
Polak z Wileńszczyzny wystartował wspólnie z zawodnikami Mazovii 24 H. ,,Od samego początku bicia rekordu były narzucone trudne warunki przez naturę. Upał oraz duszność były trudne do zniesienia, zaś silny wiatr skutecznie utrudniał jazdę zawodnikom. Przy biciu rekordu zabronione jest korzystanie z jazdy na wachlarzu (za zawodnikami), więc Valerjan musiał samodzielnie torować sobie ścieżkę, często tworząc osłonę dla innych zawodników” – na stronie sportowca poinformowała jego siostra Edita Romanovska-Čepėnienė.
Według relacji Romanovskiej-Čepėnienė po 17 godzinie rozpętała się wichura, której towarzyszyły pioruny, a wiatr wywracał na trasie drzewa. ,,Po dotarciu do strefy obsługi zawodników okazało się, że miasteczko namiotowe przestało istnieć (…). Pomimo wichury czytniki na trasie nadal działały, a było to najistotniejsze, ponieważ rejestrowały dystans do pobicia rekordu” – tłumaczy siostra Romanovskiego oraz dodaje, że organizator przerwał zawody, sportowiec natomiast postanowił kontynuować bicie rekordu, gdyż miał za sobą już 145 km (rekord wynosi 260 km).
,,Po odszukaniu kilka batonów energetycznych w stosie zgniecionych namiotów, na swoją odpowiedzialność samotnie wyruszył na następną rundę niesiony przez wichurę, sądząc, że wichura ustanie. Po wichurze spadła ulewa, która zniweczyła wszystkie starania, deszcz rozmył trasę (…). Po 2 godzinach organizator wyścigu wznowił zawody, Valerjan podjął decyzję zaprzestania tej nierównej walki, według wytycznych Guinnessa nie wolno zatrzymać czasu bicia rekordu, w odróżnieniu od czasu w wyścigu Mazovii 24” – poinformowała Romanovska-Čepėnienė.
Obecnie Rekord Guinnessa w ciągłej jeździe na rowerze górskim (przez 12 godz.) należy do Amerykanina Mike Unklesbay i wynosi – 260 km.