Lietuvos rytas inicjatywę przejął już w pierwszych sekundach spotkania. Gospodarzom udało się odskoczyć rywalom 12:4 i zakończyć pierwszą kwartę z dwucyfrowym prowadzeniem (24:12). Podopieczni Virginijus Šeškusa nie zamierzali spocząć na laurach – po krótkiej przerwie kontynuowali efektowną grę, a ich przewaga wyrosła do osiemnastu punktów (52:34).
Koszykarze Turowa w szatni otrzymali poważne lanie od Miodraga Rajkovica, ale miało to tylko krótkotrwały skutek. Goście zdołali zmniejszyć różnicę do 13 „oczek”, jednak wtedy piąty bieg włączył Krzysztof Ławrynowicz, który był skuteczny zarówno pod koszem, jak i z dystansu. Znakomicie asystował mu Gecevičius: Martynas zaliczał asystę po asyście (koszykarz zanotował double-double – 16 punktów i 10 asyst), a Krzysztof – rzut za rzutem. Pod koniec meczu Turów nabrał rozpędu, ale było już za późno i brązowi medaliści LKL cieszyli się z wygranej – 98:86.
Po meczu najskuteczniejszy zawodnik wieczoru nie krył zadowolenia i, jak zwykle, emanował poczuciem humoru.
„Żartem mówiąc, chciałem tak się wykazać, bo grałem przeciwko swoich. A jeśli poważnie, to byliśmy znakomicie przygotowani, dobrze nastawieni i to właśnie mogliście zobaczyć na boisku. Rozumiemy, że w swojej arenie musimy wygrywać wszystkie mecze i to jak największą ilością punktów. To staramy się robić” – zauważył mający polskie pochodzenie koszykarz.
Z przebiegu spotkania cieszył się również szkoleniowiec Lietuvos rytasu, Virginijus Šeškus. Stołeczną ekipę uzupełniają gracze z kadry narodowej, a to otwiera przed nią szersze horyzonty i większe możliwości na parkiecie.
„Powinniśmy się cieszyć z meczu, może oprócz ostatnich sekund. Byliśmy przygotowani na grę ich atakujących i zasłużyliśmy na zwycięstwo. Mogę tylko pochwalić chłopaków. Chciałbym wyróżnić Ławrynowicza i Kavaliauskasa. Dzięki nim, możemy stosować różne taktyki i w taki sposób narobić rywalom sporo kłopotów” – zaznaczył trener.
Šeškus odniósł się również do nowych zakupów klubu.
„Im większym profesjonalistą jest koszykarz, tym lżej jest z nim pracować. Jasaitis i Ławrynowicz w swojej karierze widzieli dużo trenerów, ale takiego jak jak nie spotykali (śmieje się). Miewamy wybuchy emocji, ale na dłuższą metę złości nie ma – wszystkie spory gasną po 5 sekundach. Jestem emocjonalny, dlatego też czasem podniosę głos, ale taką mamy robotę. Nie dzielę zawodników i każdy z nich ‚otrzymuje’ tyle, na ile zasłużył. No może Ławrynowicz mniej, a Billy Baron więcej” – żartował szkoleniowiec.
Pochwał wileńskiej ekipie nie szczędził Miodrag Rajkovic, stojący u steru mistrzów Polski. Serb śmiało nazywa Rytas ekipą poziomu Euroligi i dziwił się, dlaczego nad stołecznym zespołem krążą ciemne chmury.
„Gratuluję wilnianom zwycięstwa. W pierwszym etapie grali wspaniale i kontynuują to teraz. Ciężko jest wygrać w Wilnie z 10 graczami, z których dwóch jest kontuzjowanych. Wynik jest odpowiedni i myślę, że w przyszłości zagramy lepiej. Lietuvos rytas niczym nas nie zaskoczył. Są drużyną na miarę Euroligi. Nikt zbyt dobrze o nich nie mówi, ale mają silny skład, wspaniałego trenera i dobrą strategię. Chociaż nikt nie wierzy w to, że Rytas sięgnie po Puchar Europy, to myślę, iż są w stanie to osiągnąć, ponieważ nie odczuwają żadnej presji” – podsumował Rajkovic.
Lietuvos rytas: Krzysztof Ławrynowicz 22, Martynas Gecevičius 16 (10 asyst), Antanas Kavaliauskas 13, Gediminas Orelik 12, Adas Juškevičius 11, Billy Baron 10.
Turów: Michał Chyliński 23, Damian Kulig 21, Mardy Collins 20 (11 zbiórek, 9 asyst), Nemanja Jaramaz 7, Vlad Moldoveanu 7.