
Broniący tytułu Warriors grali z Clippers już po raz drugi w obecnych rozgrywkach. 3 listopada wygrali u siebie 112:108 i też musieli odrabiać straty.
Czwartkowe spotkanie koszykarze z „Miasta Aniołów” zaczęli od mocnego uderzenia. Po pierwszej kwarcie prowadzili 41:25, a w pewnym momencie drugiej 55:32. Wychodziło im niemal wszystko, a prym wiedli Chris Paul i Blake Griffin. W połowie meczu mieli na koncie odpowiednio 23 i 18 punktów.
„Wojownicy” mozolnie zmniejszali różnicę. Na początku czwartej części wynosiła ona zaledwie jeden punkt, ale kiedy na pięć minut przed końcem meczu znów przegrywali dziesięcioma (102:112), wydawało się, że drugi raz spod gilotyny nie uciekną. Jednak gra Clippers kompletnie się zacięła. Od tego momentu trafili już tylko dwa rzuty.
Goście takich problemów nie mieli. W kluczowym momencie byli praktycznie bezbłędni, a kiedy przydarzył im się jeden niecelny rzut, odzyskali piłkę zbiórką w ataku. Stephen Curry zdobył aż 40 pkt. Najbardziej wartościowy zawodnik (MVP) poprzedniego sezonu miał także 11 zbiórek.
„To co wyczyniali w czwartej kwarcie było czystym szaleństwem. Są po prostu lepszą drużyną. Staramy się osiągnąć taki sam poziom” – powiedział Griffin. Paul i Griffin ostatecznie zakończyli mecz z dorobkiem 35 i 27 pkt.
Warriors są coraz bliżej najlepszego startu w historii ligi. Zespoły Washington Capitols w sezonie 1948/49 i Houston Rockets w 1993/94 wygrały pierwsze 15 spotkań. Na 14 zwycięstwach zatrzymały się drużyny Boston Celtics (1957/58) i Dallas Mavericks (2002/03).
„Za taką serię nikt nie wręcza pucharu, ale to na pewno dobry sposób na rozpoczęcie drogi do obrony tytułu. Staramy się tym cieszyć” – przyznał Curry.