Premier League: Rozczarowanie w angielskim klasyku. Starcie Liverpoolu i Manchesteru United na remis

Angielski klasyk nie porwał fanów zgromadzonych przy Anfield Road. Liverpool, mimo że był bliżej zwycięstwa, bezbramkowo zremisował z Manchesterem United.

polskieradio.pl

Fot. PAP/EPA

Mecze pomiędzy Liverpoolem i Manchesterm United to ogromny bagaż historii, dziesiątki lat rywalizacji na najwyższym poziomie, dawne zaszłości i kwestie sporne, które wyjaśnia się nie tylko na boisku, bo te starcia wykraczają daleko poza nie.

Oba kluby mają ogromne ambicje i apetyty na sukcesy, jednak w ostatnich latach los nie obchodził się z nimi łaskawie. Coś, co dla mniej utytułowanych zespołów jest sukcesem, na Anfield Road czy Old Trafford rozpatruje się w kategoriach porażki i zawsze trzeba brać to pod uwagę.

Zarówno Juergen Klopp, jak i Jose Mourinho nie mają wielkiego pola manewru i przestrzeni do kalkulacji – właściwie każdy mecz w Premier League toczy się tylko o 3 punkty. O „The Reds” mówi się, że pod wodzą niemieckiego szkoleniowca poczynili ogromny postęp i to może być ich sezon. Grają z wyjątkową ambicją, agresywnie, z zaangażowaniem i w sposób widowiskowy. „Czerwone Diabły” nie przypominają jeszcze drużyn Portugalczyka, wyrachowanych, potrafiących bezlitośnie punktować rywali. Każde potknięcie skutkuje pisaniem o dołku czy nawet kryzysie, ale dystans do ligowej czołówki wciąż jest niewielki.

Poniedziałkowy mecz miał momenty bardzo intensywne, ale także przestoje, które budziły rozdrażnienie kibiców. Przewagę w posiadaniu piłki mieli gospodarze, którzy prowadzili grę, ale mieli problemy z tym, by przedrzeć się przez dobrze grającą defensywę z Manchesteru. Kiedy dochodzili do strzału, na wysokości zadania stawał David de Gea. Hiszpan po raz kolejny udowodnił, że potrafi ratować punkty swojej drużynie.

Kontry gości także stały pod znakiem nieskuteczności, brakowało czystych okazji do strzelenia bramki, ofensywa prezentowała się rozczarowująco. W drugiej połowie piłkarze Mourinho skupiali się na defensywie, grali schowani za podwójną gardą i wiedzieli, że każde odkrycie się może skutkować zabójczą kontrą.

Do klasyka, który rozgrzewałby tłumy, zabrakło wiele, ale na pewno stroną bardziej zadowoloną z takiego rezultatu będą „Czerwone Diabły”. Bohaterem spotkania został David de Gea, dzięki któremu goście uratowali cenny punkt na bardzo trudnym terenie.

Zobacz Więcej
Zobacz Więcej