachodniej.
„Wiele krajów, w tym Ukraina, Polska i Litwa nałożyło na nas sankcje, ale ich towary, takie jak słodycze, herbata, ciastka, znajdują się na najlepszych półkach. A produkty lokalne trzeba szukać po tych półkach. W rezultacie dokładnie wyjaśniliśmy sieciom sklepów – albo zmienicie sytuację, albo podejmiemy działania ”- mówi mediom białoruskim W. Kuhariew.
Podobne działania proponuje podjąć i przez inne miasta. Według niezależnych mediów białoruskich oznacza to, że nie jest autorem tego pomysłu, ale został mu „zrzucony” z góry.
Fakt, że Kuharev wspomina Litwę, Polskę i Ukrainę, rodzi kilka innych pytań, bo nie wspomniano o innych krajach, które nałożyły sankcje na Białoruś. Na przykład USA, Kanada, Wielka Brytania i UE jako całość nie pojawiły się w przemówieniu urzędnika, jakby dając sklepom wskazówkę, że handel powinien tylko osłabiać pozycję towarów producentów z sąsiednich krajów, które obecnie są najbardziej skonfliktowane z Białorusią.