Tego jeszcze w historii NBA nie było, żeby dwa inauguracyjne mecze rywalizacji o mistrzowskie pierścienie kończyły się w doliczonym czasie gry. Niedzielne spotkanie było jeszcze bardziej dramatyczne od pierwszego, wygranego przez Warriors 108:100.
Tak jak w czwartek, Cavaliers mogli go wygrać w regulaminowych 48 minutach, ale ich najlepszy zawodnik LeBron James nie trafił do kosza w ostatniej akcji meczu przy stanie 87:87, a dobitka Tristana Thompsona też była niecelna.
W dramatycznej i nerwowej dogrywce goście prowadzili 92:87 po pierwszych akcjach, ale potem nie ustrzegli się błędów. Rywale zdobyli sześć punktów z rzędu i po rzutach osobistych Stephena Curry’ego na 29,5 sekundy przed syreną wyszli na pierwsze prowadzenie po przerwie.
Korzystny wynik 94:93, także z linii, przywrócił drużynie z Cleveland australijski rozgrywający Matthew Dellavedova na 10 sekund przed końcem, a rezultat ustalił James, trafiając jeden wolny. Gospodarze mieli 4,4 sekundy na odpowiedź, ale stracili piłkę.
Cavaliers odnieśli pierwsze zwycięstwo w finale w historii klubu (w 2007 roku przegrali rywalizację o tytuł z San Antonio Spurs 0-4).
Bohaterem wieczoru był James, który uzyskał swoje piąte triple-double w finale NBA – zdobył dla gości 39 punkty, miał 16 zbirek i 11 asyst. Wspierali go środkowy Timofiej Mozgow, pierwszy Rosjanin walczący o mistrzowski pierścień – 17 i 11 zbirek oraz J.R. Smith – 13. Pod tablicami skutecznie walczył Tristan Thompson – 14 zbirek.
Najwięcej punktów dla gospodarzy uzyskał Klay Thompson – 34. Najlepszy strzelec zespołu i MVP sezonu zasadniczego Curry miał słabszy dzień – zdobył 19 pkt, trafiając zaledwie pięć z 23 rzutów z gry, w tym dwa z 15 za trzy punkty. Harrison Barnes dodał 11, a Draymond Green – 10 pkt.
„Gdy gramy w obronie tak jak dzisiaj, dajemy sobie szanse pokonania każdej drużyny na świecie” – powiedział lider zwycięzców James.
Kolejne dwa finałowe spotkanie Warriors z Cavaliers odbędą się we wtorek i czwartek w Cleveland.