
Tydzień wcześniej w Gliwicach gra toczyła się w strugach ulewnego deszczu i na grząskiej murawie. W Esbjerg padało solidnie w czwartkowe przedpołudnie, potem zaświeciło słońce.
Od początku spotkania gospodarze ruszyli do szturmu i szybko rozgrzali Krzysztofa Kamińskiego. Polacy nie pozostali bierni. Formę bramkarza fB przetestował Jakub Kowalski, a potem po strzale Marka Zieńczuka piłkę ręką zagrał Michael Jakobsen i sędzia zarządził rzut karny. Pewnie wykorzystał go Filip Starzyński, przy akompaniamencie ogłuszających gwizdów miejscowych kibiców.
Strata gola nie załamała Duńczyków. Atakowali, zepchnęli rywali do obrony i wyrównali. Zza pola karnego uderzył Casper Nielsen, a rykoszet zmylił chorzowskiego bramkarza. Gospodarze mogli do przerwy prowadzić, gdyby Mick van Buren, w sytuacji sam na sam, nie trafił w słupek.
W ostatnich 20 minutach zawodnicy Ruchu zaprezentowali „obronę Częstochowy”, dowodzoną przez Kamińskiego. W 85. minucie, ku radości kibiców gospodarzy, Pusic zrehabilitował się za wcześniejsze pudło i z bliska głową wpakował piłkę do siatki.
W doliczonych pięciu minutach goście poszli do przodu i po rzucie rożnym w ostatniej akcji meczu wyrównali. Gola na wagę awansu zdobył głową Łukasz Surma. 6500 kibiców fB zamarło. Słychać było tylko chorzowian.