
Jeżeli ktoś się spodziewał, że lider z wiceliderem piłkarskiej ekstraklasy stworzą na Stadionie Wrocław wielkie widowisko, musiał po pierwszej pół godzinie być mocno rozczarowany. Oba zespoły starały się grać ofensywnie, atakować, ale na boisku więcej było kopania po nogach niż składnych akcji.
Tę dopiero w 30. minucie przeprowadził Śląsk. Po dośrodkowaniu z prawej strony piłka trafiła pod nogi Roberta Picha, który huknął jak z armaty, ale Dusan Kuciak zdołał instynktownie odbić piłkę. Ta spadła pod nogi Flavio Paixao, lecz Portugalczyk z kilku metrów nie tylko nie trafił w bramkę, ale nawet w piłkę.
Później na boisku działo się to, co wcześniej. Więcej na połowie gości, ale sytuacji bramkowych brakowało. I kiedy wydawało się, że tak będzie do końca pierwszej połowy, Michał Żyro trafił do siatki. Zaczęło się od straty piłki przez Śląsk. Legia szybko wyprowadziła atak i w zamieszaniu w polu karnym najprzytomniej zachował się skrzydłowy gości.
Druga połowa zaczęła się od ataków gospodarzy. Najpierw minimalnie strzałem głową chybił Marco Paixao, a chwilę później jego wyczyn uderzeniem zza pola karnego powtórzył Peter Grajciar. Jeszcze lepszą sytuację miał Tomasz Hołota, ale najwyraźniej nie wiedział, czy ma podawać, czy strzelać, a kiedy podjął już decyzję, Kuciak zdołał wyłapać zagrywaną piłkę.
Oblężenie bramki Legii trwało do 57. min. Wówczas w środku pola Hołota sfaulował Ivicę Vrdoliaka. Sędzia Adam Lyczmański nie wahał się ani chwili i pokazał zawodnikowi Śląska żółtą kartkę. A ponieważ było to drugie upomnienie dla defensywnego pomocnika w tym spotkaniu, musiał opuścić boisko.
Ciekawie zapowiadająca się druga połowa od tego momentu wyraźnie straciła na tempie. Legia starała się jak najdłużej utrzymywać piłkę i szukała luk w defensywie, Śląsk zagęszczał pole gry i kontratakował. Ponieważ obu ekipom lepiej wychodziła destrukcja niż atakowanie, pod bramkami niewiele się działo.
Zaczęło się dziać dopiero w samej końcówce, a sygnałem była czerwona kartka dla Vrdoljaka. Siły się wyrównały i Śląsk rzucił się do szturmu. I dwie minuty po tym, jak kapitan gości opuścił boisko było już 1:1. Marco Paixao wykorzystał błąd rywali i nie dał szans Kuciakowi. Mimo iż wrocławianie nacierali do ostatnich sekund, drugiego gola już nie zdobyli.