Końcówka spotkania w United Center była bardzo emocjonująca. Jimmy Butller – na 33 s przed ostatnią syreną – zapewnił gospodarzom prowadzenie 94:93. W kolejnej akcji, po wejściu pod kosz, spudłował LeBron James i sfaulował Taja Gibsona, który wykorzystał dwa rzuty wolne i powiększył przewagę miejscowych do trzech punktów. Gdy tablica wyników wskazywała 10,8 s do końca regulaminowego czasu gry „trójką” straty odrobił J.R. Smith.
Ostatnie słowo należało jednak do gospodarzy i ich gwiazdy numer jeden – po wznowieniu na połowie boiska Rose minął jednego z rywali i z odchylenia z ośmiu metrów trafił do kosza. 99:96. Był to jego jedyny celny rzut za trzy punkty w tym pojedynku. Wcześniej dwie próby były niecelne.
„Jestem przede wszystkim wdzięczny kolegom, że zaufali mi w tej ostatniej akcji. Gdy rzucałem, praktycznie nie widziałem kosza. Poprowadził mnie instynkt” – powiedział po meczu Rose, który zgromadził 30 pkt i miał po siedem zbiórek oraz asyst.
Według statystyków stacji ESPN, Rose jest pierwszym koszykarzem „Byków”, który oddał zwycięski rzut w ostatnich 10 s spotkania play off, od akcji, w której Michael Jordan zwiódł Bryona Russella z Utah Jazz w szóstym starciu finału NBA w 1998 roku i trafieniem z pięciu metrów zapewnił swojej drużynie mistrzostwo.
„Potrzebowaliśmy właśnie czegoś tak spektakularnego” – ocenił Buttler, który z 20 pkt był drugim strzelcem gospodarzy.
LeBron James, który uzyskał 27 pkt dla pokonanych, przyznał, że pilnujący Rose’a w ostatniej akcji Tristan Thompson nie mógł zrobić więcej.
„Nie można mieć do nikogo pretensji. Nikt nie popełnił błędu. To było trafienie z cyklu tych +niewykonalnych+. A jednak wpadło. Czapki z głów przed strzelcem i tyle” – zaznaczył.
James po tym jednym meczu, w którym miał 14 asyst, wyprzedził w klasyfikacji najlepiej podających w play off Tony’ego Parkera, Steve’a Nasha oraz Larry’ego Birda i jest w niej obecnie czwarty – 1073.
W drugim piątkowym spotkaniu Los Angeles Clippers pokonali Houston Rockets 124:99 i w rywalizacji do czterech zwycięstw także prowadzą 2-1.
Do składu gospodarzy wrócił Chris Paul, który z powodu kontuzji nie wystąpił w dwóch pierwszych potyczkach z „Rakietami”. Rozpoczął spotkanie w pierwszej piątce, ale trener Doc Rivers wyraźnie go oszczędzał. Mógł sobie jednak na to pozwolić, gdyż świetne zawody rozgrywał jego… syn – Austin Rivers, który w ciągu 23 minut spędzonych na parkiecie zdobył 25 punktów. To jego najlepszy występ w NBA w karierze.
„To, co Austin zrobił, zwłaszcza w trzeciej kwarcie, było niesamowite. Byłem wtedy jego najzagorzalszym fanem, zagrzewałem go do boju niczym… cheerleader. A on trafiał, trafiał i trafiał. Już wiem, że mam godnego zmiennika” – ocenił występ Riversa-juniora Paul, który w piątek uzbierał 12 pkt.
Wyjawił, że w pewnej chwili podszedł do starszego z Riversów i powiedział: „W tym momencie zapomnij, że jesteś trenerem i ciesz się jak ojciec”.
Najlepszym strzelcem Clippers był z 31 pkt J.J. Reddick, a w ekipie z Houston wyróżnił się James Harden – 25.
Kolejne mecze w obu parach – w niedzielę, ponownie w Chicago i Los Angeles. Do awansu do finału konferencji potrzeba czterech zwycięstw.