
Z każdym dniem, z powodu przeważnie awarii sprzętu, maleje liczba uczestników najtrudniejszej na świecie imprezy terenowej. Z grona 45 quadowców, którzy 4 stycznia wystartowali w Buenos Aires, pozostało już tylko 22. W poniedziałek mieli pierwotnie do pokonania ponad 800 km, w tym planowany odcinek specjalny długości 784 km. Jednak obfite w weekend opady deszczu sprawiły, że słynna solna pustynia była grzęzawiskiem.
„W niedzielę pioruny waliły 200 metrów ode mnie. Do tego wezbrane rzeki, burze, gradobicie. Makabra!” – mówił zmaltretowany Sonik, który na skróconej w poniedziałek do 416 km trasie uzyskał ósmy czas. Zwycięzcą etapu został Argentyńczyk Jeremias Gonzalez Ferioli (3:43.35). Drugi był Casale ze stratą blisko ośmiu minut.
Z trudnymi warunkami bardzo dobrze radzi sobie Daniel Domaszewski, który po szóstym miejscu na etapie awansował na dziewiąte w klasyfikacji generalnej. Jego ojciec urodził się w Polsce, a matka w Wielkiej Brytanii. Do Argentyny rodzina wyemigrowała w 1949 roku.
„Ja urodziłem się w Buenos Aires, ale od 1996 roku mieszkam w Miami na Florydzie. Polskę odwiedziłem raz, w 2010 roku razem z grupą znajomych” – wspomniał Domaszewski.
W gronie motocyklistów Jakub Przygoński awansował na 16. miejsce. Awaria elektroniki wykluczyła z rywalizacji na trasie z Uyuni do Iquique mistrza świata juniorów w cross-country Jakuba Piątka. Liderem został Hiszpan Marc Coma.
W poniedziałek dzień wolny od ścigania mieli kierowcy samochodów i ciężarówek. Tego dnia wszyscy uczestnicy rajdu opuścili Boliwię i są w Chile, gdzie odbędzie się jeszcze jeden etap. W środę zawodnicy powrócą do Argentyny. Zakończenie rywalizacji w sobotę w Buenos Aires.